Rozdział 13 Sen czy java?

140 12 2
                                    

Tydzień po incydencie na plaży. Narrator.
Selenia siedziała w ruinach zamku na kamiennym tronie bez zdobień. Patrzyła na klęczących przed nią wojowników. Wojowników których stworzyła specjalnie do realizacji jej planów. Ze skupieniem obserwowała ich potężnie zbudowane postacie zrobione z magicznego czarnego szkła. Uśmiechała się pod nosem zadowolona z efektu końcowego. Jej własna mini armia. Prawie niezniszczalna. No właśnie ,prawie. Tylko ona mogła ich zniszczyć oraz... Angel ,która nieświadoma była swojej prawdziwej mocy. Na samą myśl o dziewczynce Selenia wykrzywiła usta w grymasie złości i nienawiści. Taka mała i krucha istota mogła zniweczyć jej plany. Wyszła z zamku podirytowana tym faktem. Przemierzała bezkresne równiny by dotrzeć prosto do jedynego drzewa na przestrzeni kilkunastu kilometrów. Ponad tysiącletnia wierzba płacząca ukrywała za swoimi długimi oraz gęstymi gałęziami pewną niepozorną postać. Czarnowłosa odgarnęła gałęzie zamaszystym ruchem ręki wchodząc powiewając jednoczesnie jedwabną czarną suknią. Stanęła nad leżącą na plecach postacią dziewczynki wyglądającą jakby upadła nie mając siły wstać. Peleryna leżała pod nią równie skamieniała jak jej właścicielka która miała na sobie prostą suknię bez rękawów ,które zostały oddarte. Poły sukni też były poszarpane ,a zamiast gorsetu miała dopasowany do jej sylwetki napierśnik. Jej długie włosy leżały rozproszone po zielonej cienkiej trawie , a oczy miała zamknięte jakby spała. Blizny na twarzy oraz rekach odznaczały się jaśniejszą barwą. Szary gładki marmur lśnił w blasku księżyca prześwitującym przez gałęzie wysokiego oraz potężnego drzewa. Selenia patrzyła na ten widok z nieukrywaną odrazą. W dłoni hybrydy gatunkowej pojawiła się czarna kula ,która od razu została posłana w stronę posągu. Kiedy miała już go zniszczyć kula została odepchnięta z powrotem przez białą barierę na posągu. Wściekła czarnowłosa uniknęła rykoszetu i wyszła z pod gałęzi. Zaczęła wracać do zamku z szaleństwem w oczach. Zanim przeszła bramy zamku odwróciła się spoglądając na sierp księżyca i powiedziała.
-Już niedługo Luna... Już niedługo ponownie staniemy do walki ,a wtedy już nic cie nie uratuje.
Po czym przeszła przez bramę z psychopatycznym uśmiechem na twarzy oraz oczami szaleńca.
Rezydencja Wayne'ów.
Angel gwałtownie się obudziła siadając na łóżku po zakończeniu się dziwnego snu z Selenią w roli głównej. Znowu nawiedziły ją obawy i strach przed możliwością powtórki z przeszłości. Nie wiedziała ,że ten sen to tylko wstęp do Danse Macabre ,który już niedługo nastąpi. Nie mogąc dalej spać wstała. Było późno inni byli na patrolu oprócz Alfreda. Wyszła z pokoju kierując się do kuchni by zrobić sobie herbaty. Księżyc ,mimo braku pełni ,świecił jasno na niebie oświetlając trochę drogę ciemnym korytarzem przez zasłony okien. Jej kroki nie były słyszalne ze względu na brak kapci na nogach. Powoli zeszła po schodach i udała się do kuchni. Nalała tam wody do czajnika elektrycznego, wyciągnęła kubek z szafki oraz włożyła torebkę z malinową herbatą do naczynia. Stała przy blacie czekając na wodę z nieobecnym wzrokiem. Nie zauważyła Alfreda stojącego w progu pogrążona w myślach. Sam lokaj patrzył na to dość dziwnym wzrokiem. Zaledwie kilka tygodni temu kiedy składała tu wizytę była wesoła i pełna życia ,a teraz jakby ten płomień zgasł. Chciał jakoś pomóc,ale nie wiedział jak to zrobić. Podszedł tylko do niej i zalał jej herbatę gdyż nawet tego nie zauważyła. Dopiero wtedy jakby się otrząsnęła.
-Dziękuje Alfred. Wybacz jeżeli cię obudziłam.
-Panienka nic nie zrobiła gdyż i tak byłem na nogach. Coś martwi panienkę jak mniemam?
-Aż tak to widać? Ech... Selenia to nie byle jaki przeciwnik. Już raz zrobiła ze mnie szaszłyk ,a teraz to. Po prostu nie chcę by cokolwiek podobnego stało się innym.
Powiedziała wskazując na bandaże na jej ciele ,które były widoczne ze względu na krótki rękaw jej piżamy. Alfred w tym momencie przypomniał sobie pewną rzecz jaka może nieco pomóc.
-Proszę za mną panienko. Pokażę coś panience.
Angel zaciekawiona ruszyła z kubkiem herbaty przed siebie podążając za starszym. Prowadził ją przez hall ,piętro i w końcu skręcili do pokoju ,który mężczyzna otworzyła starym kluczem. Weszli zapalając światło. Meble wewnątrz były zakryte białymi prześcieradłami ,a kotary widocznie starsze od wystroju pozostałej części rezydencji. Nad obszernym kominkiem wisiał obraz także zakryty białą tkaniną. Alfred podszedł do kominka ,sięgnął do materiału i jednym ruchem go zdjął. Jej oczom ukazała się trójka osób. Mężczyzna z wąsami ,brązowymi oczami oraz czarnymi włosami ubrany w elegancki garnitur. Kobieta o brązowych włosach i niebieskich oczach ubrana w zieloną elegancką sukienkę. No i na koniec chłopczyk o czarnych włosach oraz niebieskich oczach ubrany w garnitur. Przeanalizowała wszystko w głowie i doznała szoku. Właśnie patrzyła na swoich dziadków oraz ojca. Poczuła się dziwnie patrząc na ten obraz. Mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie i podeszła bliżej. Widzi w tej chwili swoich bliskich których nigdy nie poznała i nie pozna ,ale co z tego? Wiele. Poznaje swoje pochodzenie ciesząc się z tego. Mimo że, to tylko obraz poczuła się lepiej. Była zagubiona ,a teraz ma małą odskocznię od zmartwień.
-Wyglądają na szczęśliwych...
-Byli panienko. Gdyby wciąż żyli na pewno cieszyliby się mając wnuki ,a przecież należy wspomnieć ,że nią jesteś. W żyłach panienki płynie krew Wayne'ów i o tym należy pamiętać. O rodzinie która jest w stanie zawsze pomóc.
Angel odpowiedziała na to bladym uśmiechem. Ruszyła po chwili z powrotem do swojego pokoju dziękując za wszystko. Wolnym krokiem wróciła do siebie popijając herbatę. Tam usiadła na łóżku odkładając po drodze kubek na szafkę nocną. Otworzyła te same stare tomisko na stronie z Luną z Pod Wierzby Płaczącej. Przyglądała się tej postaci dłuższy moment by na sam koniec uśmiechnąć się oraz uronić kilka łez. Płakała z uśmiechem na ustach. Nie była sama. Posiada szereg ludzi gotowych jej pomóc. Luna była samotna ,przynajmniej tyle wiadomo ze źródeł. Podobno stroniła od ludzi i mieszkała na uboczu. Angel też taka była ,ale to już odległa przeszłość. W końcu ma Paprota ,Jack'a, Luckas'a, rodziców oraz brata. Ma bliskie jej osoby oraz kilka mniej bliższych co daje jej inną perspektywę na otaczający ją świat. Luna była samotna bo chciała , a Angel przez los. Jednakże to właśnie Angel wyrwała się z samotności poprzez chęć poprawy i bycia zaakceptowaną. To właśnie skleiło jej niegdyś zdruzgotaną i połamaną na kawałki duszę wraz z wnętrzem. Obecność innych osób którym mogła zaufać naprawiła ją. Niegdyś zepsuta niczym zabawka ,a teraz w całości jak nowa ,choć z bliznami. Te blizny są pamiątką po wydarzeniach ,które ją uformowały i utwardziły. Teraz wystarczy to wykorzystać by pokonać Selenie. Tylko wystarczy sięgnąć w głąb siebie i uda się... Tak też zrobiła. Odłożyła księgę dopijając herbatę do końca by się nie zmarnowała. Usiadła po turecku na środku łóżka miarowo oddychając. Skupiła się na celu ignorując dźwięki nocy jak pohukiwanie sów czy świszczący od czasy do czasu wiatr za oknem. Powoli zagłębiała się w swój umysł przedzierając się przez wspomnienia by dotrzeć do swojej podświadomości. Mimo dotarcia do celu nie wiedziała za bardzo co ma zrobić. Stała tak pośrodku czarnego pomieszczenia z podłogą w szachownicę. Podczas takich podróży potrzebne jest doświadczenie. Dopiero z czasem oraz ilością prób można dostrzegać coraz więcej i wchodzić coraz głębiej do umysłu. Doświadczenie jest kluczowe ,a Angel miała go dość niewiele aczkolwiek wystarczająco jak na razie. Ruszyła przed siebie rozglądając się uważnie szukając nowych rzeczy. Jedyne co dostrzegła to nikłe światło przed sobą. Powoli ruszyła w stronę światełka uważnie je obserwując. Źródłem bladego oświetlenia okazała się kulka światła wielkości piłki tenisowej. Chwyciła ją delikatnie w swoje dłonie wciąż uważnie obserwując czy coś się nie stanie. Jednak nic się nie stało ,gdyż wszystko zaczęło się walić. Angel otworzyła gwałtownie oczy. Znowu była w swoim pokoju. Przed nią stał Damian z ojcem trzymający ją za ramiona. Odetchnęli z ulgą widząc ,że nic jej nie jest. No cóż... Przynajmniej oni byli spokojni. Chwilowo... Czarnowłosa była wściekła. Jej twarz przyozdobił grymas gniewu ,a oczy gniewnie zabłyszczały. Płeć męska cofnęła się widząc ,że doprowadzili ją do szału. Pomyśleć tylko ,że chcieli pomóc bo się martwili o jej stan. Dochodziła 10 rano ,a ona nie była widziana przez nikogo więc weszli do jej sypialni zastając ją nieruchomą z płytkim oddechem siedzącą po turecku na środku łóżka. Niebieskooka wstała podchodząc do nich zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów od nich. Zmierzyła ich gniewnym spojrzeniem i... Wybuchła.
-Po co rzeście mnie budzili! Byłam bliska odkrycia czegoś nowego i nawet nie wiem czego?! Nie mogliście sobie odpuścić jeszcze kilka minut! Poza tym puka się!
"Zła kobieta to niebezpieczna kobieta", przemknęło im przez myśl zanim wycofali się w ucieczce przed kilkunastoma ostrzami wbitymi teraz w zamknięte w panice oraz w biegu drzwi.
#,$%"(%"(6'(%&(#?/:&#.$"€*/,!×,",&.'
Długi rozdział za długą nieobecność.
Lunita

Córka BatmanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz