Rozdział 48

2.6K 107 26
                                    


Pov.Delaine

Wszyscy byliśmy już prawie gotowi na naszą "wycieczkę" po lesie. Ostatnim razem ze zbuntowanymi widzieliśmy trzy wilki w tych okolicach. Niedługo później przez okno wpadł kamień z groźbą no i jeszcze spotkanie z Kevin'em. Sama nie wiem czego się spodziewać. Z jednej strony chciałabym znaleźć tam kogoś i upewnić się czy to co stało się kilka lat temu wydarzy się ponownie. Z drugiej jednak wolałabym zastać tam tylko szum wiatru,zapach lasu i dzikie zwierzęta,które nie są powiązane z Jordan'em i w końcu zapomnieć. Zamknąć szczelnie moją przeszłość.

-Idzie Nathan McCann!-Krzyknął ktoś z tyłu. Automatycznie obróciłam się w tamtym kierunku dostrzegając połowę mojej rodzinnej watahy. Aly,James,Calum i Nath wraz ze swoją partnerką stali na czele. Bez zastanowienia wbiegłam prosto w ramiona brata.

-Mała.-Wysapał podnosząc mnie i obracając się dookoła własnej osi. Śmiałam się po cichu gdy całował mnie po głowie i policzkach.

-Tak bardzo za tobą tęskniłam.-Łzy cisnęły mi się do oczu ze wzruszenia,ale nie pozwoliłam im wypłynąć. Odsunęłam się na chwilę od brata by przytulić James'a i Aly.

-Dlaczego się nie odzywałaś?!-Wykrzyknęła przez łzy. Jeszcze bardziej zachciało mi się płakać.

-Przepraszam! Ostatnio tyle się wydarzyło! To się zmieni przysięgam!-Zaśmiałyśmy się przez łzy jeszcze raz przytulając.

-Ty suko!-Krzyknął Calum patrząc na mnie wściekły.-Myślałem,że nie żyjesz tyle cię nie słyszałem.-Zaśmiałam się na jego minę i przytuliłam go szybko do siebie.

-Nie chciałem wam przerywać. Wiem,że jesteście ważni dla Delaine,ale jeszcze raz nazwij ją suką,a będziesz gryźć piach.-Powiedział Shawn ostrzegawczym tonem bez krzty emocji na twarzy. Uhuhu

Przyciągnął mnie do siebie obejmując ramieniem.

-Zazdrośnik.-Szepnęłam mu na ucho całując jego płatek.

-Tylko dla ciebie.-Powiedział posyłając lekki uśmiech i zebraliśmy się wokół drewnianego stołu,który stał przed domem watahy tylko po to,by dokończyć omawianie planu. Były trzy watahy do przeszukania całego lasu co i tak mogło potrwać do wieczora.


-Wszystko jasne?-Rozległ się władczy ton Shawn'a. Wszyscy pokiwaliśmy głowami.-Del? Może jednak pójdziesz ze mną?-Spytał łapiąc mnie za dłoń.

-Uważaj na siebie.-Szepnęłam gładząc go po policzku,w który się wtulił. Przyciągnął mnie do pocałunku i rozdzieliliśmy się wszyscy.

-Za mną.-Powiedziałam tonem Alfy przywołując Zbuntowanych. Od razu popędzili za mną. Wszyscy obstawiali tyły. Ja szłam przodem,z mojej lewej strony szedł Dante bacznie obserwując najmniejszy krzak,z prawej szedł Drake z pewnie uniesioną głową. Wszyscy byli gotowi do walki. Myślę,że ze względu na naszą przeszłość i głębokie powiązanie z watahą Jordan'a to my byliśmy najbardziej niebezpieczni w tym momencie.

Natężając słuch mogłam usłyszeć watahę Nathan'a plądrującą kawał lasu oddalony o jakieś trzy może cztery kilometry. Shawn obstawił prawie całą "granice" lasu. Kto kol wiek tu jest jest otoczony i zamknięty w pułapce.

Spojrzałam przelotnie na Dante'go i nagle potworny ból przeszył całą moją głowę. Zgięłam się w pół z bólu trzymając się za mocno pulsujące skronie. W tle słyszałam tylko niepewne i wystraszone głosy moich kochanych chłopców. I w końcu,zobaczyłam.

Miejsce wyglądało jak to,w którym teraz się znajdujemy, otoczeni niepewnością. Było jakby identyczne z tą różnicą,że wszędzie rozlane były litry krwi. Naszej krwi. Miliony krzyków przecinających powietrze. Przed oczami przefrunęło mi ciało przebite czymś ostrym z wielką siłą rzucone o drzewo. Gdy chciałam otworzyć oczy i unieść głowę by zobaczyć ciało, wszystko zniknęło,głosy ucichły,a las stał się bardziej przerażający.

Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz