Rozdział 38 ,,Pierwsza łza"

5.7K 334 56
                                    

Bardzo proszę o włączenie piosenki dopiero gdy dam wam znać. 💜

— Charlotte... — zaczął niepewnie Christian. — Porozmawiajmy o tym...

— Nie — odparłam.

— Od ponad dwóch godzin nie odezwałaś się ani słowem. — Ciągnął dalej.

— Myślałam że dzisiaj jestem dla ciebie idealnym towarzyszem drogi — zaśmiałam się smutno pod nosem. Chris nigdy nie lubił podróży ze mną, bo śpiewam głośniej niż artyści, których słuchamy w radiu, co chwilę pytam o to czy daleko jeszcze do celu, a o częstym siusianiu już nie wspomnę.

— Mimo wszystko wolałem gdy było cię wszędzie pełno, a nie gdy gapisz się beznamiętnie przed siebie — skomentował.

— Nie mamy o czym rozmawiać... — skomentowałam oschle, nie chcąc zaczynać tematu Dereka oraz tego jak bardzo złamał mi serce.

— W takim razie będę prowadził monolog — zaczął, a ja wykręciłam oczami słysząc jego słowa. — Ten cały Hale jest największym błaznem jakiego kiedykolwiek spotkałem! I nie dlatego że wygląda jak napakowany goryl i zachowuje się jakby postradał wszystkie zmysły i był pępkiem świata, ale dlatego że skrzywdził tak wspaniałą osobę. — Poczułam jak zakłada za moje ucho kosmyk włosów, który opadł na moją twarz. Zadrżałam gdy zimna skóra jego palców dotknęła delikatnie mojego policzka. — Nie obchodzi mnie kim, a raczej czym jest, ale gdy tylko stanie na mojej drodze pokażę mu że nie zadziera się z Charlotte McCall.

Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc te słowa. Chris dobrze wie, że nie ma z Derekiem najmniejszych szans, a mimo to jestem pewna, że naprawdę próbowałby skopać mu tyłek.

— A ta cała Breaden nawet się do ciebie nie umywa — mówił dalej. — Poza tym o co chodzi jej z tą czapką? Pewnie nie umyła włosów... — Nie wiem dlaczego, ale strasznie rozśmieszyły mnie jego słowa. To prawda, Breaden miała dziś na sobie czarną czapkę-smerfetkę. — O! Komuś poprawił się humor — powiedział uradowany, a na jego młodzieńczej twarzy pojawił się uroczy uśmiech.

— Stara Char wróciła, a wiesz co to znaczy? — zapytałam uśmiechnięta. — Że muszę siku!

— Oho, zaczyna się... — Udał, że się irytuje, ale radość nie znikała z jego twarzy.

*

— Nie wierzę, że znowu tu jestem... — powiedziałam, gdy Christian przekręcił klucze w drzwiach prowadzących do jego mieszkania w Bostonie, w którym mieszkałam przez ostatnie dwa lata.

— Nie muszę mówić żebyś czuła się jak u siebie, bo w sumie jesteś u siebie — powiedział i puścił mnie przodem. Mieszkanie w niczym się nie zmieniło od kiedy wyjechałam. Było urządzone w bieli oraz beżach i tylko gdzieniegdzie zostały wplecione czarne elementy wystroju. No i kwiaty, nie zapominajmy o kwiatach! W każdym pomieszczeniu stały co najmniej dwa wysokie fikusy w różnych odmianach. Ok, może jednak coś się zmieniło...

— Zabiłeś Petunię! — krzyknęłam oburzona i podbiegłam do mojego ulubionego kwiatu, w donicy którego ziemia była sucha jak na pustyni. Petunia, tak samo jak reszta roślin również była fikusem, tyle że tak została przeze mnie ochrzczona. Gdy ktoś pytał się mnie jakie mam w domu kwiaty, odpowiadałam że Piwonię, Różę, Magnolię, Lilię czy Dalię, a tak naprawdę wszystkie były wielolistnymi kwiatami doniczkowymi, nie wymagającymi niemalże żadnej opieki. No oczywiście oprócz podlewania ich od czasu do czasu, czego najwidoczniej Christian nie zrobił ani razu!

— Sorry... — podrapał się po karku, a jego mina naprawdę wyrażała zakłopotanie. — Brakowało tu kobiecej ręki — dodał.

— Christian... Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci teraz wdzięczna za to, że zabrałeś mnie z Beacon Hills... — zaczęłam.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz