8. Nieśmiertelność ducha

897 40 2
                                    


- Musimy iść do Samotnych Drzwi.

- Nie zostawię go tak. – Anastazja zalana łzami, siedziała obok ciała Malfoya. Penelopa patrząc żałośnie stała obok Dylana.

- To go zabierzemy. Skoro jest pod wpływem zaklęcia Defendere, choć bardzo w to wątpię... – Parsknęła. – ...to się obudzi.

- Gdzie go zabierzemy? – Spytała brunetka, wycierając łzy i prostując się.

- W domu ojca zawsze są jakieś cele. Zamkniemy go.

Dylan bez słowa patrzył na martwego Dracona. Jego skóra zrobiła się jeszcze bardziej blada. Musiał panować nad sobą. Muszę pokazywać, że nic mnie to nie obchodzi. Siedzieć cicho i słuchać.

****

Hermiona przeniosła się do lasu w Rothiemurchus. Zbliżał się wieczór, a ona z torebeczką w ręku, wędrowała bez celu depcząc gałązki opadłe na trawe. Myślała o Ginny, Harrym i Dylanie. Nic im nie powiedziała, nie poinformowała, że odchodzi. Pewnie teraz się zamartwiają. Osobiście, chciała pozostać w samotności, ale przypominając sobie przyjaciół, żałowała swojej decyzji, o wyjeździe.

O Draconie już nie myślała. Na pewno był bardzo szczęśliwy ze swoją nową dziewczyną. Wreszcie jakaś do niego pasowała. Kawał egoistycznej suki.

Raptem nadepnąwszy kolejną gałązkę, usłyszała ruch w zaroślach. Rozejrzała się i wyjęła różdżkę. W krzakach coś się poruszyło. Zaczynało robić się ciemno, a ona jeszcze nie rozłożyła namiotu. Zajęła się myślami. Z bijącym sercem zaczęła okrążać roślinę. Nagle obok siebie usłyszała ponowny szelest. Cofnęła się i rozszerzyła oczy. Świadomość niebezpieczeństwa i jej lekkomyślność dały o sobie znać. W tym momencie wielka paszcza wyszła zza krzaka, patrząc na nią krwistymi oczyma. Pięć potężnych wilków wyszło z ukrycia i warcząc obserwowały brunetkę. Cofając się, uderzyła o wielki świerk. Co mogła zrobić? Nie chciała ich zabić. Przypomniał jej się Kelan Lupus i jej największy koszmar. Dreszcz przeszedł jej po całym ciele, kiedy rozważała opcję, o zmartwychwstaniu tych dwóch złoczyńców.

Jeden z wilków skoczył a ona szybko odepchnęła go zaklęciem.

- Depulso!! – Teraz w lesie panowała całkowita ciemność. Tylko ona i całe stado mięsożerców. – Drętwota! – Zwierzęta zaczęły skomleć, warczeć i wyć. Jeden z nich wytrącił z jej ręki różdżkę. Rzucił się na nią, a ona upadła na ziemię. Ku jej zdziwieniu stworzenie w jej ramionach, przestało się ruszać. Spojrzała na jego kark, w którym wbita była strzałka usypiająca. Jeszcze dwa warczące wilki, zostały ugodzone bronią, a pozostałe stado rozproszyło się. Dziewczyna upuściła zwierzę na ziemię, a sama otrzepała z siebie brud. Spojrzała na zbliżającego się do niej mężczyznę. Chłopak był szatynem o wielkich niebieskich oczach. Był ubrany w kurtkę moro, na plecach miał broń i torbę. Patrzył na nią troskliwym wzrokiem.

- Co tu robisz? – Jego głos był bardzo dojrzały. Zauważyła na jego brodzie tygodniowy zarost. Podszedł do niej bardzo blisko.

- Ja. – Nie wiedziała co powiedzieć. Zapewne chłopak był mugolem. Zaczęła improwizować. – Zgubiłam się.

- To po co wchodziłaś tak głęboko w las? – Raptem zauważył coś na ziemi. Dziewczynie zrobiło się gorąco. Chłopak podniósł jej różdżkę, po czym popatrzył jej w oczy. – To twoje?

- To... - Zamrugała powiekami. – Jakiś patyk.

Uśmiechnął się.

- Nie bój się, nie jestem mugolem. – Wręczył jej różdżkę.

- Jak to? – Spytała. – Jesteś leśniczym? – Kiwnął głową. – To co tu robisz?

- Ja. – Oblizał usta. – Żyję jak normalny człowiek. Nie potrzebuje magii, choć i tak chodziłem do Hogwartu. Co tu robisz sama?

- Miałam rozstawić namiot, ale... – Podrapała się po głowie. Cały czas patrzył jej w oczy. To ją peszyło. – ...zamyśliłam się i...dziękuje za ratunek.

Uśmiechnął się.

- Chodź, nie zostaniesz tutaj. – Odwrócił się i zaczął iść na północ.

- Co? Gdzie?

- Nie będziesz tutaj sama. To zbyt niebezpieczne miejsce.

Patrzyła na niego trochę nieufnie, ale mówiąc sobie „raz kozie śmierć" zaczęła iść za nim.

- Jestem Hermiona. – Podała mu rękę.

- Julian. – Uścisnął jej dłoń. Była bardzo ciepła.

- Dlaczego postanowiłeś żyć jak człowiek?

- Życie ludzkie jest bardziej fascynujące. Błędy i porażki jakie popełniamy, albo nawet dojście do jakiegoś celu. Wtedy życie ma sens. Kiedy wiesz, że możesz sobie wszystko wyczarować różdżką, zaczynasz się zastanawiać nad tym, czy to w ogóle ma sens.

- Że co ma sens?

- Twoje życie. – Popatrzył na nią. – Łatwość jest tchórzostwem. Ja tak uważam. Dlatego nie używam czarów.

- Rozumiem. Twoja decyzja, jest oznaką odwagi.

Parsknął śmiechem.

- No nie wiem.

Rozejrzała się. Wokół nich roiło się od drzew.

- Gdzie mnie zabierasz?

- Najbliżej jest do mojego domu. – Odparł. – Potem zaprowadzę cię do jakiegoś hotelu, czy coś.

Przytaknęła na znak, że rozumie.

- I tak sobie mieszkasz w lesie?

- Lubię to. Kontakt z naturą mnie uspokaja.

Nie zauważyła, kiedy stanęli przed pięknym drewnianym domem. Wokół niego rozpościerały się wysokie drzewa, on sam wyglądał bardzo elegancko i majestatycznie. Miał wielki taras, a na drugim piętrze długi balkon.

Hermiona patrząc, jak Julian otwiera furtkę zaczęła myśleć nad tym czy postępuje słusznie. Obcy mężczyzna, na pewno trochę starszy od niej i ona sama w wielkim lesie. Niby to lepsze niż stado wilków, ale i tak kłębiły się w niej wątpliwości. Czy to nie głupota?

W końcu weszła z nim do środka.

****

Po trafieniu zaklęcia w Malfoya, jego ciało przestało funkcjonować. Serce przestało bić, nastąpiła śmierć mózgu. Po dwóch godzinach w jego aorcie zaczęła lekko świecić niebieska smuga. Zaczęła się powiększać i przez układ nerwowy dotarła do mózgu, w którym rozpoczęła dzielenie. Jej klony wędrowały przez układ krwionośny do każdego z narządów, które zaczęły powoli swoją pracę. Na końcu wszystkie spotkały się w sercu i uruchomiły je. Draco wpuścił do ust powietrze. 

Dramione ~ kruk powrócił...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz