Rozdział 25 ,,Komu w drogę..."

7K 436 76
                                    

- W tej chwili zatrzymaj samochód! - krzyknęłam wściekła.

- Nie.

- Derek, nie możesz wywieźć mnie z miasta!

- Mogę.

- Nie chcesz się zatrzymać? Proszę bardzo! Poradzę sobie i bez tego! - powiedziałam i sięgnęłam do klamki.

- Jedziemy sto osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Jeżeli wyskoczysz z samochodu, zostanie z ciebie mokra plama, w której ciężko będzie znaleźć jakiekolwiek DNA - odparł przerażająco naturalnym tonem, jakby właśnie opowiadał co jadł na śniadanie. Przełknęłam ślinę i odpuściłam sobie ten pomysł. No przynajmniej do momentu, aż nieco zwolni...

- Aaa! - krzyknęłam wściekła i zamknęłam oczy, odrzucając do tyłu głowę, która odbiła się od zagłówka. - Gdzie jedziemy? - zapytałam po kilku minutach, gdy w końcu nieco się uspokoiłam.

- Jak najdalej od Beacon Hills.

- To już zauważyłam... - skomentowałam pod nosem. - Masz jakiś plan, czy porwałeś mnie, a reszta ma dziać się spontanicznie? - zapytałam, masując skroń.

- Nie porwałem cię...

- Bezprawnie pozbawiłeś mnie wolności i zmuszasz do zmiany miejsca pobytu. Jeżeli to nie jest porwanie, to uświadom mnie proszę, co właśnie robisz - przerwałam mu w połowie zdania.

- Chronię cię przed Peterem, który na pewno już cię szuka. Czy ty nie rozumiesz, że on na pewno chce cię oznaczyć, aby zwiększyć swoje siły? - Tym razem Derek zacisnął mocniej ręce na kierownicy, a ton jego głosu stał się bardziej zdenerwowany.

- O, w końcu jakieś emocje... - skomentowałam, na co Derek tylko mocniej odetchnął. - Ok, przypuśćmy że masz rację i Peter mnie szuka, ale przecież nie możemy cały czas uciekać! Co powiem mamie?! - powoli zaczęłam panikować.

- Że zabrałem cię na wyjazd-niespodziankę. Zaraz zadzwonię do Scotta i powiem mu, aby trzymał się tej wersji - odparł mając już plan na każdą sytuację.

- Nie podoba mi się to wszystko... - zaczęłam. - To nie wypali! A jeżeli Peter zacznie szantażować moją mamę, albo Scotta?! - Głos zaczął mi drżeć. Tak samo jak ręce. Coraz więcej prawdopodobnych, a zarazem przerażających scenariuszy atakowało moją głowę.

- Jestem pewien, że ruszy za nami w pościg. Twoja rodzina jest bezpieczna - powiedział. - Char, zacznij oddychać - dodał, a ja dopiero teraz zrozumiałam, że ze stresu wstrzymywałam oddech. Moje serce zaczęło łomotać jak szalone. - Hej, spokojnie, spójrz na mnie. Wszystko będzie dobrze - powiedział i delikatnie ścisnął moją drżącą, spoconą dłoń. - Jesteś rozpalona - dodał marszcząc brwi.

- Nie czuję się najlepiej - powiedziałam, pociągając nosem.

- Co ci strzeliło do głowy, aby wyjść w mokrych włosach na dwór. Jest już koniec października - skomentował załamanym tonem i przejechał dłonią po paśmie moich wilgotnych włosów. -Dlaczego nie zostałaś w domu? - zapytał, tym razem na spokojnie, bez żadnej pretensji.

- Bo kazaliście mi to zrobić, a ja nie lubię jak ktoś zaczyna mi rozkazywać - odparłam, a Derek żachnął się pod nosem. - No co? - zapytałam, nie rozumiejąc z czego się zaśmiał.

- Jesteś strasznie uparta - powiedział w końcu i obdarzył mnie zniewalającym uśmiechem.

- Obiło mi się o uszy. - Również się uśmiechnęłam, a zaraz po tym kichnęłam dwa razy.

- Trzymaj. - Sięgnął do schowka i rzucił opakowaniowe chusteczek w moją stronę.

*

- Dzień dobry, śpiochu - powiedział Derek, gdy leniwie spojrzałam w jego stronę.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz