47.

487 26 1
                                    

Musiałam jechać z ojcem do szpitala. Ten, to jak się uprze, to nie ma zmiłuj! Po drodze wymyśliliśmy bajeczkę, którą opowiemy lekarzom. Miałam stłuc szklany wazon i się pokaleczyć przy sprzątaniu. Tatuś wydzierał się na mnie w czasie oględzin mojej ręki, że wazon był bardzo drogi a ja jestem kompletną niezdarą i zapłacę z własnego kieszonkowego. Lekarze to łyknęli i chcieli mu dać jeszcze coś na uspokojenie.

Dokładnie przemyli rany. Rozcięcia na szczęście nie były zbyt głębokie. Zdezynfekowali je i opatrzyli mi dokładnie dłoń świeżym bandażem.

Po raz pierwszy mój ojciec zaproponował, żebym przez tydzień albo i dłużej została w domu i odpoczęła. "To wszystko pewnie przez tan natłok obowiązków. Niepotrzebnie tak bardzo się angażowałaś w pomoc w szkole." Bla, bla, bla...

On chyba zwariował, jeśli myślał, że zostanę w domu!

- Od kiedy tak bardzo chcesz chodzić do szkoły? - Zapytał, gdy zobaczył jak zmierzam w stronę wyjścia.

Nie było mi pilno na zajęcia. Chciałam raczej spotkać się z pewną osobą.

Anthony ani razu nie odebrał ode mnie telefonu. Nie chciałam zasypywać go toną wiadomości. Wolałam z nim to osobiście wyjaśnić. MUSIAŁAM z nim porozmawiać.

- Po prostu idę. Siłą mnie tu nie zatrzymasz. - Powiedziałam wychodząc.

Po raz pierwszy tak bardzo śpieszyło mi się do szkoły. Nie obchodziła mnie Victoria (i tak mam zamiar ją zabić, muszę tylko opłacić mafię) i Mayson (mam nadzieję, że już nigdy mu nie stanie). Musiałam odnaleźć Anthony'ego.

A znalezienie go było nie lada wyczynem. Nie było go na parkingu ale widziałam jego samochód. Tyle dobrego. Na boisku też pusto. Było za wcześnie, żeby siedział na stołówce. Kurde, przecież szkoła nie jest taka duża!

Przechodząc obok sali gimnastycznej usłyszałam odgłosy piłki odbijającej się o parkiet. No cóż...

Stanęłam w progu i oparłam się o futrynę. Jest! Anthony w sportowym stroju (cholera nie za zimno mu w tej koszulce i spodenkach?) trenował rzuty do kosza. Nie był jednak skupiony i więcej razy spudłował. Zdenerwowany cisnął piłką o ziemię.

Podniósł wzrok i mnie zauważył.

Zrobiło mi się zimno i gorąco jednocześnie.

Powoli podeszłam do niego ale zatrzymałam się przynajmniej metr od niego, starając się zachować dystans. Nie byłam pewna, czy ta rozmowa się dobrze potoczy. Na pewno będzie trudna.

- Co ty tu robisz? - Zapytał.

- Mogłabym ciebie o to samo zapytać. - Odpowiedziałam.

- Trenuję. Nie widzisz? Aż tak cię zaślepiła miłość do Maysona? - Prychnął. Odwrócił się, podniósł piłkę i znowu zaczął rzucać.

Kompletnie mnie zignorował.

Kurwa.

Złapałam piłkę do kosza, kiedy odbiła się od parkietu. Długo się nią jednak nie nacieszyłam, bo boląca ręka dała o sobie znać.

- Cholera! - Syknęłam.

- Rose? Wszystko w porządku? - Zapytał Anthony.

Podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstek uważnie przyglądając się mojej dłoni.

- Co ci się stało? - W jego głosie było słychać autentyczną troskę.

Był na mnie zły ale nadal mu na mnie zależało.

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz