Rozdział 6. Przed ogniem walki.

202 19 4
                                    

Perspektywa Angel.
Szybko założył naszyjnik. Spanikowałam wewnątrz. Knox nienaturalnie się wyginał i rósł porastając futrem. To stara fabryka która groziła zawaleniem. On nas może pochować żywcem jeżeli czegoś nie zrobimy!
-Jack,musimy się ewakuować. Ta fabryka jest pod zagrożeniem zawalenia. Zaraz będzie to nasz grobowiec.
-Stworzę barierę albo portal.
-Nie. Czy tylko ja tu zauważyłam symbole na ścianach? Przenikną przez twoją osłonę,a portal nie otworzy się. Wypróbuję mój nowy miecz.
-Mam nadzieję ,że zadziała. Knox sięga do sufitu i zaczyna się świecić. Zaraz może nastąpić wybuch.
-Wybuch!?
Krzyknęła moja familia. Wyciągnęłam z kieszonki mój miecz ( ten z 1 i 2 części) i przecięłam przestrzeń przed nami otwierając portal który zmierzał prosto na łąkę 2 km od fabryki. Wbiegliśmy do niego od razu. Tynk zaczynał nam sypać się na nasze głowy. Minęła krótka chwila ,a nastąpił wybuch. Ledwo co umknęliśmy przed kawałkami betonu,szkła i innych rzeczy. W chmurze pyłu pojawił się ogromny, biały ,koci łeb z różowym nosem. Ogromne łapy podparły się o ziemię i po chwili pojawił się cały potwór. Z budowy przypominał pumę, zamiast ogona miał osiem równie białych węży. Przed nami znajdowała się mantikora typu omega o wiele za bardzo przerośnięta. Miała jakieś 16 metrów wysokości. Normalnie mają po 3 metry albo 2. Jednak nie to było najgorsze. Może i cieszyłam się ,że nic nam się nie stało, a moja broń zadziałała,ale... Słabo mi było. Nie dokończyłam inkantacji na mieczu. Przez to zabrało mi sporo energii,niemalże całą. Zanim się obejrzałam zrobiło mi się ciemno przed oczami i spadłam w ciemną otchłań.
Perspektywa Damian.
Angel nie wiem dlaczego zemdlała lecąc na mnie więc ją złapałem.
-Angel!
Krzyknęli za nią jej koledzy podbiegając. Ledwo co się dowiaduję,że mam siostrę ,a tu od razu jakieś walki i ciemne sprawki. No ile można, o losie. Wracając. Ten cały Jack zaczął przyglądać się ostrzu miecza.
-Tak jak myślałem. Nie dokończyła inkantacji na ostrzu przez co użycie go zabrało niemalże całą energię Angel.
-Zabieramy się stąd .
Zarządził ojciec po wypowiedzi czerwonookiego. My tylko kiwnęliśmy głowami na zgodę i odbiegliśmy.
Godzinę później...
Mantikora, jak to później wyjaśniła tamta dwójka, wciąż była na terenie fabryki. Po prostu Knox się tam położył. Jednak nie stracił czujności. Cały czas był gotowy do ataku. Ojciec wezwał resztę Ligi Sprawiedliwych. Prawie każdy dotarł oprócz Aquaman'a. Obserwowaliśmy potwora z krawędzi lasu oddalonego o 3 km od fabryki,która na nasze szczęście znajdowała się 10 km za Gotham.
Jednak w końcu Aquaman dotarł wbiegając do nas przekraczając granice lasu.
-Wybaczcie spóźnienie. Miałem istną plagę morskich potworów. Swoją drogą megalodony* powinny wyginąć,nie?
-Megalodon?! My tu mamy mantikore!
Ojciec skarcił blondyna. Ale serio? Megalodon? One powinny być wymarłe od milionów lat.
-Ślepy nie jestem. Mamy jakiś plan?
-Jeden.
Odpowiedział Superman. Jednak ja już nie słuchałem. Zainteresował mnie Luckas,a raczej jego mina jak zobaczył Aquaman'a. Szok i zmieszanie miał wymalowane na twarzy. Szybko jednak schował to za maską obojętności. Razem z Jackiem kucał przy Angel u stóp drzewa pod którym leżała. Matka stała u boku ojca.
-Mam nadzieję ,że plan jest jasny. Dzieciaki wy tu zostańcie.
Zaoponował Flash. Super... Znowu nie biorą mnie do akcji.
-Wypraszam to sobie! Nie macie szans bez nas!
Zakrzyknął Luckas zwracając na siebie całą uwagę Ligi.
-Dzieciaki jak ty powinny siedzieć w domu. W ogóle to kim wy jesteście?
Zapytała Wonder Woman.
-Chwila moment...
Mruknął Aquaman. Po chwili jednak krzyknął zaskoczony.
-Luckas!
-W końcu się skapnąłeś tato. Co? Szczęka opadła?
Tato? No to robi się ciekawie. Każdy teraz patrzył jak blondyn staje przed swoim ojcem z determinacją na twarzy.
-Gdzieś ty był?! 4 lata! 4 lata cię nie było! Masz jakiekolwiek usprawiedliwienie!
-Hej! Nie czas na rodzinne kłótnie! Zajmiecie się tym później! Mamy do pokonania przerośniętą mantikorę!
Czerwonooki podniósł się z ziemi stając pomiędzy ojcem i synem.
-Wiem Jack. Wybacz.
-Nic się nie stało Luckas,a teraz idziemy razem z Ligą zająć się mantikorą.
-Hej! Nie wtrącaj się w nasze sprawy. Jestem jego ojcem i on nie pójdzie walczyć z tym czymś.
Jednak i Luckas ,i Jack go zignorowali. Nawet ja tak nie ignoruje ojca.
-Teraz posłuchaj tato. Odkąd tylko uciekłem nie raz byłem w niebezpieczeństwie. Umiem sobie radzić. Teraz idziemy na potwora i ty będziesz patrzeć jak ja walczę. Myśl co chcesz,ale ja nie zamierzam patrzeć jak inni zostają ranni kiedy ja coś mogę z tym zrobić.
Wyminęli Aquaman'a któremu wyraźnie to nie pasowało.
-Ani kroku dalej,Luckas.
Niby się zatrzymał,ale przygotował się do skoku i skoczył na wysokość ok. 6 metrów oraz długość ok. 14. Magia,tsk. Skakał tak razem z tamtym w stronę potwora,a Liga ruszyła za nimi.
-Nie tylko my mamy problemy rodzinne w tym gronie. Co nie synu?
-Tak mamo,ale jakim cudem zna on Angel?
Matka została razem ze mną i Angel. Przeszliśmy się do wciąż nieprzytomnej siostry i usiedliśmy obok niej.
-Ścieżki życia pędzą w różnych kierunkach. Równie dobrze mógł to być przypadek.
Usłyszeliśmy głośny ryk monstrum w tle na co odwróciliśmy głowy na chwilę.
-Niestety. Wolałbym żeby nie doszło do takiej sytuacji.
-W sumie to moja wina. Powinnam się jakoś postawić żeby Angel tyle nie wycierpiała przez waszego dziadka. Zawsze wymagał od niej perfekcji,a najmniejszy błąd był surowo karany. A ja nic nie mogłam z tym zrobić bo nie mogłam się postawić temu starcu.
Matka zacisnęła dłonie w pięści na kolanach. Ale nie tylko ona. Ja też. Ja ,w przeciwieństwie do niej, porównując nasze życia miałem raj,a ona piekło.
-To nie twoja wina mamo. Teraz najważniejsze jest to by nic się takiego nie powtórzyło.
-Dziękuję Damian. Może spróbujemy ją ocucić?
-Masz może sole trzeźwiące?
-A co ja apteka?
-A ja niby jestem?
Tak skończyłem naszą rozmowę. Odwróciłem głowę z powrotem w stronę siostry bo rozmawiając z mamą się odwróciłem. Ale...Nie było tam jej.
-Co jest?!
Razem z mamą się zdziwiliśmy.
-Oj! Nie panikujcie jak wróżka na widok jednorożca. Mam mantikore do pokonania. Wtedy możecie sobie panikować.
Stwierdziła stojąc za nami. Mam pytanie. Jak ona to zrobiła?
-Wszystko w porządku Angel?
-Tak mamo nic mi nie jest. Muszę się zająć bestią. To już jest sprawa osobista. Mnie może sobie atakować,ale narażać na niebezpieczeństwo moich bliskich jest równoznaczne z fangasto*.
-Fangasto?
Zapytaliśmy z mamą.
-A takie powiedzonko oznaczające,że zaraz ta mantikora przestanie istnieć.
Tak pobiegła w stronę stwora któremu nic nie robiły lasery Superman'a. Superman latał wokoło potwora razem z Wonder Woman ,a bestia próbowała trafić ich ogonami oraz łapami.
Pobiegliśmy za Angel bo nic innego nam nie zostało.
:*/8$;/^&:*:^/:6/^5/&$;5*/&$*^&
Przepraszam za długą nieobecność ,ale miałam sprawy rodzinne do załatwienia.
Lunita .   !.!

Córka BatmanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz