Rozdział 47

106 11 0
                                    

—  Summer, wszystko okej? —  zapytała mama widząc narastający we mnie smutek.
—  Tak mamuś. Ostatnio mamy po prostu dużo stresów.
— Kłócicie się?
—  Nie. Harry ostatnio jest zmęczony, był w szpitalu. Napiętą atmosferę mamy.
—  Co się stało?
—  Miał wypadek, nie odzywałam się do ciebie dwa miesiące, było mi bardzo ciężko. —  zwróciłam się do mamy. Po wyjściu Harry'ego odechciało mi się jeść, więc wstałam i zaczęłam zbierać talerze, mając nadzieje, że mama zrozumie moją aluzję byśmy zostały same.
— Martwiłam się, że coś się stało —  podłapała mój pomysł i też zaczęła zbierać naczynia. Kiedy znalazłyśmy się już same w kuchni poczułam tą matczyną miłość i wtuliłam się w nią jak w pluszowego misia małe dziecko. — Skarbie
Szepnęła i gładziła delikatnie moje plecy.
—  Mamo... Te dwa miesiące były straszne. Niby jego rodzice mi pomagali opłacając wynajęty pokój, dając pieniądze na przeżycie, ale to chodzenie do szpitala, mycie go a później dostanie kubła zimnej wody na głowę przez jego obojętność jest jak gwóźdź do trumny dla naszego związku —  wylałam z siebie cały żal.

—  Dziecko, początki związków nie są łatwe. Pamiętam jak bardzo Harry okazywał ci zainteresowanie. 
—  No i po wyjściu ze szpitala przestał.
— Może daj mu trochę czasu? Nie wiesz co siedzi w jego głowie, co myśli. Może się czymś zadręcza?
—  Chyba tym, że musi ze mną mieszkać.
—  A myśleliście o ślubie? Mogłoby to umocnić waszą relację. W końcu niedługo urodzi się dziecko.
—  Mamo, mówisz poważnie? Ślub? Teraz?
—  Mama ma rację Summer. —  Do kuchni wszedł ojciec i zwrócił się do mnie z grobową miną. 
—  Co? —  spojrzałam na niego zszokowana. Jeszcze niedawno skakali sobie do gardeł a dziś, słyszę, że ślub byłby dobrym pomysłem? Dobrym, z której strony? Chyba tylko dla dziecka.
— Niedługo zostaniecie rodzicami. Co powiedzą ludzie, kiedy dowiedzą się, że zaszłaś w ciążę z synem Stylesów i to jeszcze bez ślubu!
—  Jesteśmy zaręczeni, czy to nie wystarczy? Przecież to była wpadka.
—  Co z tego? Summer, możecie mieć problemy w ochrzczeniu dziecka, nie myślisz o tym?

—  A kto powiedział, że chcę ochrzcić?

—  Bój się Boga! Dziecko! Brak ślubu i chrzcin dziecka, po naszym trupie! —  zbulwersowała się mama. 
— On tego nie chce, przecież go nie zmuszę —  fuknęłam odnosząc się do wzięcia ślubu.

—  Porozmawiajcie. Wzięcie ślubu to najlepsze rozwiązanie dla dziecka, a chyba to jego szczęścia chcesz najbardziej.
—  Zobaczymy. Nie wiem co wam się nagle stało, nie byliście tak pozytywnie nastawieni na moją przyszłość z Harrym, a nagle namawiacie mnie do ślubu. Nie ważne w sumie, mogłabym się iść położyć?
—  Jasne córciu, twój pokój nadal czeka. Pamiętaj, chcemy dla ciebie i maleństwa jak najlepiej—  Uśmiechnęła się mama.
Nie odpowiadając poszłam na górę i od razu położyłam się na łóżku.
Co oni najlepszego wygadywali? Ślub w naszej sytuacji to chyba najgorsza możliwa opcja. My dnia ze sobą nie chcemy spędzać a co dopiero całego życia. Kocham tego głupka i ciągle żyłam nadzieją, na wielką miłość, ślub i gromadkę dzieci na starość po jego wybudzeniu się ze śpiączki, ale teraz sama nie wiem czy ten związek ma jeszcze sens.
Moje rozmyślenia przerwała wibracja telefonu.

OD: HARRY
Przepraszam.

Byłam na niego teraz taka wściekła, że nie zamierzałam odpisywać. Chciałam zostać dziś na noc u rodziców, by na spokojnie wszystko przemyśleć. Czy ślub to faktycznie takie dobre rozwiązanie? Przecież to decyzja na całe życie,  nie na chwilę, nie na rok tylko na długie długie lata.
Za co on mnie tak właściwie chciał przeprosić? Za to, że zostawił mnie w takiej sytuacji samą? Za jego dziecinne zachowanie? Czy za to, że już mnie nie kocha? 

Nie wiem nawet, kiedy zasnęłam, ale obudziła mnie mama następnego dnia o dziesiątej rano. 
—  Summer, skarbie wstań.
—  Później —  mruknęłam zaspana nakrywając się kocem.
—  Skarbie Harry tu jest, obudź się.
—  Co? —  usiadłam jak poparzona, przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju.
—  Czeka w salonie. 
Westchnęłam i po przeciągnięciu się wstałam udając do salonu. Schodząc ze schodów pierwsze co napotkały moje oczy to wściekłe źrenice mojego narzeczonego.
—  Gdzie ty kurwa byłaś!? —  wydarł się na całe pomieszczenie. 
—  U rodziców jak widzisz.
—  Dzwoniłem do ciebie, pisałem! Nie łaska było odpowiedzieć? —  wyciągnęłam telefon by sprawdzić wiarygodność jego słów. Dwanaście nieodebranych połączeń i trzy smsy.
—  No tak. Miałam wyciszony telefon, źle się poczułam.
—  Jasne! Ty się wiecznie źle czujesz! Wystarczyło napisać, że zostajesz u rodziców!
—  Uspokój się. Ja martwię się o ciebie od kilkunastu tygodni i masz to w dupie. Pomartwiłeś się jedną noc i wielka awantura.
—  Ty...
—  Ty co? —  wtrącił się mój ojciec przerywając mu w połowie zdania.
—  Nic. Summer, możemy iść do domu? — Jego ton głosu złagodniał a dłonie wcześniej zaciśnięte w pięści rozluźniły się. 
—  Summer? —  Mama spojrzała na mnie przestraszona wybuchem złości chłopaka.
—  Wszystko w porządku. Zadzwonię do ciebie później, pa. —  ucałowałam ją delikatnie w policzek i uśmiechem pożegnałam ojca. Z racji, że zasnęłam w ubraniach nie musiałam się przebierać. Wróciłam zabrać tylko swoje drobiazgi po czym Harry chwycił mnie  w talii i poprowadził najpierw do drzwi wyjściowych a później do auta. Wsiadłam nie szczędząc siły w zamykaniu drzwi.
— Może delikatniej? — stwierdził zajmując miejsce za kierownicą.
— Może przestaniesz być dupkiem?
— O, jaka harda — prychnął przez śmiech.
— O, jaki bezczelny.
— Musisz taka być? Musisz?!
— Jaka niby? Co sprawia, że jestem taka straszna i niedobra? — zadrwiłam z niego. Przez dłuższą chwilę nie odzywał się, był skupiony na drodze.
— Najpierw się do mnie kleisz później, kiedy okazuje ci czułość chce się z tobą kochać wyglądasz jakbym ci krzywdę robił! A teraz zachowujesz się jakbyś miała mnie gdzieś. Zdecyduj się dziewczynko.
— Ty to nazywasz kochaniem się? Kompletnie bez uczuć, bez emocji, bez czułości. To jest dla ciebie kochanie się? Kiedyś byłam twoim skarbem a dzisiaj dziewczynką, zabawne.

— Nie dramatyzuj.
— Wiesz co? Jesteś kompletnym dupkiem! — wysiadłam jak najszybciej, kiedy zatrzymał się przed wyjazdem do garażu przy jego posesji.
— Summer! — krzyknął wysiadając zaraz za mną.
— Daj mi święty spokój!! — wykrzyczałam w jego stronę, otworzyłam drzwi kluczem i zatrzasnęłam je przed jego twarzą. Pobiegłam na górę i zamknęłam się w pokoju gościnnym. Osunęłam się na podłogę i zaniosłam głośnym płaczem. Schowałam twarz w dłoniach próbując opanować histerie.
— Summer? Summer przepraszam! Nie o to mi chodziło. — Harry uderzył kilka razy pięścią w drzwi. Wstałam i również uderzyłam w drzwi ze złości.
— Idź stąd! Wynoś się! Nie chce cie widzieć!
— Przepraszam! Nie o to mi chodziło!
— Już nie wierzę w twoje przepraszam! Ciągle to mówisz! Ciągle przepraszasz a i tak robisz to samo za jakiś czas. Błędne koło, już mam tego dość! — krzyczałam opierając się o drzwi czołem. Czułam jak moje ostatki sił uciekają a nogi robią się jak z waty. Odsunęłam się od drzwi i usiadłam na krawędzi łóżka.

***

— Summer, błagam obudź się! Proszę skarbie! Przepraszam cię tak bardzo!
Do moich uszu docierał anielski głos. Głos mojego mężczyzny, mojej miłości, ojca mojego nienarodzonego dziecka.
— Harry — mruknęłam niewyraźnie.
— Boże! Summer, ty żyjesz! Proszę pana! Odzyskała przytomność!
— Świetnie. Już sprawdzamy czy wszystko w porządku.
Zimne dłonie dotknęły mojej twarzy. Powieka prawego oka została podniesiona delikatnie przez kciuka mężczyzny. Jasne oślepiające światło owładnęło moją źrenicą. Westchnęłam i pokiwałam głowa przecząco. — Już wszystko w porządku. Zostaw — mruknęłam niepewnie.
— Panno Williams straciła pani przytomność. Nadmierna ilość stresu nie wpływa dobrze na dziecko, ma pani świadomość tego?
— Tak, mam świadomość. Niestety nie na wszystko w swoim życiu mam wpływ —  zamrugałam kilka razy, by dojrzeć sylwetkę mężczyzny ubranego w biały kitel.
— Zalecałbym dużo odpoczynku, mało stresu i jak najszybszą wizytę ginekologiczna. Warto wspomnieć lekarzowi prowadzącemu o tym omdleniu.
— Tak, oczywiście — usiadłam na kanapie już w pełni świadoma. Znajdowałam się w salonie w towarzystwie Harry'ego i wysokiego ciemno-skórego mężczyzny.
— Podałem pani bezpieczny dla dziecka środek uspokajający. Pomoże pani zasnąć za kilka godzin i wyciszy organizm. Może czuć się pani senna i zmęczona, to normalny efekt tego środka. W razie problemów proszę do mnie zadzwonić. Przyjadę jak najszybciej.
Skinęłam głową i żegnając lekarza zamknęłam się w łazience. Umyłam twarz zimna woda orzeźwiając się i będąc w gotowości na awanturę stulecia.

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz