4.

1K 42 2
                                    

 - Okej. Pokazałam ci sekretne miejsca dla palaczy za szkołą, szkolną stołówkę i gabinet pielęgniarki... - Zaczęłam wyliczać na palcach, zastanawiając się, czy aby na pewno zaprowadziłam go we wszystkie istotne miejsca.

Mayson zaśmiał się cicho.

- Skąd wiedziałaś, że palę? - Zapytał.

- Wyczułam. - Przyznałam. - Mocne perfumy nie są w stanie kompletnie zamaskować zapachu dymu tytoniowego.

- Jestem pod wrażeniem. - Przyznał chłopak.

Nie wiem czemu, ale poczułam, że trochę się zarumieniłam.

Sama nie paliłam papierosów. Mój tata też nie. Ale obracałam się w takich towarzystwach, że wiem jak pachną niektóre rzeczy. Rak płuc nie był dla mnie, ale nie miałam zamiaru oceniać ludzi i mówić im jak mają żyć. Przynajmniej nie do momentu, dopóki nie dostanę do tego odpowiednich uprawnień.

- Co jeszcze... - Zastanowiłam się. - Na dachu nie byliśmy...

- To tu można wejść na dach? - Wtrącił się Mayson, gdy zatrzymaliśmy się na ścieżce kawałek za szkołą.

- Tak, ale nie chce mi się specjalnie kraść kluczy, żeby na niego wchodzić. Wybacz, ale trafiłeś na leniwą przewodniczkę. - Wzruszyłam ramionami, odpowiadając jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

W zasadzie to byłam na dachu tylko parę razy i to tylko po to, by zanieść na niego jakiś złom. Aż dziwne, że mieli do mnie na tyle duże zaufanie, że pozwolili mi tam iść samej bez obawy, że z niego skoczę. Czasem mi to przechodziło przez myśl, nie ukrywam.

- Ja tam na przewodniczkę nie narzekam. - Mrugnął do mnie Mayson. - Masz dla mnie jeszcze jakieś atrakcje?

- Właśnie się zastanawiam. Przez dziedziniec przechodziliśmy... - Nagle wpadłam na pewien pomysł. Aczkolwiek niechętnie byłam do niego nastawiona. - Jest jeszcze jedno takie miejsce... No dobra. Chodź.

Kiwnęłam ręką i poszliśmy wzdłuż tej ścieżki.

Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego go tam prowadziłam. To nie było miejsce odpowiednie dla niego, a przynajmniej ja tak czułam. Ale coś wewnątrz mnie kazało mi się tym z nim podzielić.

Przeszliśmy jeszcze kawałek i zatrzymaliśmy się przy dużym budynku za szkołą.

- Sala gimnastyczna? - Popatrzył na mnie pytająco.

- Nie marudź, tylko wchodź. - Pchnęłam ciężkie drzwi i weszliśmy do środka.

W moje nozdrza uderzył zapach stęchlizny, potu, antyperspirantów, gumy i pasty do podłogi. Ta mieszanka spowodowała, że z trudem powstrzymywałam się od kichnięcia. Nasze kroki odbijały się echem po pomieszczeniu. Trzeba przyznać, że była tu bardzo dobra akustyka.

Całe szczęście, że nikogo tu nie było. I tak rzadko z niej korzystaliśmy. Częściej, gdy pogoda na to pozwalała, ćwiczyliśmy na boisku. Sala gimnastyczna była stara i wymagała remontu. Większa jej część sprawowała funkcję magazynu na zniszczone ławki, krzesła i na sprzęt sportowy.

Musieliśmy przejść przez długi korytarz, który ze względu na ciemną zieleń ścian, sporą ilość na stałe zamkniętych drzwi i rząd jarzących się lamp był wyjątkowo przerażający.

Szkoda, że podłoga w sali gimnastycznej już tak nie lśniła. Była matowa i było widać na niej ślady po butach. Na jednej ze ścian korytarza, którym szliśmy wisiały setki dyplomów oprawionych w ramki. Zdążył już osiąść na nich kurz. A w wielkiej gablocie pełno było starych pucharów, które kiedyś stały w głównym holu szkolnym ale teraz zostały zastąpione przez nowe nagrody.

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz