Rozdział 5 ,,Jeszcze trochę, wytrzymaj!"

8.7K 408 6
                                    

- Musimy im pomóc! - krzyknęłam zdenerwowana, gdy samochód Lydii zatrzymał się tuż obok. Allison wybiegła z niego trzymając w dłoni łuk, a Stiles kij baseballowy, po czym oboje ruszyli w stronę bijatyki.

- Do środka, szybko - odparła Lydia, wychodząc z auta, by objąć mnie ramieniem. - Cała drżysz - dodała, a ja nawet nie byłam świadoma tego, że moje całe ciało trzęsło się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody.

- Musimy coś zrobić! Tam jest mój brat - mówiłam dalej, gdy Lydia prowadziła mnie na siedzenie.

- Poradzą sobie. Mają przewagę liczebną. - Próbowała mnie uspokoić. - Muszę cię stąd zabrać. Masz szczęście, że alfa jeszcze cię nie oznaczył.

Lydia wykręciła samochód i ruszyła z powrotem w stronę Beacon Hills.

- On zabił taksówkarza - mówiłam, gapiąc się w punkt przede mną. - Rozerwał go na strzępy... - dodałam cicho. - Gdyby nie Derek, zrobiłby to samo ze mną.

- To alfa. Jesteś dla niego zbyt cenna. Prędzej by cię oznaczył niż zabił. Mam nadzieję, że porządnie się nim zajmą... - skomentowała. Słychać było, że próbuje używać jak najbardziej naturalnego głosu, choć też była przerażona. Oparłam czoło o szybę i nie odzywałam się do momentu, aż Lydia zaparkowała na podjeździe przed moim domem i obie wyszłyśmy z auta.

- Zginął przeze mnie. Zabiłam człowieka... - Z moich oczu pociekły długo powstrzymywane łzy.

- Hej, spójrz na mnie - powiedziała, trzymając mnie za ramiona, lekko nimi potrząsając. Powoli podniosłam na nią wzrok i dopiero gdy złapałyśmy kontakt, dziewczyna zaczęła mówić dalej. - To absolutnie nie jest twoja wina. To on jest tutaj tym złym, nie ty.

- Gdybym nie próbowała wyjechać, nic by się nie sta... - Nie dokończyłam, bo dziewczyna przerwała mi w pół zdania.

- Tego nie wiemy. Mogło się to skończyć o wiele gorzej - powiedziała i pociągnęła mnie za ramię w stronę domu. - Chodź, musisz odpocząć i porządnie się wykąpać. Jesteś cała we krwi.

Bezwładnie pomaszerowałam za nią, myśląc tylko i wyłącznie o tym, czy mój brat i jego przyjaciele wyjdą z tego cało.

Nie minął kwadrans, gdy Lydia odebrała telefon i oznajmiła z ulgą, że wszyscy są cali, ale jadą do Deatona, lokalnego weterynarza, który jak się okazało jest również druidem, znającym się na leczeniu istot nadprzyrodzonych.

Oznaczało to jedno, Scott lub Derek musieli mocno oberwać, a widząc posturę jednego i drugiego, od razu przyjęłam tę pierwsza opcję. Zdenerwowana, że naraziłam brata na niebezpieczeństwo, wsiadłam do samochodu Lydii i po kilku minutach znalazłyśmy się pod kliniką. Weszłyśmy tylnym wejściem, którym pokierował nas Deaton i już po chwili czekaliśmy na przybyszów w jego gabinecie. Wśród półek przepełnionych lekarstwami i przyrządami medycznymi unosił się sterylny zapach. Miałam wrażenie, że minuty dłużą się jak godziny, a gdy usłyszałam łomot otwieranych drzwi, które odbiły się od ściany, myślałam że dostanę zawału. Zeskoczyłam z kozetki i przyjrzałam się wszystkim osobom, które weszły do środka oceniając ich stan. Allison weszła jako pierwsza, a zaraz za nią pojawił się Scott i Stiles, którzy podtrzymywali za ramiona Dereka. Hale ledwo co utrzymywał się na nogach i choć nie wydawał żadnego odgłosu bólu, widać było, że naprawdę cierpi. Jego głowa opadała lekko, jakby walczył sam ze sobą, aby tylko nie stracić przytomności. Dopiero po chwili zauważyłam jak przez jego czarny T-shirt przesiąka krew, która zaczęła tworzyć szkarłatną kałużę tuż pod jego stopami.

- Połóżcie go - powiedział Deaton zakładając na dłonie gumowe rękawiczki. Chłopaki ostrożnie położyli Hale'a na kozetce, a gdy w końcu im się udało, Stiles odetchnął z ulgą. Widać było, że dźwiganie sprawiło mu naprawdę dużą trudność. - Wyjdźcie na korytarz. - Poprosił druid i wszyscy ruszyliśmy w stronę drzwi. - Potrzebuję jednej osoby do asysty. Scott, dasz radę? - zapytał, lecz zanim mój brat cokolwiek odpowiedział, odezwałam się za niego.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz