Siedzę właśnie przebrana z chłopakami z drużyny w szatni Gryffindoru. Gramy dzisiaj mecz ze Ślizgonami. Niby grałam w to już wiele razy lecz lekki cykorek dalej jest. Jestem też trochę zniechęcona. Wszystko dlatego, że widziałam dzisiaj w pokoju wspólnym jak James pyta, czy Lily się z nim umówi. W końcu wyszliśmy na boisko. Gryfoni wiwatowali nam a slitherin swoim zawodnikom. Ustawiliśmy się na miejsca. Usłyszałam gwizdek. Każdy ruszył w swoją stronę. Niejaka gryfonka z czwartego roku Rose przejęła kafla. Następnie podała go siódmoklasistce Katrin. Ona zaś przekazała piłkę Jamesowi, który trafił.
0:10!-krzyczał komentator. Zauważyłam, że szukający ślizgonów spostrzegł znicz. Ja również. Ruszyłam w jego stronę. Ten drugi też. Kiedy już sięgałam po piłeczkę ktoś uderzył mnie od boku. Tym kimś okazał się jeden ze ścigających Slitherinu. W ten oto sposób wisiała jakieś 20 metrów nad ziemią trzymając jedną ręką miotły. Nie dam rady. Zaraz puszczę. Nagle poczułam czyjeś silne ręce na mojej talii sadzające mnie na miotłe. Należały one do Toma.
Dziękuję-uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
Nie ma za co. A teraz leć. Musimy to wygrać- uśmiechnął się i odleciał.
Jak powiedział tak zrobiłam. Dogoniłam szukającego. Był nim Regulus Black. Młodszy brat Syriusza. Sprawnie go wyminęłam. Byłam coraz bliżej złotej kuleczki aż w końcu złapałam go!
Taaaaak! Szukająca Gryffindoru ma znicza! Wynik 200:120! Gryffindor wygrywa! - wydzierał się ucieszony komentator, Erick Jordan, gryfon. Kibice również się cieszyli. Z daleka zobaczyłam moich przyjaciół. Oni aż skakali z radości. Nagle na boisko wleciał James z przywiązanym do miotły materiałem. Pisało na nim:Evans umówisz się ze mną?
Chyba cie pogięło Potter! Nigdy się z tobą nie umówię! Zrozum to w końcu! Nie kocham cię! - wrzeszczała na niego Lily z trybun. Dalej nic już nie słyszałam. Miałam już łzy w oczach. Nie chciałam aby ktoś to widział więc szybko wzbiłam się miotlą wysoko w górę. Leciałam tak i leciałam a w oczach miałam coraz więcej łez. Obraz przede mną był już całkowicie rozmazany. Nagle zaczęłam lecieć w dół. Tylko że miotła..... była obok. Później zobaczyłam ciemność.*POV JAMES*
Daj sobie w końcu spokój Potter! - Lily chyba serio się wkurzyła. Przecież ja chciałem dobrze. Nagle wszyscy zaczęli przeraźliwie krzyczeć a u Suzy stojącej obok Lily widziałem łzy w oczach. Wszyscy wskazywali za mnie. Odwróciłem się. To co zobaczyłem zaskoczyło mnie. Coś spadało z nieba bardzo szybko. Nie coś a raczej ktoś. Tym kimś okazała się Elizabeth! Wood już zaczął wsiadać na miotłę ale ja byłem szybszy. Poleciałem w jej stronę najszybciej jak mogłem. Odczepiłem materiał aby mnie nie spowalniał. Jeszcze odrobinę. Mam ją! Ostrożnie wyglądowałem. Elizabeth w ogóle się nie ruszała. Miała zamknięte oczy oraz czerwone policzki. Czy ona płakała?! Nieee, to pewnie przez ten wiatr. Na szczęście oddychała. Na miejsce przybiegło kilku uczniów. Wśród nich byli Peter, Remus i Syriusz oraz dziewczyny z jej dormitorium a także Tom Wood i młodszy z Blacków. Wzięłem Elz z powrotem na ręce i szybko pognałem do skrzydła szpitalnego.
Co się stało?! Panie Potter niech pan położy pannę Sews na łóżko- zrobiłem to co kazała mi pani Pomfrey.
Nie wiemy, po meczu widzieliśmy tylko jak spadała. James ją złapał. - powiedziała smutna Suzy.
To mi wygląda na omdlenie, jak się obudzi to dam jej jeszcze lekarstwo i wypuszcze ją. A teraz uciekajcie, pacjentka potrzebuje spokoju-zaczęła nas wyganiać.
Mogę zostać? - zapytałem pielęgniarkę.
No dobrze panie Potter. Ale reszta wychodzi-inni niechętnie wyszli z pomieszczenia. Pielęgniarka gdzieś poszła. Przysiadłem się do Eliz. Posiedziałem z dziewczyną z godzinę. Nagle drzwi do sali się otworzyły a przez nie weszła Lily.
Lily ja... - przerwała mi.
Daj mi spokój Potter! Zrozum, że cię nie kocham! - zaczęła na mnie krzyczeć-słuchaj, przyszłam tu do Eliz a nie do ciebie-mówiła już spokojniej-przepraszam, ale na prawdę nic z tego nie będzie. Poza tym.... mam chłopaka.
Co?! Kto to jest?! - zaczęłem wrzeszczeć.
Cicho, bo przyjdzie pielęgniarka. - uspokoiłem się. - narazie nie mogę Ci powiedzieć. Ale możemy zostać przyjaciółmi. Okej?
Okej-westchnęłem.
Jak z Elizabeth? -zapytała.
Jak narazie jeszcze się nie obudziła ale jak tylko to zrobi to dostanie leki i stąd wyjdzie-odparłem smutno. W głębi duszy byłem też wściekły, że ktoś już jest z Lily. Ale będę musiał się z tym pogodzić. Gdy Evans wyszła z powrotem podeszłem do Elz. Miała otwarte oczy.
Eliz! - wesoło podbiegłem i uściskałem ją.-słyszałaś moją rozmowę z Lily?
Tak, przykro mi, najwyraźniej nie byliście sobie pisani. Znajdziesz sobie kogoś innego-zaczęła mnie pocieszać. Muszę przyznać, że już mi lepiej. Przejrzałem na oczy. To nie była miłość tylko zauroczenie.
*POV ELIZABETH*
Chyba udało mi się go pocieszyć bo po chwili już śmialiśmy się w najlepsze.
Wiesz co James? Do twarzy ci z uśmiechem-zaśmiałam się.
Dzięki, tobie też-powiedział. Mówił jeszcze co się działo po meczu. Chwilę rozmawialiśmy aż przyszła Pani Pomfrey i dała mi do wypicia jakiś ochydny eliksir. Później wyszłam ze SS (skrzydła szpitalnego) i razem z Jamesem poszliśmy do wieży Gryffindoru. Wszyscy wesoło zaczęli mnie przytulać. Zaczynam się do tego przyzwyczajać. Pogadałam jeszcze z przyjaciółmi u Huncwotów w pokoju. Graliśmy też w butelkę. Następnie wróciłam do dormitorium i zasnęłam.
CZYTASZ
Dwa oblicza
RandomCzasy Huncwotów Życie pewnej dziewczyny zmieni się i to bardzo. Czy to przez chłopaka? A może też przez coś innego? Co się stanie gdy James odpuści sobie Evans? Przeczytajcie sami! (niektóre rzeczy nie będą zgodne z Harrym Potterem)