Rozdział 27

2.1K 80 7
                                    

Dzisiaj w końcu wychodzę. Na początku jeszcze tylko Pani Pomfrey dała mi jakiś eliksir i skierowałam się do drzwi. Otworzyłam je a tam zobaczyłam... Toma.
Elizabeth! - pobiegł i przytulił mnie.
Hejka Tom- odpowiedziałam.
Przepraszam, że nie przychodziłem ale jako kapitan drużyny Gryffindoru mam wiele spraw na głowie. A tak w ogóle to za dwa tygodnie będzie mecz ze Ślizgonami. - mówił Wood.
Spoko nie gniewam się i dzięki za informację- powiedziałam. Po chwili razem skierowaliśmy się do Wielkiej Sali na śniadanie. Po drodze wiele rozmawialiśmy. Tom jest bardzo fajny... Na śniadaniu postanowiłam z nim usiąść. Chłopaków i tak narazie nie było. Ja jadłam płatki z mlekiem a Tom kanapki z dżemem. Cały czas rozmawialiśmy. Nagle Wood niechcący umazał sobie nos dżemem. Wyglądał tak uroczo... Hej! Zwolnij Eliz.
Zaczekaj, pomogę Ci- wzięłam chusteczkę i zaczęłam wycierać mu nos. Ciągle się na mnie patrzył. Ja tylko co chwilę zerkałam na niego. - gotowe.
Dzięki- mówiąc to pocałował mnie w policzek.
Eliz już wyszłaś! - w tej chwili pojawił się James z resztą chłopaków. Okularnik szybko mnie przytulił. Trzymał mnie w objęciach bardzo długo patrząc ciągle na Toma.

*POV SYRIUSZ*
Bardzo ucieszyliśmy się, że Elizabeth już wyszła ale Rogaś chyba trochę za długo ją przytulał i normalnie zabijał wzrokiem Toma. W sumie to też zaczęłem nie przepadać za Woodem.
Elizabeth chodź z nami. Musimy pogadać- powiedział James i wszyscy usiedliśmy tam gdzie zwykle.
Co się stało? - zapytała.
Po prostu chcieliśmy porozmawiać. - powiedział Potter.
Okej- i zaczęliśmy rozmowę.
A tak w ogóle to coś cię łączy z Tomem? - zapytał Remus.
On? To tylko przyjaciel- uśmiechnęła się Sews.

*POV ELIZABETH*
Dobra ja muszę już iść do dormitorium. Zobaczymy się później! - powiedziałam i udałam się do pokoju. Tam dziewczyny zaczęły mnie przytulać. Po rozmowie zaczęłam przepisywać lekcje. Nie było ich aż tak dużo jak myślałam i były całkiem łatwe. Później poszłam z chłopakami na błonia.
Odrobiłaś już wszystkie zaległości? - zapytał Łapa.
Yhym- potwierdziłam.
Idziemy pod nasze drzewo? - zapytał James.
Pewnie- odpowiedzieliśmy. Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Drzewo było średniej wielkości. Jego gałęzie pełne liści sięgały ziemi więc można było się za nimi schować. Roślina była trochę oddalona od błoni i innych uczniów więc był to dodatkowy plus.
Ej ekipa! Mam pomysła. - powiedział Syriusz.
Słuchamy cię Syrinko- uśmiechnęłam się do niego cwaniacko.
Nie mów tak do mnie. Wiesz, że tego nie lubię - odpowiedział.
Ale ja lubię- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Uwielbiacie się ze sobą droczyć prawda? - zapytał Remus.
Z moją siostrzyczką zawsze- uśmiechnął się szarooki i przytulił mnie.
Ja z moim braciszkiem też- odparłam- a tak w ogóle to co to za pomysł?
Wyryjmy na drzewie nasze imiona. Niech wiedzą, że to nasze drzewo- mówił.
Dobry pomysł- odezwał się James. I tak właśnie zrobiliśmy. Podpisaliśmy się, porobiliśmy jakieś szlaczki i rysunki a następnie wróciliśmy do szkoły.

Dwa obliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz