Rozdział 46 „Wróg o dwóch twarzach"

3.4K 241 20
                                    

- Więc masz wbić mizerykordię w Charu i to już będzie koniec? - zapytał Peter, który szedł zaraz za mną, gdy kierowałam się w stronę samochodu, aby zabrać z niego sztylet.

- Tak twierdzi Indianka. - Wzruszyłam ramionami. - Ale obawiam się jednego... - Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. Hale również stanął w miejscu. - Ona zawsze na początku pojawia się jako czarna chmura, później przybiera na chwilę swoją postać, a na końcu okazuje się, że tak naprawdę to wilkołak... Jeżeli nie zdążę? Jeżeli zrobię krzywdę któremuś z was? - zapytałam przerażona.

- Spokojnie, szarlotko - powiedział i objął mnie ramieniem.

- Łatwo ci mówić... - odparłam, przekręcając oczami.

- Jedna ofiara w tą czy tamtą. - Mówiąc to machnął dłonią.

-Peter! - krzyknęłam strzepując jego dłoń z mojego ramienia. Hale zaśmiał się tylko i ruszył w stronę samochodu, zostawiając mnie wpatrującą się w jego postać z niedowierzaniem.

- Trzymaj - powiedział i rzucił plecak w moją stronę. Zajrzałam do środka, gdzie znajdował się sztylet zawinięty w białą koszulkę. Szybko zasnęłam suwak i ruszyłam w stronę domu.
- Charlotte, poczekaj! - Usłyszałam jego głos. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. Peter znalazł się tuż przy mnie i schylił delikatnie, aby zbliżyć usta mojego ucha. - Uważaj na siebie i pamiętaj kto jest twoim prawdziwym przyjacielem - wymruczał, napierając na mnie swoją klatką piersiową. Odsunęłam się od niego szybko i spiorunowałam go wzrokiem.

- Czy tobie kompletnie odbiło?! - krzyknęłam zdenerwowana jego zachowaniem. Peter spojrzał tylko na mnie rozbawiony, ale nic nie odpowiedział. - Dziwak... - skomentowałam i weszłam do drewnianego domu. Gdy tylko minęłam próg pokoju, w którym znajdowała się staruszka, ta od razu podeszła do mnie.

- Gdzie on jest? - zapytała. - Gdzie jest sztylet?

- W plecaku - odparłam i już miałam wyciągnąć go na zewnątrz, ale Indianka przytrzymała moją dłoń.

- Niech na razie tam zostanie. Wyciągniesz go gdy będziesz gotowa - powiedziała, po czym usiadła przy stole.

- Skąd będę wiedziała, że jestem już gotowa? - zapytałam, siadając obok.

- Wszystko powiem ci w swoim czasie...

Mijały godziny, które płynęły szybko jak nigdy dotąd. Co chwilę słyszałam stukot dochodzący z sieni. Stawiam sto dolców, że Peter wciąż próbuje przebić się przez barierę. Najzabawniejsze było to, gdy spacerował dookoła domu, szukając innego wejścia i mogłyśmy zobaczyć go przez okno, ale on przez silną barierę nawet tego okna nie widział. Miałam wrażenie, że nawet próbował coś wykrzykiwać, ale i tak nie mogłam go usłyszeć. Gdy zaczęło się już ściemniać, wstałam nagle z krzesła i podbiegłam do okna, bo wydawało mi się, że na zewnątrz jest nie kto inny, a...

- Derek! - krzyknęłam, podbiegając do okna. Oparłam palce o zimną szybę i przyglądałam się jak mój alfa wraz z Peterem uważnie lustruje dom. Straszy Hale co chwilę wykrzykiwał coś przez telefon. Ruszyłam w stronę drzwi, ale powstrzymał mnie głos staruszki.

- Już czas - powiedziała, a ja poczułam jak nogi wrastają mi ze stresu w ziemię. - Przygotuj mizerykordię.

Sięgnęłam do plecaka, który kilka godzin temu został wepchnięty przeze mnie pod stół. Gdy schyliłam się, aby go wyciągnąć, zmrużyłam oczy widząc, że po rozsunięciu suwaka, tuż obok białego materiału, w który zawinięta była broń, leży telefon, a na jego ekranie widnieje informacja o tym, że połączenie trwa już od dobrych sześciu godzin, a kolejne sekundy wciąż się nabijają. Niepewnie sięgnęłam po urządzenie i przyłożyłam je do ucha.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz