Rozdział 52

108 8 1
                                    

Próbowałam się do niego dodzwonić, ale na marne. Po trzech próbach wyłączył telefon. Zadzwoniłam więc do Lexie, by upewnić się, że napewno wyszedł z kolegami. Stety lub niestety przyjaciółka potwierdziła jego wersję. Louis też zniknął z domu kilkanaście minut temu tłumacząc, że musi załatwić jakąś ważną sprawę i wróci rano.

Czekając na niego do późnej nocy zasnęłam ze zmęczenia około czwartej.
Obudziła mnie wibracja telefonu. Po omacku odnalazłam urządzenia i odebrałam przykładając słuchawkę do ucha.
— Tak słucham? — wymamrotałam.
— Cześć, Harry już wrócił? — W słuchawce rozbrzmiał głos mojej przyjaciółki. Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła.
— Cześć, cześć. W pokoju go nie ma, poczekaj zobaczę do salonu.
Wstałam i półprzytomna zaczęłam szukać narzeczonego w domu. Sprawdziłam każde możliwe pomieszczenie, niestety śladu po nim nie było.
— Nie, nie wrócił już a Louis jest?
— No właśnie nie ma. Myślałam, że może pojechał do was. Jest już trzynasta mówił, że będzie rano. Zaczynam się martwić.
— Trzynasta? O cholera.
— Coś się stało? — zapytała zaniepokojona.
— Wszystko okej, mam ginekologa na czternastą, jak dobrze, że zadzwoniłaś. Dam znać, jak Harry się pojawi w domu.
— Do usłyszenia — powiedziała i się rozłączyła. Musiała być bardzo zdenerwowana, zawsze chciała rozmawiać, miała milion tematów a dziś ograniczała się do minimum. Poszłam szybko wziąć prysznic i ubrałam na siebie biała przylegającą do ciała bluzkę oraz czarne ogrodniczki z długimi nogawkami. Zabrałam całą dokumentację ciąży, dokumenty, pieniądze i kluczyki ruszając bez zastanowienia do auta. Lekarz, nie zalecał siadać za kółko w ciąży w szczególności patrząc na mój stan zdrowia, ale nie miałam innego wyjścia. Odpaliłam silnik i pojechałam pod prywatną klinikę ginekologii, do której zapisali mnie rodzice Harry'ego oczywiście opłacając każde spotkanie z lekarzem. Po kilkunastu minutach stania w korkach dojechałam na miejsce i zaparkowałam na pierwszym lepszym wolnym miejscu. Zabrałam torebkę z tylnego siedzenia i udałam się do drzwi wejściowych.
— Dzień dobry! — przywitała się ze mną drobna czarno włosa pielęgniarka, która siedziała za ladą recepcji.
— Dzień dobry, nazwisko Williams.
— Pan doktor już czeka — powiedziała wskazując dłonią na drzwi od gabinetu. Głęboki wdech w celu opanowania nerwów i zapukałam delikatnie w białe drewniane drzwi, które idealnie pasowały do kolorystyki poczekalni.
— Proszę!
— Dzień dobry, Summer Williams miałam dziś przyjść na kontrolę.
— Oczywiście, zapraszam — wskazał wzrokiem na krzesło naprzeciwko niego. Usiadłam i wyciągnęłam z torebki wszystkie potrzebne papiery podając je mężczyźnie.
— Czy od ostatniego omdlenia przydarzyła się podobna sytuacja? — zapytał spoglądając w kartę pacjenta przechowywaną w klinice.
— Nie, oszczędzałam się tak jak pan radził.
— Dobrze, to zapraszam na łóżko. Standardowo poproszę podciągnąć bluzkę i rozpiąć spodnie. Muszę mieć dobry dostęp do maleństwa — zaśmiał się.
— Oczywiście.
Wykonałam bez problemu prośbę lekarza zsuwając ogrodniczki do pasa i podciągając koszulkę do góry. Doktor podszedł kiedy byłam gotowa, z butelki na żel do USG wycisnął trochę substancji i chwycił za urządzenie, które miało pokazać mi moje małe szczęście. Na początku nic się nie odzywał, ruszał urządzeniem rozprowadzając zimny żel po moim ciele.
— Chce pani znać płeć? Myślę, że możemy już ją wstępnie określić.
— Nie, wolałabym jeszcze nie wiedzieć   — odpowiedziałam i przyglądałam się obrazowi na ekranie monitora.
— W takim razie, tutaj mamy główkę, a tutaj maleństwo właśnie do nas macha — powiedział żartobliwie wskazując palcem na ekranie uniesioną maleńką rączkę mojego dziecka. — Dzidziuś mierzy już dwadzieścia dwa centymetry i waży około stu pięćdziesięciu gramów. Rośnie jak na drożdżach.
Zaznaczał coś na monitorze i stukał w klawiaturę, która dla zwykłego szarego człowieka była niezrozumiała.
— Tak, faktycznie duże maleństwo — stwierdziłam a w moim sercu poczułam jakby kołatanie. Nie było to bolesne ani złe dla zdrowia. Dotarło do mnie, że tam w środku mnie jest nowe życie. Nowe życie, które stworzyłam razem z Harrym. Tam w środku jest mój synek albo córeczka.
Serce podeszło mi do gardła z radości.

Wróciłam do domu bogatsza w nowe doświadczenia i zdjęcia dzidziusia. Rozejrzałam się po domu, niestety Harry'ego dalej nie było w domu.
— Hej znów. Louis wrócił do domu? — bez zastanowienia zadzwoniłam do Lexie, która odebrała po jednym sygnale.
— Nie, ale Cheryl dzwoniła, że Liam wrócił.
— I co? Coś mówił? Gdzie jest reszta?
— Nic nie powiedział, zamknął się w łazience i siedzi już tam godzinę. Cher nie widziała go długo, bo tylko przemknął jej przed oczami, ale mówiła, że miał cała siną i czerwoną twarz.
— Boże... Co oni robili.
— Nie wiem Summer. Chciałabym do ciebie przyjechać, tak bardzo nie chce być teraz sama, ale nie chce nie być w domu jak wróci.
— Rozumiem. Napisz, dzwoń jak tylko będziesz chciała.
— Dziękuję, jesteś najlepsza — powiedziała i chwilę później rozłączyła się pozostawiając mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Szybko jednak zszedł mi z ust, bardzo martwiłam się o mojego narzeczonego. Próbowałam wykonać kilka kolejnych połączeń do niego, ale komórka dalej była wyłączona. Zdenerwowałam się i postanowiłam posprzątać w domu, by rozładować stres i zająć czymś myśli. Zrobiłam pranie, obiad, rozwiesiłam pranie, posprzątałam i odkurzyłam. Nastał wieczór, więc chciałam na chwilę usiąść na kanapie i obejrzeć jakiś serial, który miał być śmieszny, ale w istocie to zapewne gniot jak każdy inny. Podjadałam chipsy i obserwowałam ekran, kiedy zamek  przekręcił się a drzwi otworzyły  na oścież. W nich stanął Harry, który wyglądał jak siedem nieszczęść.  
  — Summer? —  mruknął i osunął się na kolana trzymając ciągle w dłoni klamkę. Zerwałam się niczym porażona prądem i podbiegłam do chłopaka kucając obok.
—  Harry! Wszystko w porządku?
—  Pomóż mi —  jęknął i zarzucił na moją szyję swoje ramie. Chwyciłam go jedną ręką za brzuch  a drugą pociągnęłam jego ramię i pomogłam wstać przyjmując na siebie cały ciężar jego ciała. Posadziłam go w miarę delikatnie na kanapie i rozebrałam do bokserek. Był cały w ziemi i krwi. Obejrzałam jak najdokładniej jego ciało, ale nie miał większych ran, niż otarcia czy siniaki.
Napisałam szybkiego sms'a do przyjaciółki, że Harry wrócił i jest w opłakanym stanie. Niestety odpowiedzi nie otrzymałam. Zajęłam się więc chłopakiem. Położyłam mu wilgotną zimną szmatkę  na czole, bo z każdym dotykiem miałam wrażenie, jakby jego skóra parzyła. 
  — W kieszeni —  wyjąkał kolejne słowa. Spojrzałam na niego, niemrawo wskazywał palcem na swoje spodnie. Podniosłam je z podłogi i wyjęłam z prawej kieszeni plik pieniędzy.
— O mój boże. —  Moje źrenice powiększyły się z szoku jaki ogarnął mój organizm. W dłoni trzymałam wielki, gruby plik pieniędzy. Przeliczyłam je dwa razy bardzo dokładnie i dwa razy wyszło mi osiem tysięcy funtów! —  Harry! Harry skąd masz takie pieniądze? 
Potrząsnęłam nim delikatnie oczekując odpowiedzi.
—  Dla ciebie —  mruknął.
—  Ale skąd?
— Czy to ważne? Dla malucha —  powiedział już nieco wyraźniej i położył rękę delikatnie na moim brzuchu. 

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz