Rozdział 7 ,,Po co tu przyszłaś?"

8K 374 21
                                    

- Co tu robisz? - Derek zapytał oschle. Patrzył na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, który zapewne peszył nie jedną osobę.

- Ja przyszłam... Jestem tu ponieważ... - Rany, czy przepraszanie musi być w tak trudne... - Chciałam się z tobą zobaczyć i powiedzieć ci, że... - Nie dokończyłam, bo Hale przerwał mi w połowie zdania.

- Wczoraj powiedziałaś wystarczająco dużo - dodał, piorunujące mnie zimnym wzrokiem.

- Ty też nie przebierałeś w słowach. - Podparłam się rękami o biodra. Ok, może i na początku miałam zamiar go przeprosić, ale ten człowiek jest tak irytujący!

- I specjalnie tu przyszłaś, aby mi o tym przypomnieć? - zapytał prześmiewczo.

- Nie. Przyszłam powiedzieć zupełnie coś innego, ale wiesz co? Najwidoczniej to był błąd. Żegnam.

Ruszyłam w stronę drzwi. Mijając Dereka, specjalnie szturchnęłam go ramieniem, bo jako że stał w futrynie, blokował niemal całe przejście.

I po co ja się na to zgodziłam? Tak leżałabym sobie w wygodnym łóżku, a moje buty wciąż lśniłyby swoim blaskiem. Gdy wyszłam minęłam ganek i znalazłam się już na polanie, usłyszałam głos Hale'a, dobiegający kilka metrów za mną.

- Nie powinnaś sama chodzić po lesie.

- Udało mi się przyjść, uda mi się wrócić - syknęłam pod nosem, nie odwracając się za siebie.

- Jeżeli alfa cię wyczuje....

Tym razem to ja przerwałam jego zdanie.

- Jeżeli alfa mnie wyczuje to mnie oznaczy, a ja jako beznadziejny przypadek go osłabię - skomentowałam, używając jego wczorajszego argumentu, tym razem patrząc mu prosto w oczy.

- Świetnie. W takim razie proszę bardzo, droga wolna! - krzyknął.

- Świetnie! O nic więcej nie proszę - odpowiedziałam tym samym tonem, wyrzucając ręce do góry i ruszyłam z powrotem w stronę ledwo widocznie wydeptanej ścieżki. Po chwili usłyszałam trzask drzwi, czyli Derek wrócił do domu. - Świetnie... - powiedziałam cicho pod nosem.

Podczas drogi powrotnej stwierdziłam, że zrobię krótką przerwę, aby na spokojnie ochłonąć. Zdjęłam bluzę i położyłam ją na powalonym konarze, który powoli zarastał mchem, abym mogła usiąść na czymś, co nie pobrudzi mi spodni. W lesie było tak przyjemnie... Ptaki śpiewały, a liście drzew szumiały cichutko, popychane delikatnie przez ciepły wiatr. Głęboki, zielony kolor zdecydowanie dział na mnie uspokajająco. Spojrzałam na zegarek, dochodziło w pół do ósmej. Scott zaraz wyjdzie do szkoły, a mama skończy odsypiać całodniowy dyżur w szpitalu. A co ze mną? Ja siedzę na wilgotnym drzewie, zamiast zacząć już pracować i żyć jak na młodego dorosłego przystało.

- Ugh, jestem beznadziejna - powiedziałam i schowałam twarz w dłoniach, lecz po chwili zerwałam się na równe nogi, słysząc jak w krzewach obok mnie, coś zaszeleściło. Nie brzmiało to jak małe zwierzę, tylko coś znacznie większego. Starałam się powoli wycofać, lecz każdy mój krok był w akompaniamencie pękających gałęzi i szeleszczącej ściółki leśnej. Gdy odeszłam już zdecydowanie dalej od nieszczęsnego krzewu, rzuciłam się biegiem przed siebie, co chwile odwracając głowę i sprawdzając, czy to coś mnie nie śledzi. Gdy nie dałam rady dłużej biec, bo myślałam, że wypluję zaraz płuca, zatrzymałam się na chwilę, lecz nieodparte wrażenie tego, że ktoś mnie obserwuje wciąż mi towarzyszyło. Rozejrzałam się za sobą, lecz nic nie wskazywało na to, żeby ktoś mnie śledził. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się z powrotem w stronę, którą miałam zamiar iść dalej, ale poczułam jak duża dłoń zatyka mi usta.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz