- To niemożliwe... - wyszeptałam, próbując na nowo ułożyć wszystkie informacje w głowie.
- Moje biedne dziecko. - Staruszka chwyciła moje ręce w swoje pomarszczone dłonie. -Tak mi przykro, że stałaś się marionetką w ich rękach.
- To niemożliwe - powiedziałam głośniej, patrząc wprost w jej zatroskane, brązowe oczy. - Nigdy nie skrzywdziłabym Dereka, Scotta, mojego stada... Jestem luną! Moim zadaniem jest chronić wilkołaki! - krzyknęłam zdenerwowana. Wyswobodziłam dłonie z rąk kobiety i zaczęłam nerwowo chodzić po niewielkim pokoju.
- Dlatego wciąż jest nadzieja. - Spojrzałam z zaciekawieniem na kobietę siedząca przy stole. - Dzięki temu, że jesteś luną jesteś w stanie walczyć. Dlatego poprosiłam Arshię o to, aby sprowadziła cię do mnie. Mogę ci pomóc.
- Jak? - Podeszłam do stolika i oparłam o niego pięści.
- Może i nie jestem szamanem, ale to właśnie ja posiadam największą wiedzę odnośnie klanu Shinzutti. Masz w sobie ogromną moc Avatari. Spójrz tylko jak odżyła ziemia, która pochłonęła krew dziesiątek ofiar. - Mówiąc to skinęła głową w stronę okna. - Miałam sen, proroczy sen... Niemal wszyscy bogowie po nawróceniu Marco odpuścili mu jego grzechy, ale bóg zemsty nigdy nie zapomina. Będzie chciał zgładzić wszystkie wilkołaki stąpające po tej ziemi. Do tej pory słabł z każdym dniem, kiedy indiańskie wierzenia gasły wraz z brakiem wiary, lecz teraz kiedy zrodziła się nowa Avatari - znów zyskał siły. Musimy go powstrzymać zanim będzie za późno!
- Dlaczego chce mi pani pomóc? - zapytałam nie rozumiejąc jej motywów. Z jednej strony chce pomóc wilkołakom, a z drugiej Derek nie mógł nawet wejść do jej domu przez barierę ochronną.
- Nienawiść i chęć zemsty potrafi zniszczyć człowieka. Charu została zgwałcona, a jej cała wioska wybita w pień. Mimo to potrafiła wybaczyć. Zaopiekowała się dziećmi, w które wpoiła byciem dobrym człowiekiem, żyjącym w zgodzie z naturą. Pytasz mnie dlaczego chcę ci pomóc - żyje dzięki Avatari, a teraz gdy odezwało się jej nowe wcielenie, nie widzę innej opcji niż odwdzięczenie się za to co ona zrobiła, aby nasz ród przetrwał.
Zdenerwowana usiadłam z powrotem na swoje miejsce.
- Więc w jaki sposób mam zwalczyć w sobie... To coś. - Mówiąc to wskazałam na siebie. - Mówiła pani, że Charu uczyła się panowania nad swoją mocą przez sześćdziesiąt dni i nocy i to w odizolowaniu...
- Masz rację, ale teraz nie mamy aż tyle czasu. Na szczęście połączenie cię z mocą luny sprawiało, że masz jeszcze jednego sojusznika. - Uśmiechnęła się serdecznie. Nie wiedząc o co dokładnie jej chodzi, spojrzałam na nią zdezorientowana. - Księżyc, moje drogie dziecko. Księżyc.
*
- Naprawdę niczego nie słyszałeś? - zapytałam zdziwiona, że wyostrzone zmysły alfy nie pozwoliły przedrzeć się przez barierę ochronną.
- Nie - odparł zaciskając mocniej kierownicę. - I to było najgorsze. Nie miałem pojęcia co się tam dzieje. Czego dowiedziałaś się od tej kobiety?
Westchnęłam rozglądając się dookoła. Mijaliśmy właśnie granicę stanu Nebraska i ruszyliśmy do Beacon Hills, gdzie miałam odczekać do następnej pełni.
- Odpowiedziała mi historię swojego ludu oraz tego, jak powstały wilkołaki. - Derek spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Zaczęłam opowiadać mu historię Charu i tego co spotkało jej plemię, omijając fragmenty, w których mowa była o tym, że to właśnie ja mam być bronią bronią do zniszczenia wilkołaków. Wiem, że ta informacja zraniłaby Dereka. Już widzę jak zaczyna się obarczać tym, że mnie oznaczył, ale przecież dzięki temu sam nie zginął! Kiedyś powiem mu o wszystkim, czego dowiedziałam się od staruszki, ale jeszcze nie teraz...
CZYTASZ
Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]
FanfictionKiedy Char McCall wraca do rodzinnego miasta aby uciec od rutyny, nie ma pojęcia co spotkało jej jedynego brata oraz jakie tajemnice przez tyle lat skrywało przed nią Beacon Hills. Kto by się spodziewał, że swoją prawdziwą miłość spotka właśnie w...