46.

469 27 2
                                    

 - Kocico? A co ty tu robisz? - Zapytał zdziwiony Mayson. - Nie widzieliśmy się od koncertu. Czekałem na ciebie po wszystkim. Dlaczego nie przyszłaś?

On naprawdę jest taki głupi, czy tylko udaje? I jak jeszcze raz nazwie mnie "kocicą", to przysięgam, że mu oczy wydrapię!

- Będziemy tak w progu rozmawiać? - Uspokoiłam wszelkie szalejące we mnie emocje i zapytałam najspokojniej jak potrafiłam.

- Sorry. Wejdź. - Otworzył szerzej drzwi i pozwolił bym weszła do środka.

Ledwie zamknął za mną drzwi a poczułam jak obejmuje mnie od tyłu. Jego usta znalazły się na mojej szyi, którą obsypywał pocałunkami.

Czy moje szerszenie nie mogły dla odmiany wylecieć z mojego brzucha i jego pokąsać? Ponapierdzielać w niego tymi żądłami?

Ile mnie kosztowało, żeby mu nie przyjebać!

- Boże, jak się za tobą stęskniłem... - Wyszeptał. - Mam na ciebie taką ochotę.

Żeby on wiedział na co ja miałam w tym momencie ochotę... Niestety morderstwo nadal jest karalne.

- Możemy normalnie porozmawiać? - Starałam się oderwać jego ręce od mojego ciała ale to tak jakbym próbowała odczepić od siebie węża dusiciela coraz bardziej zaciskającego się na mnie.

- Przecież rozmawiamy kochanie - powiedział.

Nagle poczułam jak coś twardego wbija mi się w tył moich pleców. Domyślałam się co to było ale nie chciałam o tym myśleć. Zesztywniałam.

- Czujesz go? - Wyszeptał.

A nagroda Zboczeńca Roku wędruje do...

Wyszarpnęłam się z jego objęć i stanęłam z nim twarzą w twarz.

- O co ci chodzi? - Zapytał łapiąc mnie za ręce. Niestety jego uścisk spowodował sakramencki ból w mojej zabandażowanej dłoni.

- Ała! - Krzyknęłam.

- Co ci się stało? - Zapytał patrząc na moją dłoń. Schowałam ją do kieszeni.

- Nie twój interes. - Warknęłam.

- Chyba jednak mój. Jestem twoim chłopakiem o ile dobrze pamiętasz. - Stwierdził.

- Naprawdę? Nie przeszkadzało ci to, gdy lizałeś się z Victorią za kulisami! - Krzyknęłam.

Oczy mu pociemniały. Stał w kompletnym szoku, gapiąc się na mnie z otwartą gębą. W głowie układał sobie pewnie jakieś wytłumaczenie albo kłamstwo, które mógłby mi wcisnąć. Żałosne.

- Błagam cię, nie kombinuj. - Ciągnęłam dalej. - Widziałam wszystko. Tą malinkę też ci pewnie zrobiła, co?

Wskazałam na ciągle widoczny ślad na jego szyi. Pospiesznie zakrył go ręką.

- A Camerona postawiłeś na warcie? Żebyś mógł spokojnie się z nią obściskiwać? Twojemu kumplowi się niestety oberwało za to, że próbował mnie powstrzymać wpychając mi swój język do gardła.

Mayson zmarszczył brwi.

- Co ci zrobił?! Pocałował cię?! - Wykrzyknął.

- Nie kurwa, bawił się w dentystę i sprawdzał mi stan uzębienia swoim językiem. - Prychnęłam. - Nie udawaj zazdrosnego.

- Jestem na niego wkurwiony! Nie na tym polegała... - Wyrwało mu się ale szybko się zamknął.

- ... jego rola? - Dokończyłam za niego. - Wyjaśnij mi, dlaczego mówisz mi, że nie sypiasz ze swoimi fankami, żebym cię nie oceniała a po koncercie za kulisami całujesz się z tą zdzirą, chociaż twierdzisz, że jestem twoją dziewczyną? Nie wiem, może to normalne ale ja jestem jakaś popierdolona i nie potrafię tego zrozumieć!

Milczał.

- To nie była moja wina - powiedział po chwili wypowiadając powoli każde słowo. - Ona sama się na mnie rzuciła. Była chętna.

Wybuchnęłam śmiechem.

- Czy ty siebie słyszysz? - Spytałam opanowując śmiech. - Była chętna?! I co? Ty, Mayson, wielki dobroczyńca, postanowiłeś ulżyć tej biednej dziewczynie pchając jej łapy pod sukienkę?!

- No takiego obrotu spraw się nie spodziewałem... - Mruknął.

- Człowieku, co ty pieprzysz? Gdybym przyszła później i zobaczyła jak uprawiacie seks to jakie tłumaczenie byś mi wcisnął? Że robicie projekt o prokreacji na biologię? - Atakowałam go.

- Wymyśliłbym coś lepszego - przyznał wreszcie.

- Myślałeś, że co? Będziesz jednocześnie się zabawiał z nią i ze mną? - Zapytałam.

- Jezu, Rose to nie tak... Dobrze wiesz, że cię kocham. Zresztą co to za różnica kto by cię przeleciał? Ja, czy ten debil Anthony? - Wypalił.

Wbiło mnie w ziemię. Poziom jego głupoty tak mnie zaszokował, że przez chwilę nie wiedziałam co tu się przed momentem wydarzyło.

- Od Anthony'ego to ty się odpieprz. Nie mieszaj go do tego. - Warknęłam.

- Ach tak? Podoba ci się co? Może jednak się z nim przespałaś? - Podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy ze zdradliwym uśmieszkiem.

- Nie przespałam się z nim! Ile razy mam ci to powtarzać? - Wybuchnęłam.

- Kochasz mnie? - Zapytał.

Kolejne zaskoczenie dzisiejszego dnia.

- Co? - Wykrztusiłam.

- Pytam: kochasz mnie czy nie?! - Powtórzył pytanie wściekły.

Dobre pytanie...

- Jak mam kochać kogoś o kim nic nie wiem?! Robisz ze swojego życia tajemnicę i ograniczasz się tylko do muzyki i pieprzenia! W swoich piosenkach mówisz o ogromnym bólu i cierpieniu, które mogą złagodzić tylko pocałunki! Czemu nic mi nie powiesz o swojej przeszłości?! Co z twoją rodziną?! - Wykrzyczałam mu w twarz, gwałtownie wymachując rękami. Wskazałam na zdjęcie na jego szafce. To, które przedstawiało pięciolatka z robotem.

Mayson spojrzał w tamtą stronę. Zacisnął dłonie w pięści i spuścił głowę. Przez chwilę nic nie mówił, tylko ciężko oddychał.

I wybuchnął.

Pchnął mnie z impetem na ścianę. Obrazek pod wpływem uderzenia zatrząsł się i zleciał na ziemię rozbijając szklaną szybę. Jego pięść uderzyła milimetry od mojej głowy, powodując wgłębienie w ścianie i opad tynku.

- Nie waż się więcej wspominać o mojej rodzinie! - Wrzasnął. - Nie masz prawa mnie oceniać skoro nic o mnie nie wiesz! Zapytam jeszcze raz! Kochasz mnie do jasnej cholery czy nie?!

I w tym momencie doznałam olśnienia. Takiego, jakiego po kilku latach medytacji dostają mnisi w Tybecie. Nie kochałam go. On tylko pociągał mnie fizycznie. I to bardzo. Wszystko mnie w nim podniecało. Ale było to puste. Nie czułam niczego głębszego. Nie czułam do niego tego... co czułam do Anthony'ego.

Moje milczenie odebrał jako zaprzeczenie.

- Zmienisz zdanie jak cię przelecę. - Powiedział groźnie. - Nie będziesz marzyła już o nikim i niczym innym.

Przybliżył się do mnie i złapał za ramiona. Ta sytuacja wydała mi się bardziej śmieszna niż przerażająca. Napędzona wszelką wściekłością jaką tylko w sobie miałam, z całej siły kopnęłam go w krocze. Chłopak syknął i skulił się z bólu, by zaraz opaść na kolana.

- Sorry. - Wzruszyłam ramionami. - Ale spójrz na to inaczej! Dzięki mnie będziesz mógł zaśpiewać w wysokiej tonacji!

Uśmiechnęłam się i szybko opuściłam jego dom. Nie sądzę aby był w stanie mnie dogonić ale nie chciałam też spędzić tam ani minuty dłużej!

Poczułam się lepiej. Znacznie lepiej. Mogłam śmiało powiedzieć, że byłam szczęśliwa. Nie zadziera się z Rosalindą Woods!

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz