Rozdział 12 ,,Nigdy by mnie nie zostawił"

8.3K 381 23
                                    

Czuję się tak ospale...

W dodatku moje powieki są tak ciężkie, że nawet nie mam ochoty trudzić się, aby je podnieść.
A może by tak jeszcze trochę pospać...

Nigdzie się nie spieszę, w końcu byłam tylko na niewinnym spacerze z Hale'em, na którym nagle ktoś mnie postrzelił.

Ktoś mnie postrzelił?!

Zaraz, ale jak to?!

Muszę się obudzić! Chcę otworzyć oczy, ale nie mogę! Coś ciągnie mnie w dół! Coś bardzo złego zbliża się wielkimi krokami! Ratunku, niech mi ktoś pomoże!

- Trzy, dwa, jeden, teraz! - Usłyszałam czyjś niewyraźny głos.

- Tracimy ją!

- Jeszcze raz! Trzy, dwa, jeden, już! - To znów ten sam głos, tyle że jest coraz bardziej cichy. Jakby się oddalał.

Proszę, nie zostawiajcie mnie... Dlaczego odchodzicie? Błagam, pomóżcie...

- ... dwa, jeden, teraz!

Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam szeroko oczy. Leżałam w sterylnie białym pomieszczeniu, które pachniało w charakterystyczny dla sali zabiegowej sposób. Obok mnie stał kolega mamy, doktor Jonsson, który trzymał w rękach elektrody defibrylatora.

- Zawołaj Melissę - powiedział do jednej z pielęgniarek stojących obok. - Witaj Charlotte, jesteś w szpitalu, zostałaś postrzelona, ale wszystko jest już pod kontrolą. Najważniejsze jest to, że odzyskałaś przytomność. - Tym razem skierował słowa do mnie. Spojrzałam na swój brzuch, który był owinięty białym bandażem. Co dziwne, nic mnie nie bolało.

- Co z De... - Nie skończyłam pytać, bo do sali zabiegowej wbiegła mama, a zaraz za nią Scott.

- Oh Char! - krzyknęła i przytuliła mnie delikatnie. - Tak bardzo się martwiłam. Nie wiedziałam co się z tobą dzieje, bo nie chcieli wpuścić mnie do sali. - Mówiąc to spiorunowała wzrokiem doktora Jonssona.

- Dobrze wiesz, że twoja obecność jako matki poszkodowanej mogłaby tylko pogorszyć pracę akcji ratunkowej - odparł ze stoickim spokojem. - A teraz dam wam chwilę dla siebie. Pamiętaj Charlotte, kiedy będziesz zmęczona nie miej żadnych skrupułów i wygoń ich z sali. - Mówiąc to mrugnął do mnie okiem, po czym wraz z resztą personelu wyszedł z pomieszczenia.

- Co tam się wydarzyło? - zapytała mnie mama.

- Sama chciałabym wiedzieć... - szepnęłam, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej. - Ile czasu byłam nieprzytomna?

- Jakieś cztery godziny - odparł Scott, spoglądając na zegarek.

- A co z Derekiem? - zapytałam zdenerwowana.

- A raczej co jest z nim nie tak - powiedziała oburzona mama. Jej ramiona uniosły się, a usta zacisnęły w wąską linię. - Nie wierzę, że zostawił cię samą z raną w brzuchu, a sam gdzieś zniknął - dodała widząc moją zdziwioną minę.

- Co? To niemożliwe - skomentowałam jej słowa. - Derek nigdy by mnie nie zostawił...

- Tak? To dlaczego ktoś znalazł cię cztery ulice stąd, wykrwawiającą się na śmierć? - odparła, po czym podeszła do wieszaka, gdzie powiesiła swoją kurtkę.

- Cztery ulice stąd? Ale byliśmy w zupełnie innej części miasta... - wyszeptałam pod nosem, przypominając sobie całą sytuację. - Mamo, Derek nie... - zaczęłam głośniej, aby go bronić, ale widząc jak Scott macha przecząco głową oraz rękami, zatrzymałam się w pół zdania.

- Co nie, kochanie? - zapytała, spoglądając w moją stronę.

- Już nic... Bardzo boli mnie głowa. Mogłabyś przynieść coś przeciwbólowego? - zapytałam osłabionym tonem, przyciskając palcami skroń.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz