Czuję się tak ospale...
W dodatku moje powieki są tak ciężkie, że nawet nie mam ochoty trudzić się, aby je podnieść.
A może by tak jeszcze trochę pospać...Nigdzie się nie spieszę, w końcu byłam tylko na niewinnym spacerze z Hale'em, na którym nagle ktoś mnie postrzelił.
Ktoś mnie postrzelił?!
Zaraz, ale jak to?!
Muszę się obudzić! Chcę otworzyć oczy, ale nie mogę! Coś ciągnie mnie w dół! Coś bardzo złego zbliża się wielkimi krokami! Ratunku, niech mi ktoś pomoże!
- Trzy, dwa, jeden, teraz! - Usłyszałam czyjś niewyraźny głos.
- Tracimy ją!
- Jeszcze raz! Trzy, dwa, jeden, już! - To znów ten sam głos, tyle że jest coraz bardziej cichy. Jakby się oddalał.
Proszę, nie zostawiajcie mnie... Dlaczego odchodzicie? Błagam, pomóżcie...
- ... dwa, jeden, teraz!
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam szeroko oczy. Leżałam w sterylnie białym pomieszczeniu, które pachniało w charakterystyczny dla sali zabiegowej sposób. Obok mnie stał kolega mamy, doktor Jonsson, który trzymał w rękach elektrody defibrylatora.
- Zawołaj Melissę - powiedział do jednej z pielęgniarek stojących obok. - Witaj Charlotte, jesteś w szpitalu, zostałaś postrzelona, ale wszystko jest już pod kontrolą. Najważniejsze jest to, że odzyskałaś przytomność. - Tym razem skierował słowa do mnie. Spojrzałam na swój brzuch, który był owinięty białym bandażem. Co dziwne, nic mnie nie bolało.
- Co z De... - Nie skończyłam pytać, bo do sali zabiegowej wbiegła mama, a zaraz za nią Scott.
- Oh Char! - krzyknęła i przytuliła mnie delikatnie. - Tak bardzo się martwiłam. Nie wiedziałam co się z tobą dzieje, bo nie chcieli wpuścić mnie do sali. - Mówiąc to spiorunowała wzrokiem doktora Jonssona.
- Dobrze wiesz, że twoja obecność jako matki poszkodowanej mogłaby tylko pogorszyć pracę akcji ratunkowej - odparł ze stoickim spokojem. - A teraz dam wam chwilę dla siebie. Pamiętaj Charlotte, kiedy będziesz zmęczona nie miej żadnych skrupułów i wygoń ich z sali. - Mówiąc to mrugnął do mnie okiem, po czym wraz z resztą personelu wyszedł z pomieszczenia.
- Co tam się wydarzyło? - zapytała mnie mama.
- Sama chciałabym wiedzieć... - szepnęłam, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej. - Ile czasu byłam nieprzytomna?
- Jakieś cztery godziny - odparł Scott, spoglądając na zegarek.
- A co z Derekiem? - zapytałam zdenerwowana.
- A raczej co jest z nim nie tak - powiedziała oburzona mama. Jej ramiona uniosły się, a usta zacisnęły w wąską linię. - Nie wierzę, że zostawił cię samą z raną w brzuchu, a sam gdzieś zniknął - dodała widząc moją zdziwioną minę.
- Co? To niemożliwe - skomentowałam jej słowa. - Derek nigdy by mnie nie zostawił...
- Tak? To dlaczego ktoś znalazł cię cztery ulice stąd, wykrwawiającą się na śmierć? - odparła, po czym podeszła do wieszaka, gdzie powiesiła swoją kurtkę.
- Cztery ulice stąd? Ale byliśmy w zupełnie innej części miasta... - wyszeptałam pod nosem, przypominając sobie całą sytuację. - Mamo, Derek nie... - zaczęłam głośniej, aby go bronić, ale widząc jak Scott macha przecząco głową oraz rękami, zatrzymałam się w pół zdania.
- Co nie, kochanie? - zapytała, spoglądając w moją stronę.
- Już nic... Bardzo boli mnie głowa. Mogłabyś przynieść coś przeciwbólowego? - zapytałam osłabionym tonem, przyciskając palcami skroń.
CZYTASZ
Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]
FanfictionKiedy Char McCall wraca do rodzinnego miasta aby uciec od rutyny, nie ma pojęcia co spotkało jej jedynego brata oraz jakie tajemnice przez tyle lat skrywało przed nią Beacon Hills. Kto by się spodziewał, że swoją prawdziwą miłość spotka właśnie w...