13.

849 35 3
                                    

Rozmowa z panem dyrektorem trwała dosyć długo przeciągnęła się aż do późnego popołudnia. Nie spodziewałam się, że poświęci tyle uwagi na ten incydent, ale mogła być to też wina tego, że cała ta sytuacja dotyczyła powszechnie kochanej przez szkołę Victorii Barron. Oczywiście czas przedłużył też telefon do mojego ojca w którym dyrektor przeprosził go, że przerywał mu w pracy i wyjaśnił całą sytuację w której wylałam "potrawkę" na swoją koleżankę na szkolnej stołówce. Nie byłam w stanie usłyszeć, co mówił tata ale sądząc po minie dyrektora, nie to chciał usłyszeć.

Oprócz umoralniającej gadki i wcześniejszego telefonu do mojego ojca nie zostałam zbytnio ukarana. Musiałam się tylko zobowiązać do późniejszego przeproszenia Victorii. Dziewczyna musiała iść się dokładnie wyczyścić i później odbyła rozmowę sam na sam z dyrem, gdzie odgrywała niewiniątko. Oczywiście mogłam być przy tej rozmowie ale bycie z nią w jednym pomieszczeniu nie było dobrym pomysłem. Dlatego wolałam poczekać za drzwiami. A przeproszę ją później... Jak będę miała na to ochotę.

Gdy wyszłam ze szkoły słońce chyliło się ku zachodowi. Westchnęłam. Mimo wszystko byłam z siebie dumna. Obyło się bez poważniejszej kary. Kolejny raz miałam więcej szczęścia, niż rozumu.

Miałam nadzieję, że po tej akcji Victoria przestanie się mnie czepiać i przestanie rozpowiadać na mój temat plotki.

Powoli kierowałam się do głównej bramy.

- Rose! - Usłyszałam jak ktoś mnie wołał. Spojrzałam w stronę parkingu.

Anthony opierał się o swój nowy srebrny pick-up i machał do mnie. Ubrany był w śnieżnobiały T-shirt a przez ramię miał przerzuconą swoją sportową torbę.

Rozejrzałam się, czy nikt nie patrzył ale poza nami byli tam tylko chłopcy z drużyny. Skończyli już trening i pakowali się do swoich samochodów dziwnie przy tym na nas zerkając. Pozostali już dawno skończyli lekcję i opuścili teren szkoły.

Powoli do niego podeszłam i założyłam ręce na piersi.

- Podwieźć cię? - Zaproponował.

Moje brwi podjechały do góry. W życiu nie wsiadłabym z nim do auta. Nie było takiej opcji.

- Dam sobie radę. - Odparłam twardo.

- Nie daj się prosić. – Był nieustępliwy.

Zastanowiłam się przez chwilę. Co mi szkodziło... I tak już byłam wystarczająco zmęczona a do domu miałam kawałek.

Zrezygnowana podeszłam do samochodu. I tyle było z mojej asertywności.

- Mieszkam za parkiem. – Wyjaśniłam. - Czerwono biały dom z ciemnym dachem i zniszczoną skrzynką na listy. Nie przegapisz.

- Jasne. – Powiedział otwierając drzwiczki od strony pasażera i puszczając mnie przodem.

Niepewnie wsiadłam do środka. Zapięłam pasy a swoją torbę położyłam między swoimi stopami. Siedziałam sztywna jakbym połknęła kij od szczotki. Anthony rzucił mi krótkie spojrzenie, ale nic nie powiedział. Zajął miejsce kierowcy i mogliśmy ruszać.

Miałam zamiar całą drogę przesiedzieć w milczeniu. Nie mieliśmy żadnych wspólnych tematów do rozmowy.

- Bardzo masz przechlapane? - Zapytał. Chyba nie podzielał mojej idei siedzenia w milczeniu.

- Nie. - Burknęłam.

- Tyle tam u niego siedziałaś... Myślałem, że cię wyrzucą, czy coś. - Odparł, nie odrywając wzroku z ulicy.

- Bez przesady... - Wzruszyłam ramionami.

Kolejne kilka minut spędziliśmy w milczeniu. Patrzyłam tylko na mijane drzewa, budynki i domy.

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz