Rozdział 4

420 20 0
                                    

Perspektywa Angel.
Wszystkie rzeczy z półek i szafek były porozrzucane po całym pomieszczeniu. Na jasnoczerwonych ścianach były ślady pazurów oraz plamy czarnej i ciemno czerwonej krwi.
Z szafy i biurka zostały drzazgi oraz pojedyncze deski. Pościel z łóżka rozszarpana razem z materacem. Zasłony w kolorze granatu wciąż zasłonięte miały trzy ślady po pazurach. Kwiaty z parapetu wywalone z ziemią przed oknem. A na lewej ścianie nad łóżkiem widniał symbol na sto procent należący do demona. Trudno go opisać. Wewnątrz okręgu widniał symbol dwóch skrzyżowanych mieczy oburęcznych,a na rękojeściach znajdowały się sierpy. Na samym środku na mieczach widniała włócznia.
Wpatrywałam się w ten namalowany magią symbol i niezauważyłam nawet jak ktoś wszedł do pokoju. Zauważyłam dopiero jak ojciec położył mi dłoń na ramieniu.
-Na śpiewające gorgony.
Mruknął Paprot w mowie wróżek.
-Co tu się stało?
Mruknełam z Damianem.
-Coś za dużo tej krwi.
-Ojcze.Jack jest półdemonem. Taka utrata krwi mu nie zagrozi jak na przykład mnie czy tobie.
-Półdemonem?!
-Ojcze ,przecież Raven też jest w połowie demonem.
-Raven znam,a jego nie. Poza tym powinnaś powiedzieć wcześniej.
Jak tak można!?
-Wybacz,że się martwię! Może po mnie nie widać,ale zależy mi na każdym z was! A,że nie mówię wiele to ograniczę się do tego! Mam dość!
Podniosłam głos. Miałam dość tego wszystkiego. Patrzyli na mnie jakbym stała się duchem. Takiego zaskoczenia nie widziałam u żadnego z nich.
Chwila... Co ja zrobiłam..?
-Przepraszam. Nie powinnam podnosić głosu.
-To ja powinienem przeprosić. To ja obraziłem twojego przyjaciela. Masz prawo być wściekła.
-Po prostu zajmijmy sie analizowaniem sytuacji. Paprot,proszę rzuć zaklęcie.
Podszedł do mnie i położył obie dłonie na podłodze.
-Się robi lodowa księżniczko.
Kopnełam go w tyłek i wylądował na twarzy na podłodze.
-Do roboty blondi.
Prychnełam.
-Jak zwykle przyjemna jak pluszowy miś.
Mruknął. Wypowiedział krótką formułę. Wszystkie przedmioty zaczęły wracać na swoje miejsca i się naprawiać. Plamy poznikały,ale też rozcięcia na ścianach,łóżku oraz zasłonach.
Gdy krzesło na kółkach stanęło przy biurku ,pojawiła się przezroczysta postać Jack'a siedząca przy biurku. Patrzył na coś przed sobą trzymane w dłoniach,ubrany w czarny podkoszulek oraz czerwone rurki i trampki. To było zdjęcie,które zrobili na siłę. Miałam jakieś pięć lat. Z lewej Jack trzymał mnie siłą i czochrał po włosach, Luckas był na plecach Paprota i wyglądał zza niego. Paprot pochylony z blondynem na plecach śmiał się jak wszyscy oprócz biednej mnie
próbującej sie wyrwać. Nie minęło kilka sekund,a na ścianie zaczął rysować sie symbol. Czarnowłosy natychmiast zareagował. W jego dłoni pojawił się miecz o równie czerwonym co jego oczy ostrzu i ciemnobrązową rękojeścią przypominającą skręcone korzenie drzewa. Stanął gotowy do obrony. W jednej chwili z symbolu wyskoczyła kula czerwonej energii prosto na Jacka. Przeskoczył w bok ,a biurko skończyło w drzazgach. Od razu odbił się od ściany i naskoczył na symbol wysyłając krwistoczerwoną fale magii w jego stronę. Wylądował tuż przed łóżkiem i cofnął się parę kroków w tył gotowy do kontry. Z wnętrza znaku zaczęła wyłaniać się trzy palczasta łapa. Następnie druga, a głowa po dwóch sekundach. Był to olbrzymi czerwony jaszczur przypominający salamandre połączoną z waranem Komodo.
Miał ok. półtorej metra. Gad sycząc i szarpiąc łóżko zaczął czaić się na czerwonookiegio. Jack wyczarował sobie czerwoną,kryształową,okrągłą tarczę. Prowokacyjne zastukał w nią kilka na co jaszczur skoczył na niego. On za to podstawił tarcze i odrzucił gadzinę na bok gdzie zaczepiła łapą o zasłony i biedne rośliny. Ta znowu zaczęła się czaić by po chwili naskoczyć na Jacka. Uniknął ,a zawartość biblioteczek i szafek wylądowała na podłodze wraz z nimi. Jack wykorzystał okazję atakując i raniąc bestie między barkami przeskakując ją. Krew trysneła. Gadzina zamachnęła się ogonem na jego nogi na co podskoczył i wbił ostrze w ogon. Z paszczy gada wyrwał się ryk, by po chwili ponownie zaatakować , tym razem paszczą. Jack niezdążył zabrać nogi,jaszczur był szybszy. Wgryzł się w jego nogę i rzucił nim o podłogę,czarnowłosy krzyknął z bólu. Stwór skoczył,a leżący na plecach Jack w ostatniej chwili zasłonił się tarczą. Pysk kłapnął tuż nad jego głową. Jack z pomocą magii odrzucił gada i  chwiejnie stanął chwytając miecz.
-No dajesz! Pokaż co masz,bo do smoka ci daleko!
Stworzenie jakby rozumiejąc te słowa sykneło groźnie w jego stronę. Po chwili otworzyło paszcze pełną długich i ostrych zębów by w ciągu sekundy wysłać ognistą kule. Kula rozproszyła się na tarczy.
-Ok....
Mruknął. Miecz z tarczą zniknęły
,a zastąpiły je kule czerwonej energii,które poleciały z wielką prędkością w stronę gada. Po chwili jaszczur nie miał głowy,a jego krew rozbryzła się po ścianie.
-Trzeba będzie znowu malować.
Mruknął i usiadł na podłodze odchylając głowę do tyłu. Spojrzał na swoją prawą nogę całą we krwi. Wyciągnął lewą rękę w stronę rany i jego dłoń zaświeciła się czerwoną poświatą. Jednak znak na ścianie dał o sobie znać świecąc czarną poświatą. Nie minęła chwila,a czarny łańcuch wystrzelił oplatając się wokół kostki Jacka. Następnie łańcuch szarpnął nim i wylądował na ścianie zostawiając sporo krwi na jej powierzchni. Na koniec gwałtownym szarpnięciem Jack został wciągnięty do wnętrza znaku ,znikając. Tu był koniec magicznej retrospekcji.
-Cokolwiek to było,porwało go i jest to prawdopodobnie jakiś demon.
Stwierdził Luckas.
-Napewno jest to ktoś doświadczony i naprawdę potężny. Doskonałe wiecie,że osłony domu,a szczególnie sypialni są niezwykle mocne. Jedynymi mocniejszymi osłonami są te pałacowe.
-Paprot ma rację. To nie jest także czas na półśrodki.
Stwierdziłam. Schowałam miecz i wymówiłam moją formułę biorąc pasek w dłonie. Po sekundzie miałam na sobie strój oraz włócznie.
-Nie wiedziałem,że tak możesz.
-No właśnie siostro.
Prychnełam na ich stwierdzenia.
-Jeszcze sporo o mnie nie wiecie. Najlepiej żebyście o wielu z tych rzeczy nie wiedzieli. Dla bezpieczeństwa.
-Dlaczego niby?
Ojciec spojrzał na mnie z góry.
-A chciałbyś ojcze mieć doczynienia z każdym moim problemem? Wątpię byś chciał. Informacje które ja,Paprot,Jack oraz Luckas zebraliśmy zmieniły nas w cenne źródła informacyjne. Sam wiesz ile ludzie zrobią dla informacji jeżeli ich naprawdę potrzebują.
-Niestety wiem. Co teraz zamierzasz zrobić?
-To proste. Poczekamy.
Każdy w pomieszczeniu patrzył na mnie zszokowany.
-Jak to "poczekamy"?!
Wykrzyknął Damian. Następnie kontynuował.
-Skoro się martwisz to dlaczego chcesz czekać?! Może być w tej chwili torturowany bądź mordowany!
-Masz rację,ale...
-Ale?
Odezwała się cała moja świta.
-Gdyby ten ktoś chciał go zabić to by go zabił. Jest mu do czegoś potrzebny więc...
Machnełam włócznią,a pokój wszedł w samonaprawe.
-Nie mamy się i co martwić. Wątpię by chodziło o informację.
Raczej o coś zupełnie innego. Wystarczy,że rozszyfrujemy symbol i mamy naszego porywacza .
Patrzyli na mnie rozumiejąc dlaczego nie panikuje.
-Pora wracać.
Zarządził ojciec. Spojrzałam pytająco.
-Patrol .
Strzeliłam sobie w czoło. Tak samo Damian.
-Chodźmy już lepiej.
-My tu zostaniemy i poszukamy czegokolwiek.
-Dzięki Paprot.
Wyszlismy z domu i skierowaliśmy się do centrum portali. Z tamtąd wróciliśmy do wili.
^#&$*$&/:(*:;^";??&:;/;*^";&&^
Przepraszam za długą nie obecność. Szykowałam się na bal gimnazjalny i tak wyszło.
Lunita

Córka BatmanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz