8.

935 39 1
                                    

W środowe południe udałam się z dziewczynami na stołówkę. Przynajmniej tutaj nie było tego kółka wzajemnej adoracji, które pojawiło się nagle wokół naszej nowej szkolnej gwiazdy. Victoria zajmowała stolik cheerleaderek i śmiała się na cały głos. Już nie siedziała na kolanach Anthony'ego, jak yo miała w zwyczaju. Brunet znajdował się razem z kolegami i był pochłonięty rozmową, prawdopodobnie o kolejnym meczu, który miał podnieść drużynę w rankingu.

Dzisiaj zachowywał się znacznie lepiej, jak na kogoś, z kim wczoraj na oczach całej szkoły zerwała dziewczyna. Nie, żebym go obserwowała...

Chwilę wcześniej cichaczem udało mi się ustawić za Victorią w kolejce tak, aby mnie nie zauważyła. Musiałam się nasłuchać o najnowszej wyprzedaży torebek, zanim udało mi się dostać swoją tacę z jedzeniem.

Razem z Sonią i Sophią usiadłyśmy przy naszym "szarym" stoliku. Znajdował się na samym końcu stołówki w pobliżu śmietnika ale z dala od wścibskich spojrzeń. Tegan już tam na nas czekała. Rzuciłam torbę na wolne krzesło a sama rozłożyłam się, kładąc nogi na stole.

- Tu się je. - Zwróciła mi uwagę Sonia.

Posłałam jej promienny uśmiech i puściłam oczko. Westchnęła i zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Spojrzałam na Tegan, która siedziała obok z rozłożonymi podręcznikami.

- A ty z czego się znowu uczysz? - Zapytałam.

- Fizyka. - Wyjaśniła nie podnosząc nawet głowy znad książek. - Przecież mamy test.

- Czyli znowu dostanę dwa... Przy odrobinie szczęścia i tego, że dasz mi ściągnąć. - Jęknęłam. Kompletnie zapomniałam o fizyce. Zresztą, nawet jej nie rozumiałam a nasza nauczycielka sama nie potrafiła nam jej wytłumaczyć. Przynajmniej takie miałam wrażenie.

- Zajmijmy się lepiej gwiazdeczką. - Podjęła temat Sonia.

- I co w związku z nią? - Zapytałam obojętnie, unosząc jedną brew do góry. Nadal nie wiedziałam o co było takie wielkie halo. Nie miałam nawet okazji, by z nim porozmawiać.

- No właśnie! Co? - Ożywiła się Sophia. Wzięła do ust łyżkę... to chyba była jakaś potrawka. - Fu! Jakie to niedobre! Co to jest?!

Odepchnęła tackę.

- Potrawka z kurczaka. - Wyjaśniła Tegan.

- A wygląda jak psia karma. - Podsumowałam, sama mieszając łyżką w mojej. Nie wyglądała apetycznie i tak nie pachniała. Myślałam, że zupy rybnej z zeszłeho tygodnia nic nie było w stanie przebić, ale najwidoczniej się pomyliłam.

- Zresztą, czego ty oczekujesz? Nie jesteśmy elitą, żeby dostawać same pyszności. Stać nas tylko na to. - Wskazałam palcem to obrzydlistwo.

Zerknęłam w stronę stolika cheerleaderek. Miały świeże owoce, dietetyczne ciasteczka, owsianki, musli i zdrowe sałatki w pojemniczkach. Wszystkie się odchudzały.

To nie fair, że kucharka dostosowywała się do ich diety, podczas gdy pozostałych chciała otruć. I gdzie jest sanepid, kiedy był potrzebny?

- Bez przesady. Jogurt jest w porządku - Wtrąciła się Sonia.

- A sprawdzałaś datę ważności? - Spytałam, gdy brała kolejną łyżkę. Z trudem przełknęła i spojrzała na mnie wściekle. Roześmiałam się.

Chyba właśnie skutecznie obrzydziłam jej jogurt. I uratowałam życie. Nie miałam zamoatu jej potem szukać po szkolnych kiblach.

- Wracając do rozmowy... Powinnaś się koło niego zakręcić. - Odparła Sonia.

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz