Rozdział 18

746 39 10
                                    

Perspektywa Bruce.
Miałem dziwne uczucie bycia obserwowanym. Zacząłem się rozglądać, ale po chwili zrezygnowałem. Weszłem do budynku mojej firmy już się za sobą nie oglądając. Martwi mnie sprawa Angel .
-Dzień dobry Panie Wayne.
-Dzień dobry Susan.
Odpowiedziałem mojej sekretarce i weszłem do biura. Myśląc o mojej córce chodziłem na spotkania. Musiałem się skupiać na spotkaniach ,a dokumenty odłożyłem na bok. Dałem je Susan i mojemu zastępcy do uzupełniania. Nawet nie protestowali,najwidoczniej zauważyli to ,że nie jestem swój dzisiaj. Jak tylko skończyło się ostatnie na dziś spotkanie,które odbyło się o 14.30 i trwało godzinę z minutami,pojechałem do domu. Dotarłem do rezydencji o 16. Jest to dla mnie wczesną porą. Zwykle wracałem najwcześniej o 19. Nie mogę przestać myśleć o tym co się stało. Nie wiem czy Angel żyje,czy nie. Mam nadzieję ,że żyje. Będąc w pracy rozmawiałem z Talią. Wszystko jej opowiedziałem. Talia była wręcz załamana. Postanowiła pomóc. Powiedziała o wszystkim co jej się z czymś takim kojarzy. Powiedziała,że to albo jakiś demon albo Bagniak. Ta druga opcja jest mniej prawdopodobna,ale warto sprawdzić. Bagniak to człowiekopodobny zbiór roślin tworzących organizm. Był on kiedyś czlowiekiem,ale niestety jego ciało zostało porzucone w bagnie przesiąkniętym resztkami magi. Po dobrych paru latach wrócił do życia,ale w tej formie jakiej go dziś zastanę podczas mojej wieczornej wizyty.
Jak tylko przekroczyłem próg zastałem ciszę. Przez program szkoleniowy w rezydencji zawsze było słychać jakieś dźwięki. Czy to śmiech ,czy to zwykłe rozmowy,zawsze coś było. Teraz wprost przerażająca cisza. Wszyscy jesteśmy podłamani tym co się stało. Bagniak to idzie pierwszy do odstrzału. Trzeba go będzie przesłuchać to nie będzie łatwe. W końcu nienawidzi ludzi. Same problemy. Poszedłem do mojego pokoju i przebrałem się w zwyczajny szary t-shirt oraz czarne spodnie. Zostawiłem teczkę z dokumentami i wyszedłem kierując kroki do pokoju Damiana. Zapukałem,a jak usłyszałem ciche pozwolenie na wejście, weszłem do pokoju. Damian siedział na łóżku po turecku i patrzył się w moją stronę. Starał się ukryć to ,że jest tym przejęty. Usiadłem obok niego i bez słowa go przytuliłem. Minęła chwila jak też się przytulił ,a ja poczułem jak moje ramie staje się powoli mokre . Płakał. Pierwszy raz odkąd tu jest.Siedzieliśmy tak kilka minut .
-Ojcze...ja...
-Nic nie mów. To normalne. Ja też się tym przejmuje i też jest mi ciężko. Skąd mamy wiedzieć ,że nie żyje? Jest możliwość, że żyje ,a dziś idziemy sprawdzić pierwszy trop.
-Trop? Przecież nic nie zostało...
Puścił mnie i otarł łzy.
-Opowiedziałem wszystko Talii . Powiedziała ,że jest możliwe, że ktoś ją porwał. Mam jeden konkretny trop i jest nim Bagniak. Jest jeszcze możliwość, że porwał ją jakiś demon.
-Rozumiem...
Odpowiedział jeszcze bardziej smętnie niż wcześniej.
-Coś nie tak?
-Nic nie jest tak jak trzeba! Nie mamy bladego pojęcia co to było! A sam fakt,że jej nie pomogliśmy, sprawia ,że czuję się całkowicie bezsilny!
Opadł plecami na łóżko i wyprostował nogi. Widać, że to go przerasta. Raven przeszukuje swoje magiczne księgi z pomocą Corri (Gwiazdki).Poza tymi tropami od Talii nie mamy nic.
-A tamtym momencie każdy z nas był bezsilny. Sam się tak czuję,ale musimy wziąć się w garść. Dla niej.
-Masz rację. A tak apropo . Kto to Bagniak?
Uśmiechnołem się i zacząłem tłumaczyć .
Perspektywa Angel.
Będąc na obrzeżach miasta znalazłam opuszczoną kamienicę. Była w dość dobrym stanie. Rozgościłam się w mieszkaniu na 3 piętrze pod numerem 21 . Mieszkanie było w dobrym stanie jak na opuszczony budynek. Działająca kuchenka gazowa ,działająca woda i jedna sypialnia z dość dużym łóżkiem. Łazienka w okropnym stanie. W porównaniu do reszty mieszkania. Cała rozwalona jakby po wybuchu mini bomby. Nie ma możliwości skorzystania z niej. W całym mieszkaniu zalegał kurz więc wzięłam się za sprzątanie. Tak zleciał mi czas do wieczora. Nieco zmęczona podeszłam do okna chcąc je zasłonić. Chwyciłam zasłony i jak miałam je zasłonić poczułam okropny ból w okolicy serca. Chwyciłam się w tym miejscu i padłam na kolana. Ból mnie wprost przeszywał . Zaczęłam czuć jak się rozchodzi. Całe ciało. Tak to bolało ,że byłam w stanie tylko jęczęć po cichu. Po dla mnie dość długim czasie męczarni zamiast jęczęć jak człowiek zaczęłam skomleć jak jakiś pies. Krew szumiała mi w uszach ,a bicie serca wprost dudniło. Ból narastał, a ja tylko słyszałam i czułam jak moje kości się przesuwają oraz wydłużają.Zanim się obejrzałam nos i usta zlały się w pysk z którego szczęk wyrastały dodatkowe zęby. Moje nogi i ręce zmieniły się w potężne łapy z ostrymi pazurami. Ogon się wydłużył, uszy powiększyły, słyszałam jak moje ubrania się prują na strzępy, a serce omal co nie wyskoczy z klatki piersiowej,która także się zmieniła. Moje wnętrzności zaczęły się wręcz gotować. Czułam jakby ktoś mnie palił od środka. W końcu ból ustąpił ,a ja poczułam niebywałą ulgę oraz lekkie otępienie . Spróbowałam wstać.Upadłam.Jeszcze tak kilka razy,aż do skutku. Nie wiedziałam ,że chodzenie na czterech łapach jest takie trudne.
Nie było już ani śladu po tych męczarniach. W korytarzu przy wyjściu było duże lustro,podeszłam do niego i spojrzałam na moje odbicie. Nie zdziwił mnie fakt ,że jestem wilkiem i to białym. Za to zdziwił mnie fakt,że tak stojąc na czterech łapach mam około 2,5 metra. Spojrzałam jeszcze do salonu gdzie się zmieniłam. Moje rozdarte ubrania leżały pod oknem,a kieszonka i pasek są na szczęście całe. Chwyciłam pasek i kieszonkę delikatnie kłami i położyłam na stoliku. Czułam się dziwnie. Miałam potrzebę wyjścia na zewnątrz. Jakbym była w klatce,ale nie jestem. Wyszłam na korytarz kamienicy i wspiełam się po schdach przeciw pożarowych na płaski dach. W oddali zobaczyłam batmobil i Corri wraz z żukiem kierujących się na bagna.Coś czuję ,że coś się tam stanie. Skoczyłam na następny dach i tak skacząc doskakałam na łąki wokół miasta. Z łąk pobiegłam na bagna.
Perspektywa Dick.
Jechaliśmy batmobilem na bagna by przesłuchać Bagniaka. Coś czuję ,że to źle się skończy. A gdy dojechaliśmy na bagna musieliśmy zostawić samochód. Jakbyśmy wjechali nim dalej najprawdopodobniej by zapadł się w jakimś błotnym jeziorku . W ciszy szliśmy prowadzeni przez Bruce'a aż nad mini jeziorko wodne .Staneliśmy nad brzegiem.
-Co teraz?
Zapytałem.
-Coś czego możemy pożałować.
Chwila ciszy i Bruce wyjmuje...MINI MIOTACZ OGNIA!!!
-Wyjdź porozmawiać Bagniaku,albo te lilie pożałują!
Krzyknął celując w wymienione lilie przy brzegu.
-KTO ŚMIE MI GROZIĆ ?!!
Z jeziorka z nikąd pojawił się człowieko podobny stwór z roślin. Bruce schował mini miotacz ognia i odpowiedział.
-Mamy tylko kilka pytań. Potem pójdziemy zostawiając Cię w spokoju.
-Dlaczego miałbym Ci niby odpowiadać na pytania? Jesteś tylko człowiekiem .
-Człowiekiem ,który chce kogoś znaleźć,a Ty jesteś podejrzanym.
-Podejrzanym?Niby z jakiego powodu?
-Z powodu twoich zdolności.
-To niby o co jestem oskarżony?
-Porwanie.
-Porwanie? Nie rozśmieszaj mnie. Od lat nie opuszczam bagien i nie zamierzam ich opuszczać, a już w szczególności ingerować w życia ludzkie. Wolę ciszę i spokój.
-Tuż przed porwaniem,drzewa w parku wariowały. Atakowały i niszczyły wszystko wokoło. Już sam fakt,że kontrolujesz rośliny sprawia,że jesteś podejrzanym.
-Gdybym nawet chciał komuś coś zrobić to zrobiłbym to inaczej. Wybacz,ale ja nic nie zrobiłem.
Bruce popatrzył na Raven,ta kiwneła głową ,że Bagniak nie kłamie i rozproszyła zaklęcie prawdy. Nic nie mówiąc udaliśmy się spowrotem do miasta by iść na patrol.
;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;
TO SIĘ POROBIŁO.;-;
LUNITA

Córka BatmanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz