Rozdział 19 Początek bitwy.

116 8 2
                                    

Narrator. 2 dni później.
W rezydencji Wayne'ów na zmianę pełniono swoje obowiązki czuwania już od dłuższego czasu. Nikt nie ośmielił się tego stanu rzeczy przerwać choć na chwilę. Aż w końcu z samego wieczora ,gdy Słońce chyliło się ku zachodowi ,a niebo przybrało czerwonawe barwy. Angel siedząca na kanapie wraz z Luckas'em spadła z blondynem z wygodnego mebla w akompaniamencie huku i ich krzyku. Jack siedzący obok na fotelu szybko pomógł im wstać. Spojrzał im w oczy szukając odpowiedzi na nieme pytanie w jego oczach ,a oni potwierdzili kiwając głowami na tak. Sprintem wybiegli z saloniku rozdzielając się w korytarzu. Angel pobiegła po Damiana ,a chłopcy po rodziców dziewczyny. Zaczęło się. Przygotowania nie trwały długo. Już w kilka minut byli gotowi. Jednakże Damian i Bruce nie mieli na sobie swoich kostiumów bohaterów. Mieli proste czarne ubranie przylegające koszulki na długi rękaw oraz luźne spodnie tego samego koloru. Skórzane sznurowane buty pod kolano ,również czarnej barwy, były idealnie dopasowane do ich nóg. Na udach mieli kabury na noże oraz sztylety przymocowane jasnymi skórzanymi paskami z klamrą. Oczywiście zabrali ze sobą swoje pasy z ekwipunkiem wypchane po brzegi. By chronić ich z przodu jak i z tyłu posiadali napierśniki z ze smoczych łusek ,które do małych nie należały. Po dwie dla każdego wystarczyły ,a ich elastyczność umożliwiała swobodę ruchu ,choć ich wytrzymałość należała do największych nie mogli być pewni ,że ich obronią. Ciemnogranatowe łuski chroniły Bruce'a ,Damiana jednakże chroniły czerwone i znacznie mniejsze od tamtych jego ojca. Na ich ramionach znajdowało się łączenie z elastycznego materiału ,którym podszyta była łuska. Nie należało to do łatwych zadań. Łuski były idealnie gładkie oraz lśniące swoim wyglądem przypominając wypolerowany metal z lekkim zgięciem na zewnątrz po środku. Angel wraz z Paprotem starali się przy wykonywaniu ich tamte kilka lat temu. Nie był to też tani materiał. Na ramionach oraz przedramionach mieli umieszczone odłamki łusek jako ochraniacze przymocowane także za pomocą jasnych skórzanych pasków z klamrami. Dłonie chroniły skórzane rękawiczki z wbudowanymi kastetami. Talia została przy swoim kombinezonie ,a na biodrach miała zapasowy pas jej ukochanego. Na udzie również posiadała kabury na ostrza. Włosy spięła w wysoki kucyk podtrzymywany nie tyle co gumką co złotą klamrą z wygrawerowanym smokiem. Na plecach znajdował się kołczan pełny strzał oraz rozkładany metalowy łuk. Tak samo mieli pozostali. Tuż przy pasie posiadała także kaburę z kataną. Jej syn także posiadał takie ostrze. Jack miał na sobie swój normalny strój do walki(rozdział 9 część 2). Tak samo Luckas. Ich stroje różniły się jedynie barwą ,gdyż blondyn wolał błękity. Angel natomiast mogła stworzyć sobie broń kiedy chciała więc miała bez ograniczeń podobnie do Jacka wraz z Luckas'em. Więc posiadali tylko po jednej kaburze na noże oraz kołczan w komplecie z łukiem. Jej strój diametralnie się zmienił. Postanowiła ruszyć do walki w bieli i srebrze. Nigdy nie lubiła chodzić cała na biało ,jednakże tego dnia chciała to założyć. Kusiło ją i chyba w końcu przekonała się do tego typu strojów. Wysokie buty pod kolano nasuwane na nogi z idealną na nią miarą przylegały ,a srebrne pary skrzydeł miały miejsce po bokach na łydkach. Wzór ten powtórzył się na jedynym czarnym elemencie tego stroju ,tyle że w złotej barwie. Mianowicie na ogrzewaczach na ręce do połowy przedramion pełniące jednocześnie rolę rękawiczek bez palców z twardej skóry. Bezrękawnik o barwie nieskazitelnej bieli przylegał do jej ciała włożony w spodenki 3/4. Chronił ja napierśnik ze smoczej stali z wygrawerowanymi pnączami. Włosy rozpuściła i założyła srebrną opaskę na włosy na której widniały wyryte księżyce w otoczeniu gwiazd. Wszystkie stroje wieńczyły medaliony. Każdy założył je gdzie indziej. Jack raz Angel na szyi ,Damian przypiął do paska ,Talia do katany ,Bruce owinął wokół ramienia zaczepiając o ochraniacz ,a Luckas po prostu schował do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza. Wszystkie ich ubrania chroniły dodatkowo zaklęcia więc zawsze była dodatkowa ochrona. Tak przygotowani ruszyli. W holu pożegnali się szybko z innymi mieszkańcami rezydencji. Nie mieli czasu na czułe pożegnania i tego typu sprawy. Już za drzwiami Jack otworzył portal na umówione wcześniej z królową miejsce. Tam też czarnowłosa wraz z blondynem wyczuli energię. Mroczną energię Selenii. Trafili do lasu przed równinami na których terenie niegdyś odbyła się ostateczna bitwa wielkiej wojny ładu i chaosu. Miejsce od setek lat opuszczone. W oddali majaczyła ruina zamku w której od ostatnich kilku dni świeciło światło z pochodni. Nie był on duży lecz mały i prosty. Choć pozory często mylą to zamek nie odgrywał żadnej roli w tym czasie ,ani w najbliższym. Na obrzeżach lasu gdzie drzew było mało zgromadziła się armia złożona z najróżniejszych stworzeń. Przywitała ich królowa wraz z synem i przyboczną strażą w postaci dwóch rosłych mężczyzn ze skrzydłami sów w srebrnych zbrojach i włóczniami przed którymi się ukłonili. W powietrzu czuć było powagę ,strach i determinację do działania. Napięcie czuło się wszędzie ,a rosło ono z każdą chwilą. Koło oddalonego o kilka kilometrów zamku można było zobaczyć stojącą mini kryształową armie w towarzystwie kilkuset potworów. Od mantikor po ogry i trolle. Naprzeciw im stały centaury ,najady ,elfy ,ludzie oraz wile innych w podobnej liczbie do przeciwników z niewielką przewagą liczebną. Królowa nie mogła wystawić całej armii gdyż wtedy nie byłoby komu bronić królestwa ,a do tego nie mogła dopuścić ,nigdy. Słońce zaszło niemalże całe za horyzont,pierwsze gwiazdy zaczęły błyszczeć na niebie wraz z księżycem. Pole bitwy okrył półcień , tak samo twarze obrońców. Rodzina i przyjaciele Angel stali u boku królowej siedząc na podarowanych koniach. W końcu niebo przecięła krwawa wstęga magii. Już czas na to. Już czas na finałowe starcie oraz wymierzenie sprawiedliwości za krzywdy doznane z rąk okrutnej Selenii. Na rozkaz królowej dzierżącej w dłoni partyzanę* wojsko ruszyło przed siebie powoli równym tempem. Tętent kopyt równo dudnił uderzając w twardą ziemię pokryta miejscami żółtą trawą. Zatrzymali się w odległości kilometra od wrogiej armii na znak Jej Wysokości Królowej Aurelii. Rodzice czarnowłosej spojrzeli po sobie by za chwilę spojrzeć na ich dzieci. Chcieli doszukać się czegokolwiek na ich twarzach ,jednak wyrażały one skupienie. Mimo młodego wieku byli niezwykle dojrzali choć wciąż potrzebowali wsparcia innych ,ich wsparcia. Po twarzach nie doczytali się niczego lecz po tym jak zaciskali dłonie na lejcach wiedzieli ,że są nerwowi. Talia będąca koło syna chwyciła go za dłoń. Tak samo uczynił Bruce chwytając córkę za jej drżącą dłoń. Zdezorientowane bliźniaki popatrzyły na swoich rodziców i po sobie ściskając mocniej dłonie dorosłych. Angel spojrzała na jej przyjaciół stojących po drugiej stronie królowej. Oni też byli w nerwach. Posłała im ostatni uśmiech choć sprawiało jej to nie małą trudność. Odpowiedzieli bladymi uśmiechami. Kolejna krwawa wstęga przecięła nieboskłon teraz już całkowicie pogrążony w czerni nocy. Armia wroga ruszyła ,na co Jej Wysokość dała natychmiastową odpowiedź.
-Do boju!!! Po zwycięstwo!!!
Tak właśnie każdy ruszył na swoich przeciwników z wyciągniętą bronią powoli przechodząc do kłusu,a łucznicy położeni z tyłu na drewnianych wieżyczkach napięli cięciwy nakładając strzały i celując puścili. Niebo stało się jeszcze ciemniejsze od strzał ,które z łatwością pozbyły się większości pomniejszych jednostek wroga na raz. Wraz z ostatnim wbitym w ciało lub ziemię grotem szarża przeszła w galop. Bojowe okrzyki było słychać wraz z przejściem w galop ,a wokoło widać było jak żołnierze wyciągają miecze lub łuki strzelając w pierwszą linię wroga. Rodzina królewska nie obserwowała tylko ruszyła do walki ramię w ramie ze swoimi ludźmi. Kryształowe stwory stały gotowe na rozkazy jednak wciąż nieruchomo. Po kilku dobrych sekundach galopu oraz biegu obie armie starły się ze sobą i zaczęły się pierwsze walki. Niektórzy spadli z wierzchowców inni zaś zeskoczyli z nich lub pozostali w siodle. Broń zabrzęczała rozpoczynając morderczy taniec. Iskry leciały z ostrych głowni białej broni ,a świsty strzał przecinały powietrze zwiastując śmierć. Pierwsze krzyki ,pierwsze agonalne wrzaski należące w większości do armii Selenii ,gdyż nie potrafili oni być cicho. Byli na to za tępi. Jedyne co się dla nich liczyło to liczba zabitych i zapach krwi. Kompletne przeciwieństwo armii Aureli. Oni stawiali na precyzję oraz skuteczność tym samym zdobywając przewagę. Angel nie utrzymała się w siodle przy zderzeniu z wielkim piekielnym ogarem ,którego futro wyglądało jak płomienie choć nimi nie było. Szybkim ciosem zadanym ze świeżo stworzonego srebrnego miecza zabiła zwierzę. Ruszyła przed siebie szturmując na hordę bezmyślnych goblinów otoczonych mroczną aurą. Ostrze błysnęło ,a z jej klingi nic nie zostało. Mimo bycia bezmyślnymi stworzeniami wciąż posiadały instynkt samozachowawczy i wystarczające zasoby magii na barierę. Czarnowłosa wyskoczyła w powietrze tworząc obusieczny srebrny miecz biorąc duży zamach z nad głowy. Przybiła się z łatwością przecinając na pół jednego z nich. Po czym zajęła się resztą. Jack i Luckas siali spustoszenie na polu bitwy. Wszędzie było pełno lodowych pocisków w towarzystwie czerwonej energii w postaci łańcuchów z ostrzami na końcach. Wokół tamtej dwójki zrobiło się puste koło przyozdobione ciemna krwią oraz trupami jej właścicieli. Talia wraz z synem walczyła plecami do siebie. Razem zabijali wokoło siebie wszelkich przeciwników chroniąc swoje plecy. Bruce walczył niedaleko córki nieco z tyłu przebijając się do przodu. On także zleciał z konia choć z innego powodu. Jego wierzchowiec leżał z tyłu martwy z przebitą na wylot klatką piersiową przez prymitywną dzidę. Starał się obserwować córkę ,która sobie świetnie radziła ,a krew jej przeciwników coraz bardziej odznaczała się na jej białym ubraniu. Wroga coraz bardziej ubywało aż w końcu po kilku godzinach walki zostały same trolle wraz z kilkunastoma zdziczałymi wilkołakami i kilkoma gigantami wielkości 4 pieter. Wśród nich znalazły się także 2 cyklopy z buzdyganami oraz jeden triklop. Z armii Aureli została mniej więcej ponad połowa żołnierzy. Wszyscy skąpani w posoce oraz wymęczeni. To walki z resztka armii Selenii stanęła czwórka zaufanych ludzi Jej Wysokości ,co nie z takimi rzeczami sobie radziła w ich krótkim jak i w jednym przypadku długim życiu. Jack ,Luckas ,Paprot i Angel Stanęli obok siebie tuż po tym jak królowa rozkazała się przegrupować. Chwycili swoje dłonie zaczynając mówić zaklęcie ,które w brzmieniu brzmiało niczym kilkadziesiąt osób mówiło naraz bez ładu i składu przypadkowe słowa przeszkadzając sobie nawzajem. Wokoło pojawiły się zawirowania powietrza ,a od złączonych rąk emitowało coraz jaśniejszy blask błękitnej barwy. Szarżujący w tej chwili przeciwnicy nie musieli długo czekać na swój koniec. Przed nimi pojawiła się błękitna ściana w taki sposób ,że nie zdążyli wyhamować przed nią. Zostały z nich tylko kości. Poza jedna majaczącą sylwetką. Był to posłaniec. Zjawa która przemówiła prosto do umysłów wszystkich naprzeciw niej. Jej szept zawiadomił ich o nadal trwającej bitwie tymi słowami "Zginiecie. Pomrzecie. Zgnijecie tutaj gdyż od dziś będzie to wasz grób".
=\\";%;&;,$:;/#$:\;!&"6$#3÷€€:,$#6.,\0
Partyzana*- broń drzewcowa o obosiecznym grocie, mającym u nasady dwa rozgałęzienia o kształcie skrzydeł lub półksiężyca. Używana na zachodzie Europy w XV wieku jako broń bojowa piechoty, w XVII wieku stała się bronią paradną: oznaką godności oficerskiej oraz bronią straży pałacowych.
No to jeszcze 2 rozdziały i epilog. Potem biorę sie za poprawę w międzyczasie publikując nową książkę.
Lunita ;3

Córka BatmanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz