Rozdział 45 „Frenemy"

3.8K 245 41
                                    

- Tak? - Usłyszałam zaspany głos po drugiej stronie telefonu.

- Peter! - szepnęłam choć miałam ochotę krzyczeć. - Musisz mi pomóc!

- O drugiej w nocy nic nie muszę... Dzwoń do Dereka - odparł. Bałam się, że zaraz odłączy telefon.

- Peter, błagam... - wyszeptałam. Najwidoczniej zadziałało, bo usłyszałam ciężkie westchnięcie.

- Gdzie jesteś? - zapytał w końcu.

- W moim domu.

- I zakładam, że Derek ma nic o tym nie wiedzieć - westchnął. Założę się że kącik jego ust podniósł się do góry, tworząc zawadiacki uśmiech.

- Jeszcze nie teraz... - odparłam, choć muszę przyznać, że było mi głupio z tego powodu.

- Będę za dziesięć minut.

- Dziękuję... - wyszeptałam skruszonym tonem.

- Szarlotka dziękuje złemu wujkowi Peterowi. Chyba się wzruszyłem - zaśmiał się po drugiej stronie.

- Zaczynam żałować, że zadzwoniłam akurat do ciebie... - przekręciłam oczami.

- Skoro to zrobiłaś to znaczy, że i tak nie miałaś innego wyboru.

- Będę czekać przed domem - powiedziałam zmieniając temat i odłączyłam telefon. Założyłam ciemne jeansy i szeroką bluzę z kapturem, który od razu zarzuciłam na głowę. Wcisnęłam stary telefon do kieszeni, po czym owinęłam nóż, którym omal nie skrzywdziłam Scotta w biały podkoszulek i wrzuciłam go do plecaka. Po cichu zeszłam na dół, gdzie założyłam kurtkę i zimowe buty, po czym wyszłam na zewnątrz. Nie czekałam długo, bo dosłownie po kilku minutach Peter zatrzymał się pod domem. Szybko zajęłam miejsce pasażera i od razu zaczęłam grzebać w plecaku.

- Mam nadzieję, że powód dla którego zrywasz mnie z łóżka o tej porze, jest naprawdę dobry - powiedział ironicznie, gdy ruszył wzdłuż ulicy. Jego oczy, choć zaspane, były czujne jak zawsze. - Więc co dla mnie masz, szarlotko?

- To - odparłam i położyłam mu zawiniątko na udach. Peter jedną ręką zaczął rozwijać białą koszulkę.

Nagle poczułam jak uderzam lekko głową w przednią szybę samochodu. Dobrze, że Peter nie zdążył się jeszcze rozpędzić, a ja na zawsze zapamiętam aby od razu zapinać pasy.

- Hej! - krzyknęłam oburzona tym, że Hale tak nagle zahamował.

- Skąd to masz?! - zapytał wściekle, podnosząc ostry przedmiot do góry.

*

- Wtedy ocknęłam się i zrozumiałam, że przede mną nie leży nikt inny, a mój brat! Mało brakowało i bym go zabiła, rozumiesz?! Potem zabrałam nóż i wpadłam do mojego pokoju i od razu do ciebie zadzwoniłam. - Skończyłam opowiadać całą historię, zaczynając od wyjazdu do Nebraski. Mówiłam tak szybko, że mam wrażenie iż powiedziałam wszystko na jednym wdechu.

- To nie nóż, a sztylet - skomentował przekręcając oczami.

- Serio? To jest teraz dla ciebie najważniejsze? - zapytałam wyrzucając ręce do góry.

- I mówisz, że nie wiesz skąd pojawił się w twoim domu? - Zignorował moją reakcję.

- Po prostu pojawił się na mojej komodzie, a ja wiedziałam, że muszę go użyć, aby zniszczyć coś, co pojawiło się w pokoju Scotta... - odparłam, przyglądając się swoim butom. Wstydziłam się tego, co niemal zrobiłam.

- Spokojnie... - Mówiąc to podniósł dwoma palcami mój podbródek, abym skierowała twarz w jego stronę. Podniosłam na niego zaszklone oczy i dopiero teraz zobaczyłam, że przygląda mi się uważnie. - Wyciągnę cię z tego, szarlotko.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz