Rozdział 16 ,,Pijani czasu nie liczą"

8K 411 73
                                    

Leżałam na hamaku rozwieszonym w ogrodzie i rozkoszowałam się wyjątkowo ciepłym dniem w Beacon Hills. Scott wyszedł z domu z samego rana, nie mówił gdzie ale zakładam, że do swojego chłopaka, czyt. Stilesa, a mama pracowała dziś przez całą dobę, czyli typowa dla niej sobota. Skończyłam czytać książkę i odłożyłam ją na wiklinowy stolik, po czym sięgnęłam po szklankę lemoniady, stojącą obok. Jak na złość brakowało mi dosłownie kilku centymetrów, aby do niej dosięgnąć nie schodząc z hamaka, więc chcąc nie chcąc musiałam się pofatygować i z ciężkim westchnięciem podniosłam swoje cztery litery. Mój niesamowity trud wynagrodził mi orzeźwiający smak lemoniady, którą wypiłam za jednym zamachem, po czym odłożyłam szklankę i odwróciłam się, aby wrócić na hamak.

- Przestańcie pojawiać się znienacka! - krzyknęłam zdenerwowana widząc Petera, który nagle znalazł się na tarasie.

- Taki nasz urok - odparł od niechcenia, przez co spojrzałam na niego pobłażliwie.

- Jaki masz plan na dzisiaj? Martwy człowiek w śmietniku, porwanie czy może zaskoczysz mnie czymś nowym? - zapytałam ze sztucznym zaangażowaniem i rozłożyłam się wygodnie w hamaku, po czym założyłam okulary przeciwsłoneczne i starałam się go ignorować.

- Moja złowieszcza natura dostała dzisiaj wolne - powiedział i sam zaśmiał się ze swojego żartu. Serio Peter?

- W takim razie powinieneś porządnie wypocząć na przykład nad jeziorem, w innym mieście, najlepiej na innym kontynencie - odparłam, lecz po Hale'u spłynęło to jak po kaczce i jak gdyby nigdy nic rozsiadł się na krześle ogrodowym.

- Skończyłaś już czytać Dumę i uprzedzenie? - zagaił, zerkając na książkę leżącą na stole.

- Uprzedzenie to ja mam do ciebie... - burknęłam pod nosem.

- Oh Charlotte - zaczął, przeciągając sylaby - nie sądzisz, że to już najwyższy czas zakopać wojenny topór i o wszystkim zapomnieć?

Słysząc jego słowa ściągnęłam okulary i spiorunowałam go wzrokiem.

- Jasne, tyle że to ja ucierpiałam na tej znajomości, a ty zbijasz bąki.

- Ok, przepraszam. Mogłem rozegrać to w inny sposób niż zrobienie z ciebie przynęty - powiedział, choć ton jego głosu nie wyrażał skruchy. - Ale to było wieki temu. Teraz stoję po twojej stronie.

- Nie prosiłam cię o to.

- Ale była to prośba mojego siostrzeńca. Jakbym mógł mu odmówić? - zapytał z niewinną miną.

- Kolejny wszechwiedzący! - wyrzuciłam do góry ręce, gdy Peter przypomniał mi o Dereku.

- On też ci podpadł?

- Nie, po prostu nazwisko Hale zaczęło działać na mnie jak płachta na byka - odparłam ironicznie.

- Spokojnie, zostało nas już niewielu. - Wzruszył ramionami.

- Dlaczego nagle zaczęliście współpracować? - zapytałam, zmieniając temat.

- On potrzebuje sojuszników, a mi przyda się rodzinne wsparcie.

- Bo nie jesteś na tyle silny, aby sam poradzić sobie z alfą? - zapytałam arogancko, chcąc mu dopiec, co najwidoczniej się udało, bo Peter spiął całe ciało, a w jego oczach zaświeciły złote iskry.

- Nigdy nie podważaj mojej siły - syknął, zaciskając pięści po czym wstał.- Myślę, że na mnie już czas, twój brat się zbliża, a nie chce mi się z nim rozmawiać.

- Założę się, że z wzajemnością.

- Do zobaczenia, Charlotte. Pozdrów mamę. - Mówiąc to puścił mi oczko i odszedł w stronę tylnego wyjścia z podwórka.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz