30.

638 28 3
                                    

Po długiej i nieprzespanej nocy moim pierwszym postanowieniem było zostać w domu... ale zdecydowałam się tak czy siak iść do szkoły. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że nagle stanę się taką pilną uczennicą. Nie wiem, co pokierowało moją decyzją. Może skryta chęć zobaczenia Anthony'ego...

I jak na złość znowu nic mi nie wychodziło.

Cienie mi się rozmazały, tworząc czarne obwódki wokół oczu. Nie wiedziałam co jeszcze mogę zrobić i siedziałam przed lustrem dobre pół godziny, gapiąc się w swoje odbicie. Po wczorajszym pocałunku zaczynałam mieć wyrzuty sumienia. Nawet nie spodziewałam się, że je mam. Dopóki nie uporządkuję swoich myśli, nie chciałam się już z nikim całować. Może pomalowane na czarno usta pomogą do tego zniechęcić...

Wyszłam z domu spóźniona. Jak zwykle zresztą.

Pieprzona jesień. Zimno i szaro. Chociaż i tak dobrze, że nie padało. Co ja wygadywałam... Tu nigdy nie padało. Tu lało.

Szłam ulicą w kierunku liceum. Starałam się skupić swoje myśli na tym, czy mam wszystkie książki i zadania. Powtarzałam sobie wykute na pamięć formułki. Przekształcałam sobie nawet wzory matematyczne. Do czego to doszło...

Nie chciałam o tym myśleć. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym gorzej się czułam.

Odkryłam, że sumienie jest jak pies. Niby nie ugryzie, ale nigdy nie przestanie szczekać. A ten kundel warczał i wył jak szalony.

Nagle ktoś zasłonił mi rękami oczy. Zatrzymałam się przestraszona. Przez chwilę zastanawiałam się czy się nie obronić i nie przywalić z łokcia intruzowi. Dopóki nie usłyszałam dobrze mi znanego głosu.

- Zgadnij kto to... - Wyszeptał prosto do mojego ucha. Przeszły mnie znajome dreszcze. Obudziło się przy okazji stado os. Mogłyby w zamian zacząć produkować mi miód. Może byłabym przez to bardziej słodka. Moment, miód produkują pszczoły...

To był jeden z tych fenomenów przyjaźni. Słowa wypowiedziane przez Sophię na stałe zostały w mojej głowie i teraz stały się powiedzeniem, które funkcjonowało u nas na co dzień. "Bo Rose ma osy w brzuchu". I wybuch śmiechu. A najlepsze było to, że tylko my wiedziałyśmy o co chodzi. Jak jakiś tajny szyfr.

- Cześć Mayson. - Przywitałam się słabo.

Przeniósł swoje ręce na moją talię, obrócił mnie w swoją stronę i przyciągnął do siebie.

Włosy miał ułożone przez wiatr. Nadawało mu to niechlujnego, ale mimo wszystko seksownego wyglądu. Denerwowała mnie ta moja słabość do niego.

- Eh, musiałaś się dzisiaj tak malować? Z chęcią rozmazałbym tą twoją szminkę. - Powiedział patrząc się na moje usta. - W zamian za to będę musiał zrobić coś innego.

Nim zdążyłam zareagować, zaczął obsypywać moją szyję pocałunkami. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej, starając się go odepchnąć, ale on ani drgnął. Mięśnie miał napięte i bardzo rozbawiła go moja próba oporu. Odsunął materiał mojej bluzki i zjechał ustami aż do obojczyków. Przejechał językiem po skórze, po czym delikatnie załapał za nią zębami zostawiając mi w tym miejscu ledwo widoczny ślad.

Wypuściłam z siebie niekontrolowany jęk. Odsunął się i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.

- Zadowolony jesteś z siebie? - Zapytałam, marszcząc brwi niezbyt zadowolona. Niby nie było tego widać, ale sama świadomość tego, że tak się ze mną droczył, mnie wkurzała.

- Ja tylko znaczę swój teren. - Odpowiedział niewinnie.

- Zachowujesz się jak zwierzę. - Westchnęłam i wywróciłam oczami.

- Wiem, że lubisz kiedy jestem dziki. - Droczył się ze mną.

- Bardzo zabawne. Chodź, bo spóźnimy się do szkoły. - Odsunęłam się od niego.

Nawet nie zwracając na niego uwagi przyspieszyłam kroku. Nie obróciłam się, żeby sprawdzić, czy za mną idzie.

Po chwili usłyszałam jego kroki i chłopak zrównał krok z moim. Nasze dłonie ocierały się o siebie, ale nie złapaliśmy się za ręce.

Ciężko mi zachować spokój w jego obecności. Musiałam to przyznać.

- Chciałbym cię zaprosić na próbę mojego zespołu. Jutro. Po szkole. U mnie w domu. - Powiedział nagle.

Ponownie się zatrzymałam. Mayson zapraszał mnie do siebie. Nie dość, że będę mogła zobaczyć jak mieszka to jeszcze mam okazję posłuchać jak śpiewa. Mimo tego, że byłam na niego zła a jeszcze bardziej byłam zła na siebie, nie mogłam zaprzepaścić takiej okazji.

- Co ty na to? - Zapytał.

- Jasne! Poznam zespół Boys of Death! Może dostanę nawet autografy! Dziewczyny mi nie uwierzą! - Pisnęłam i podskoczyłam, klaszcząc przy tym w dłonie. Mayson roześmiał się widząc że parodiuję reakcje jego fanek.

- A tak na serio? - Opanował śmiech.

- Z wielką chęcią przyjdę was zobaczyć. - Powiedziałam szczerze.

- To dobrze. Tylko pamiętaj. Nie daj im się podrywać. Jesteś moja. - Powiedział z powagą. Gdy to usłyszałam, byłam w stanie tylko przytaknąć. Osy i szerszenie postanowiły ze zdwojoną siłą zaatakować mój brzuch i podbrzusze.

Chyba w przyszłości zostanę pszczelarzem...

Resztę drogi przeszliśmy powoli, rozmawiając ze sobą. I tak byliśmy już sporo spóźnieni na pierwszą lekcję. Uznaliśmy więc, że nie było sensu żeby na nią iść.

- Długo się znasz ze swoimi kumplami z zespołu? - Zapytałam.

- Tak. Już z kilka dobrych lat. - Powiedział.

- Więc kiedy wpadliście na pomysł założenia zespołu? - Dopytywałam zaciekawiona.

- Niech sobie przypomnę... - Zastanowił się. - Właściwie to tak samo wyszło. Na początku nawet nie wierzyliśmy, że to wypali. Postanowiliśmy zagrać w jednym z klubów prowadzonych przez znajomego mojego kumpla i... Samo jakoś to wyszło. W sumie to cieszy mnie taki obrót spraw.

Pokiwałam głową. Naprawdę ciekawiła mnie jego przeszłość. Sam jednak nie chciał za wiele o niej mówić. I nagle przypomniałam sobie ten dzień, w którym odnalazłam jego teczkę w pokoju nauczycielskim...

- Twoi przyjaciele też mieszkają tam gdzie ty? Jak przeprowadzacie próby skoro się tu przeprowadziłeś? - Spytałam w końcu.

Na początku nie chciał mi na to odpowiedzieć. Usłyszałam jak gwałtownie wciąga powietrze. Nie rozumiałam tego. Powiedziałam coś niewłaściwego?

- Cameron mieszka tutaj. Raz w tygodniu przyjeżdżał do mnie na próby. Ma samochód więc nie jest to dla niego problemem. Rhett był już na miejscu, ale teraz postanowił zamieszkać tu, ze względu na to, że od czasu wstawienia naszego teledysku do internetu staliśmy się bardziej popularni. Częstsze próby i rozwój kariery, rozumiesz. - Odparł zdawkowo.

- Nie lubisz za bardzo o sobie mówić... - Mruknęłam.

Dopiero w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Spojrzałam na chłopaka, który bacznie mi się przyglądał. Nie było to jednak przyjemne.

- Moja przeszłość nie jest tak kolorowa jak myślisz, kotku. Lepiej nie drąż tego tematu. - Powiedział.

Czy to było ostrzeżenie?

Muzyka Zbuntowanych [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz