Pov.Delaine
Shawn odprowadził lekarza do drzwi. Rzuciłam się na łóżko zmęczona przykrywając twarz dłońmi. Jeśli to się będzie powtarzało wykończe się. Muszę jak najszybciej dowiedzieć się co się dzieje. Nawet jeśli okaże się,że umrę za trzy dni będę spokojniejsza. Samo zakrwawione ucho nieźle mnie przeraziło nie mówiąc o tym krzyku kobiety. To była chyba najgorsza część tego wszystkiego.
Shawn położył się na mnie całym ciałem przywracając mnie do rzeczywistości. Położył swoją ciepłą dłoń na policzku. Wtuliłam się w nią wykończona. Przy nim czułam się najlepiej na świecie. Traktował mnie jak księżniczkę,a ja chciałam,żeby był moim księciem. Co z tego,że to banalne i być może bardzo ckliwe. Za to bardzo prawdziwe.
Pocałował mnie delikatnie,głaszcząc mój policzek.
-Przy mnie nie musisz się bać. Niczego. Jesteś ze mną bezpieczna. Nikomu cię nie oddam maleństwo.-Powiedział cicho znów łącząc nasze usta. Zarzuciłam mu ręce na kark przyciągając bliżej. Gdy ze mną jest naprawdę wierze,że będzie lepiej. Że Jordan nigdy nie istniał,że krzyk nie rozrywał mi umysłu i że go nigdy nie zabraknie,że nikt nie skrzywdzi mnie ani teraz ani nigdy.
-Przyda ci się odpoczynek. Zrobię ci ciepłe kakao.-Powiedział z uśmiechem tak uroczym,że aż łzy stanęły mi w oczach. Kocham go jak szalona.-Z piankami. I posypką. Co ty na to?-Pokiwałam energicznie głową i wtuliłam się w niego. Po chwili podniósł się ze mnie powoli i całując mnie w nos wyszedł z naszej sypialni. W domu watahy było bardzo gorąco więc przebrałam się w jakieś niebieskie szorty i szarą bluzkę z dekoltem w serek. Trochę długo mu schodzi na robieniu tego kakaa.
Zbiegłam po schodach i powoli weszłam do kuchni. Już miałam pytać czemu go nie ma tak długo,ale już nie muszę. Shawn stoi w kuchni całując jakąś blondynę. Jak jej tam było Jinny,Jenny? Nie...Jane! To ta sama co zaczepiała go wcześniej i patrzyła na mnie z mordem w oczach. Pewnie naprawdę bym się wkurzyła i byłabym skłonna do wykorzystania swojej pozycji i wyrzucenia jej nawet ze stada bo co mi tam? To mój facet! Ale jestem już naprawdę wykończona,zaraz zacznę ryczeć bo nadal nie mam tego cholernego kakaa i jeszcze ucho,które nadal mnie boli. Oparłam się o futrynę przyglądając się "zakochańcom". No dalej! Obróć się do drzwi! Chociaż radzę ci tego nie robić,możesz tego nie przeżyć.
Nie będę drzeć się po dwudziestej trzeciej i użerać się z jakąś plastikową lalą o to,że ślini mi faceta. Niech się całują. On i tak przyjdzie z pod kulonym ogonem a ja powiem papa! Mnie się nie oszukuje,a tym bardziej nie zdradza. Nie po to uwolniłam się od Jordana-socjo-sukinsyna-pate,żeby trafić na niewyżytego wilka. Ich całowanie już naprawdę zaczynało mnie obrzydzać. Shawn w końu odepchnął mocno dziewczynę i popatrzył na nią z mordem w oczach.
Wzruszyłam ramionami i wymijając ich zabrałam moje kakao,które zdążył zrobić.
Obcałować jej ryj też zdążył...
Shawn spojrzał na mnie w szoku,a jego panna z jakąś...satysfakcją? Nie wiem,jebie mnie to. Bez słowa ruszyłam w stronę schodów.
-Del!-Złapał mnie za ramię i obrócił do siebie.-To nie tak...
-Tak wiem. "To nie tak jak myślisz",klasyk.-Przerwałam mu. Spojrzałam na kakao. Upiłam łyk,żeby sprawdzić czy jest gorące. Było na tyle dobre,że jeśli oblałabym kogoś,a już szczególnie wilka,nic by się nie stało. Uśmiechnęłam się do niego lekko i za nim zdążył zareagować chlusnęłam mu napojem w twarz. Pobiegłam szybko na górę zamykając się w pokoju przeznaczonym tylko dla Lun. Alleluja ktoś na to kiedyś wpadł. Nie minęło pięć sekund,a Shawn już był pod drzwiami waląc w nie z impetem.
Pierwsze dramy...
Do przeczytania!
Słów:562
~Saszka5628~
<3 <3 <3
CZYTASZ
Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]
WerewolfOna- 17-letnia Delaine McCann. Zadziorna,piękna brunetka o niebieskich oczach. Unikatowa biała alfa zbuntowanych. On-20-letni Shawn Mendes. Zaborczy,opiekuńczy,przystojny i dobrze zbudowany chłopak o kruczo czarnych włosach i brązowych oczach. Alfa...