7.

978 37 3
                                    

Postanowiłam poczekać na dziewczyny przy głównych drzwiach w holu. Umówiłyśmy się, że zaraz po szkole pójdziemy do sklepu po produkty potrzebne do upieczenia babeczek, które Sophia postanowiła nam przygotować i pójdziemy do domu Sonii, gdzie miałyśmy jej pomóc w prezentacji. Wcześniej zadzwoniłam do taty i poinformowałam go, że wrócę później, żeby się nie martwił. Nie lubiłam jak do mnie wydzwaniał, gdy byłam w towarzystwie.

Zacisnęłam mocniej palce na pasku swojej torby i zaczęłam się rozglądać. Kiedy ponownie sięgnęłam po telefon, żeby do nich napisać, wyłoniły się nagle zza rogu. Sophia pomachała do mnie z entuzjazmem.

Sophia była najniższa z nas wszystkich, pomimo tego, że zawsze ubierała botki na wysokich obcasach. Ich stukot rozpoznawałam już z daleka. To, jak biegała w nich małymi kroczkami było rozczulające. Ona ogólnie była bardzo dziewczęca i urocza. Z tymi swoimi sweterkami we wzory truskawek, naszyjnikami z Czarodziejką z Księżyca i słodyczami które cały czas wyciągała dla nas z torebki, przyprawiając nas o próchnicę... Ale dziewczyna naprawdę miała złote serce. Kochała wszelkiego rodzaju stworzonka. Często chodziłam z nią po mieście i dokarmiałam bezdomne koty. Do tej pory pamiętam, jak ona rozpaczała, gdy nie mogła przygarnąć do domu czwartego kota z ulicy.

Miała długie ognisto rude włosy, które często spinała w kok z tyłu głowy, z którego zawsze uciekało jej parę niesfornych pasemek. Miała złociste, bursztynowe oczy które błyszczały w świetle dnia i gęste, krzaczaste brwi. Jej nos i policzki upstrzone były piegami.

Tegan natomiast była wysoka i zawsze elegancka. Wszystko miała odpowiednio dobrane. Chodząca perfekcja zarówno z wyglądu, jak i w nauce. Była naszą szkolną prymuską, która godnie reprezentowała nas na wszystkich konkursach i stanowiła przełamanie i kontrast nad tymi wszystkimi nagrodami zdobytymi przez wysokich na dwa metry mięśniaków z koktajlami białkowymi zamiast płynu mózgowo rdzeniowego w głowie. Miała długą do pasa burzę kręconych ciemnobrązowych włosów. W takim samym kolorze były zarówno jej skóra, jak i oczy.

Tegan odznaczała się ogromną inteligencją. Śmiało mogłam ją nazwać drugim Einsteinem. Stale chodziła ze swoim smartfonem, który traktowała jako notes, kalendarz i planer. Miała w nim zapisane wszystkie terminy wypracowań, konkursów międzyszkolnych a nawet ostatnie dni w których miała oddać książki do biblioteki.

No i pozostała Sonia, której zazdrościłam rozmiaru biustu i idealnie zarysowanej pupy. Może dlatego Victoria jej tak nie lubiła. No i obie były blondynkami. Tylko, że włosy Sonii były długie i opadały delikatnymi falami na jej plecy. Miała hipnotyzujące zielone oczy i różowe, pełne usta.

Przy każdym ruchu jej dłoni, grube bransolety na nadgarstkach uderzały o siebie i brzdękały. Miała wyjątkowo kobiecy i dziewczęcy styl, przesycony ogromną ilością biżuterii i różnych wymyślnych dodatków. Pod względem charakteru zdawała się być najbardziej podobna do mnie. Obie też chciałyśmy pomagać ludziom.

Przy nich czułam się sobą. W swoich turkusowych włosach, wyglądem który odziedziczyłam po matce, będącej z pochodzenia Hiszpanką i ubraniach kupionych w second handach.

- Wolicie babeczki czekoladowe, czy waniliowe? - Zapytała Sophia.

Nagle usłyszałyśmy znajomy, wstrętny głos dobiegający gdzieś z boku.

- Rose, przecudna sukienka! - Zawołała Victoria.

Zmarszczyłam brwi zdziwiona jej zachowaniem. Coś ewidentnie było nie tak.

- Dzięki?

- Wyglądasz, jakbyś miała tańczyć tango na stypie! - Dodała, a jej koleżanki z zespołu cheerleaderek zawtórowały jej śmiechem, gdy nas mijały.

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz