32.

580 27 1
                                    

Mycie talerzy nie było wcale takie złe. Owszem, od tej brei, kawałków niedojedzonego żarcia i tłuszczu robiło mi się niedobrze, ale lepsze to od czyszczenia toalet. Nawet wredne kucharki aż tak mi nie przeszkadzały. Chciałam się z tym jak najszybciej uporać i wrócić do domu. A talerzy zdawało się nie ubywać...

Po półtorej godzinie mogłam z dumą i ulgą oznajmić, że wszystko lśniło i wypolerowałam naczynia na błysk. Musiałam też zapewnić kucharki, że nie wynoszę ze sobą żadnego środka do odtłuszczania. Te kobiety były naprawdę dziwne... Kiedy opuściłam kuchnię i szłam pustym korytarzem, postanowiłam zatrzymać się na chwilę przy damskich toaletach.

Victoria szorowała na klęczkach podłogę z cierpieniem wymalowanym na twarzy. Na rękach miała gumowe żółte rękawiczki, a obok niej stało wiadro i mop. W całym pomieszczeniu śmierdziało detergentami. Cóż to był za piękny widok. Rozczuliłam się.

- No i na co się tak gapisz? - Spytała z obrzydzeniem, kiedy mnie zauważyła. Uśmiechnęłam się do niej i poszłam w swoją stronę.

A puszczanie się jej nie brzydzi... Dziwny paradoks.

Cóż... wyglądało na to, że jeszcze trochę czasu dziewczyna w szkole spędzi. Bardzo dobrze. Niech się realizuje.

Było późne popołudnie, kiedy wychodziłam. Słońce chyliło się ku zachodowi, a niebo przybrało ognistopomarańczowe barwy. Znacznie się też ochłodziło. A mnie czekała samotna podróż spacerkiem do domu. Pocieszająca i ekscytująca była jednak myśl o jutrzejszym spotkaniu z Maysonem. W co ja się ubiorę?

Fascynujące myśli mnie nachodzą...

- Potrzebujesz podwózki? - Głos Anthony'ego wyrwał mnie z rozmyślań.

Ocknęłam się i rozejrzałam. Zerknęłam w kierunku parkingu. Chłopak siedział już w swoim kabriolecie i machał do mnie. Ociężałym krokiem podeszłam do jego samochodu.

I wtedy pojawiły się wspomnienia pocałunku na placu zabaw, a mój żołądek fiknął salto.

- Wyglądasz na wykończoną. Co robiłaś? - Zapytał zaciekawiony.

- Myłam gary. - Wyjaśniłam po krótce i z powagą.

- Nie będę pytał o szczegóły. - Roześmiał się. - To jak? Podwieźć cię?

Spojrzałam na niego i zmierzyłam go wzrokiem. Widać było, że właśnie skończył swój trening. Na tylnym siedzeniu była jego sportowa torba i kilka butelek wody. Sam miał na sobie swój sportowy strój, na który zarzucił tylko kurtkę.

- Nie jest ci w tym za zimno? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Przed zimnym jesiennym powietrzem chroniła go jedynie ta kurtka.

- Jestem taki gorący, że nie czuję chłodu. - Puścił do mnie oczko rozbawiony.

Stary Anthony powrócił...

- Przejdę się na piechotę. To lepsze dla zdrowia. - Odmówiłam mu. To, jak bardzo byłam rozdarta pomiędzy nim a Maysonem, doprowadzało mnie do szału.

- Jesteś pewna? Chodzenie o tak późnej porze może być niebezpieczne. - Nalegał.

- Niech boją się ci, którzy odważą się wejść mi w drogę. - Uśmiechnęłam się. Było to też swoiste zapewnienie. Dam sobie radę.

Anthony zdawał sobie sprawę, że nie może mnie do niczego zmusić. Ruszył powoli z parkingu i pomachał mi na pożegnanie.

Włożyłam słuchawki do uszu i w towarzystwie głośnej rockowej muzyki wróciłam do domu. Nie myślałam o niczym. Pozwoliłam, aby mocne brzmienia wypełniały moją czaszkę i mózg. Wyłączyłam się ze świata. Przynajmniej na moment.

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz