Rozdział 50 ,,Warto jest mieć mnie po swojej stronie"

3.9K 245 40
                                    

Zamrugałam kilka razy, próbując przyzwyczaić oczy do jasnego światła migającej żarówki, po czym rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w stodole pełnej siana oraz starych, zardzewiałych maszyn i narzędzi. Dwóch mężczyzn, którzy udawali agentów FBI stali teraz przy prowizorycznym stole zrobionym z belek siana. Przyglądali się mapie, którą na nim rozłożyli. Ja natomiast siedziałam na krześle z rękami związanymi za oparciem. Próbowałam poluźnić liny, lecz te ani drgnęły. No to pięknie...

- Spójrz Sami, nasz mały szantażysta w końcu się obudził - powiedział starszy z mężczyzn, gdy odwrócił się w moją stronę. - Witamy ponownie, ładna buźko.

- Nawet nie wiecie w jakie bagno się wkopaliście. Jeżeli Derek was znajdzie, jesteście martwi! Powinniście uciekać i to jak najszyb... - Przerwałam swój wywód czując jak wyższy z chłopaków oblał mnie wodą. - Serio?! - zapytałam wściekła. - To jakaś forma tortur? Przyznam szczerze, że nietrafiona...

- Przepraszam. Musiałem sprawdzić czy nie opętał cię demon - wytłumaczył skruszonym tonem.

- Nie przepraszaj jej - przerwał mu hardo brunet. - Laska jeszcze godzinę temu chciała poderżnąć mi gardło!

- Po pierwsze - zaczęłam, zwracając na siebie całą uwagę - broniłam się bo jakby nie patrzeć zostałam porwana! - krzyknęłam zdenerwowana. - A po drugie -tym razem spojrzałam na Sama - jaki znowu demon?!

- Nie ważne. Naszym priorytetem jest teraz powstrzymanie twojego wspólnika przed zabójstwem kolejnych osób - odparł Dean.

- I niby jak masz zamiar to zrobić? - prychnęłam pod nosem.

- Przy pomocy tego. - Uśmiechnął się zawadiacko, gdy wyciągnął zza pleców mizerykordię.

Miałam wrażenie, że moje serce stanęło w miejscu. Jedyna broń, która może zabić Dereka jest w rękach łowców, a oni nie zawahają się jej użyć!

- Wow, oddychaj - powiedział Sam, który patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem. - Jesteś blada jak ściana - dodał, po czym usłyszałam jak pierwsze krople ulewy odbijają się o blaszany dach.

- Nie... - wyszeptałam załamanym głosem. - Nie możecie... - Nie byłam w stanie powiedzieć, że nie mogą zabić Dereka. Te słowa wręcz nie przechodziły mi przez usta. - Co chcecie w zamian? - zapytałam hardo, patrząc raz na jednego, raz na drugiego łowcę.

- Raczej wątpię, że możesz dać nam coś więcej.- Dean przekręcił rękojeść mizerykordii.

- Słuchajcie, wiem że jesteście łowcami i waszym priorytetem jest zabijanie wilkołaków, ale skontaktujcie się z rodziną Argent. Oni wam potwierdzą, że Derek jest czysty - powiedziałam, powołując się na uważaną rodzinę łowców.

- Argent? Jak ten rockowy zespół? - zapytał Dean, patrząc na kolegę po fachu, który tylko wzruszył ramionami.

- Nie znacie Argentów?! - zapytałam zszokowana. - Co z was za łowcy, że nie znacie najbardziej wpływowej rodziny polującej na wilkołaki. - Nie mogłam powstrzymać się od prześmiewczego uśmieszku na twarzy.

- Słuchaj, ładna buźko... - zaczął ten niższy.

- Wystarczy Char - skomentowałam. Nie podoba mi się moje nowe przezwisko.

- Słuchaj, Char - poprawił się i przykucnął, aby jego twarz znajdowała się na równi z moją. - My nie ograniczamy się tylko do wilkołaków. Tak się składa, że najbardziej obchodzą nas demony i właśnie jeden z nich opętał twojego kolegę - powiedział, wpatrując się uważnie w moje oczy.

- To nie demon... - wyszeptałam.

- Uwierz mi, to demon - powiedział Sam. - Widziałem jak w klubie jego oczy zrobiły się przez chwile całkowicie czarne. Później zniknął jeden z mężczyzn z którymi rozmawiał, a dzisiaj jechaliście już jego samochodem.

Nie uciekniesz od przeznaczenia [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz