6.

975 42 1
                                    

Po całej tej akcji postanowiłam sobie, że to był ostatni raz kiedy wpakowałam się w jakieś kłopoty. Już więcej nie miałam zamiaru brać udziału w jakichkolwiek zwariowanych planach Thomasa. Poza tym, nie chciałam zawieść trenera Smitha i po raz kolejny zmuszać go do kłamania. Domyślałam się, że na potwierdzenie swoich słów musiał wymyślić jakiś trening i zostać po zajęciach. Drużyna koszykarska zresztą też.

Szłam szkolnym korytarzem starając się omijać tłum uczniów przepływających koło mnie. Każdy szedł na swoje zajęcia, a niektórzy przepychali się tak, jakby walczyli o przetrwanie. Przez jakiegoś idiotę o mało nie wpadłam na szafki.

Angel Bay High nie było złą szkołą. Miało swoje plusy i minusy. No, może trochę więcej minusów, ale darowanemu koniowi się w zęby nie zaglądało.

Jak już można było się domyśleć liceum miało swoją własną drużynę koszykówki, których potocznie nazywaliśmy "Aniołami". I głównie z tego byliśmy znani. Oczywiście poza skrzydłami na koszulkach nie mieli oni z nimi nic wspólnego. Koszykarze i cheerleaderki byli bandą bogatych dzieciaków, których rodzice dofinansowywali szkołę i dbali o to by dyrektor siedział zadowolony w swoim fotelu. A to jak zachowywali się nasi sportowcy było już zupełnie inną sprawą.

Ale czego można było się spodziewać od placówki, której mottem było "Acta, Non Verba". W wolnym tłumaczeniu znaczyło to "Czyny, nie słowa". Liczyło sie tylko to, że wygrywaliśmy kolejne nagrody, które można było sobie ustawić w gablocie. A to co inni mówili schodziło na dalszy plan.

Żeby nie było, poszłam tu tylko dlatego, że było to jedyne liceum w Angel Bay. A nie widziało mi się dojeżdżać gdzieś indziej.

Na schodach wpadłam na znajome sobie twarze.

- Cześć! - Uścisnęła mnie Sophia, przy okazji powodując mały korek. Mijający nas uczniowie burczeli coś pod nosem i kazali nam się przesunąć, ale dziewczyna ściskała mnie tak mocno, że nie byłam w stanie się ruszyć. Z tyłu za mną robił sie coraz większy tłum chcący dostać się na górę.

- Soph, tarasujemy przejście. - Sapnęłam. Dopiero po chwili dziewczyna się zorientowała jak wielki zator spowodowała i pociągnęła mnie za sobą na półpiętro, gdzie mogłyśmy już spokojnie rozmawiać. Czekały też tam na nas Sonia i Tegan.

Wszystkie trzy były moimi dobrymi koleżankami. Śmiało mogłam je też nazwać przyjaciółkami. Już w pierwszym roku naszej nauki tutaj złapałyśmy wspólny język pomimo różnic w zainteresowaniach i charakterach. A wszystko zapoczątkował pewien stolik na szkolnej stołówce.

Z dziewczynami chodziłam na większość wspólnych zajęć, z pewnymi drobnymi wyjątkami. Spędzałyśmy ze sobą sporo czasu zarówno w szkole, jak i poza nią. I chociaż każda z nas była urwana jak z zupełnie innego świata, to świetnie się ze sobą bawiłyśmy.

Oczywiście Thomas był moim najleoszym przyjacielem, to było nie do zaprzeczenia, ale z nim nie dało się chodzić na zakupy, plotkować o chłopakach czy gadać o okresie. Owszem, czasem się do nas przysiadał ale robił to głównie ze względu na mnie i to tylko wtedy, gdy coś ode mnie chciał. Nie zmuszałam go do zaprzyjaźnienia się z nimi. On miał swój zbuntowany świat w którym było mu dobrze, a moim zadaniem było wyciąganie go z kłopotów.

Dziewczyny były moim wsparciem. Oczami i uszami informującymi mnie o tym, co się działo w szkole. Byłyśmy cichymi plotkarami i wcale nam to nie przeszkadzało.

- Co wy takie szczęśliwe? - Zapytałam, sama mimowolnie się uśmiechając.

- A to, że odwołali nam geografię na ostatniej lekcji! - Zaświergotała Sophia.

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz