15.

836 37 0
                                    

- Sonia! - Jęknęłam opierając czoło o blat jej ławki.

Właśnie mijała nam ostatnia lekcja chemii. Siedziałam obrócona tyłem do biurka nauczycielki. I tak jej w klasie nie było. Pani Parks wyszła na chwilę coś załatwić w bibliotece i zostawiła nas samych sobie. Nic nie wskazywało na to, żeby miała prędko wrócić. Pewnie sama też nie miała na to ochoty.

Od razu wszyscy postanowili to wykorzystać. Zaraz po zamknięciu się drzwi w sali zapanował chaos. Głośne rozmowy, okrzyki, muzyka płynąca z telefonów.

Zerknęłam na tablicę, na której narysowane były wzory związków chemicznych. Nie rozumiałam tego przedmiotu, musiałam to szczerze przyznać. Zresztą, mi wystarczyło że moje oceny utrzymywały się na poziomie minimalnie poniżej przeciętnej. Najważniejsze to było to zdać. Ledwo, bo ledwo, ale zdać.

Chociaż ławki były ustawione pojedynczo, dzieliły je tak mała odległośc, że siedząca w rzędzie obok nas Sophia mogła śmiało się przyłączyć do rozmowy.

- Ale co się dzieje? - Zapytała dziewczyna. Oderwała się od rysowania w swoim zeszycie i zaczęła nam się przysłuchiwać.

Mayson też chodził z nami na chemię, ale nie było go dzisiaj na zajęciach. Z nieznanych nikomu powodów poszedł sobie do domu. Mruknął tylko na odchodne, że chodzi o próbę jego zespołu. Ale ja miałam wrażenie, że to zdarzenie na boisku było tego przyczyną.

- Mówimy o tej sytuacji na lekcji wychowanie fizycznego. - Wytłumaczyła jej Sonia. - Bennettowi chyba odwala na punkcie Rose.

- Nie odwala mu na moim punkcie. - Oburzyłam się. - Zresztą i tak nie mam zamiaru więcej z nim rozmawiać.

- I chwalmy Pana! - Oznajmiła Sonia. Uniosła ręce do góry a cała masa złotych bransoletek zachrzęściła obijając się o siebie.

- To nie będzie już pyszności na stołówce? - Zmartwiła się Sophia.

- Nie. To była jednorazowa akcja. - Powiedziałam, podkładając ręce pod głowę niczym poduszkę. Usłyszałam jak Sonia wzdycha i wplata palce w moje włosy w geście czułości. Mruknęłam zadowolona i przymknęłam oczy

- Wiesz dobrze, że się o ciebie martwimy. - Powiedziała. - Zadawanie się z Anthonym nie przysporzy ci niczego dobrego.

- Jedzenie było dobre. - Wtrąciła się Sophia.

- Przykro mi to mówić, ale on nie polubił cię z dnia na dzień. On chce cię tylko wykorzystać. - Odparła.

- Na tym to polega. - Próbowałam się bronić. - On wykorzystuje mnie, ja wykorzystuję jego.

- Błagam cię... To jest FACET. - Dała nacisk na ostatnie słowo.

- Czy mi się wydaje, czy jesteś trochę mizoandryczna? - Spytała Sophia, wytykając Sonii jej niechęć do mężczyzn. Dziewczyna ją jednak zignorowała.

- Rose, posłuchaj jak to brzmi. - Kontynuowała blondynka. - Odpuść go sobie, zanim stanie się coś naprawdę złego.

- Mówisz to tak, jakbym była w nim zakochana. Przecież ja też go nie lubię. - Przypomniałam jej.

- Mówię do Matki Teresy.

Otworzyłam oczy i zerknęłam na nią. Przyglądała mi się wymownie.

- Nie cierpię kiedy masz rację. - Stwierdziłam, dając za wygraną.

- Ja za to uwielbiam. - Sonia wyprostowała się z dumą i uśmiechnęła zwycięsko.

- Jest! - Odezwała się nagle Sophia. Spojrzałam na rudowłosą.

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz