Rozdział 32

3.7K 134 13
                                    

Pov.Shawn

Del wzdrygnęła się lekko na moje pytanie,ale po chwili pokiwała lekko głową. Zamknęła oczy,by po chwili znów je otworzyć. Do pokoju weszło całe jej stado.

-Wezwałaś ich?-Spytałem poirytowany.

-Widzieli więcej ode mnie.-Odparła i zeskoczyła ze stołu. Pochyliła się lekko nad rozłożoną na stole mapą. Stanąłem koło niej, a jej wataha otoczyła dookoła stół przyglądając się mapie.-Byłam na ciebie na prawdę wkurzona,nie. Właściwie byłam naprawdę wkurwiona.-Odparła obojętnie patrząc mi w oczy.-Ale już okey.-Powiedziała,gdy zobaczyła jak zaciskam szczękę.

-W każdym razie,wtedy byłam na tyle wkurwiona,że zgarnęłam wilki.-Tu popatrzyła na nie z czułością.Poczułem jak zazdrość ściska mi żołądek żelazną pięścią,ale nie skomentowałem tego.-I wszyscy poszliśmy na to wielkie pole za lasem,to na północy.

-Swoją drogą rozegraliśmy ciekawy mecz.-Odparł Josh i dostał kuksańca od bruneta,który był śmiertelnie poważny.

-Możesz nie przerywać alfie? Sytuacja jest poważna,a ty się wydurniasz. Zganił go nieznajomy dla mnie brunet, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Del. Josh schylił głowę i zrobił krok w tył. 

-Dante,proszę.-Del spojrzała na niego wzrokiem,który przypominał matkę karcącą swoje dziecko za nie posprzątanie zabawek. Nie jaki Dante schylił głowę i dam sobie rękę odciąć,że widziałem jak wypuszcza z siebie całe wstrzymywane powietrze. Ona musi być dla nich naprawdę bardzo ważna. Ale na pewno nie tak ważna jaka jest dla mnie. Skierowałem swoje spojrzenie na moją ukochaną.

-Mów dalej maleństwo.-Powiedziałem czule obejmując ją w talii.

-Jak już powiedział Josh,graliśmy w piłkę, w pewnym momencie poczuliśmy nowy zapach. Nie należał on do naszej watahy,ani do zbuntowanych. -Rozejrzała się po wszystkich i wróciła do mnie wzrokiem.-Jako alfa,jestem najszybsza w watasze,byłam na przodzie,a reszta obstawiała tyły. Było ich troje.

-Trzy wilki na naszym terenie?-Zapytałem zaciekawiony krzyżując ręce na piersi. Oparłem się tyłem o stół. Coraz bardziej mi się to nie podobało.-Del pokiwała twierdząco głową i mówiła dalej.

-Kazałam biec im za dwoma mniejszymi,a sama zajęłam się największym.-Otworzyłem szeroko oczy z obezwładniającej mnie złości i przerażenia na raz.

-Czy ty słyszysz co mówisz?!-Krzyknąłem na nią. Zbuntowani ruszyli się niespokojnie.-Poszłaś sama na wielkiego wilka?!

-Uspokój się! Ten wilk był mniej więcej rozmiarów bety! Poza tym Dante mnie nie posłuchał i obserwował sytuację.-Warknęłam wkurzona.

-W takim razie dobrze,że w tej watasze jest jeszcze ktoś inteligentny!

-Alfo,wiedziałaś?-Spytał przestraszony Dante unosząc głowę.

-Oczywiście! Widziałam cię za drzewem! Tak samo jak Colton'a,Mike'a i Sean'a! Nauczcie się mnie słuchać od początku do końca! Nie wiem co bym zrobiła,gdyby stało się coś któremu kol wiek z was,rozumiecie! Straciliśmy dwudziestu naszych braci.-Schyliłem głowę na jej przepełnione żalem słowa,wiedziałem,że za tą stratę tylko ja ponoszę odpowiedzialność. Moja wataha broniąc swojego alfę zabijała zbuntowanych Del,gdy jeszcze nie było wiadome,że to moja partnerka. Myślę o tym za każdym razem,gdy o nich rozmawiamy,czy kiedy ona płacze,a ja nie mogę nic z tym zrobić. Nienawidzę oglądać jej w tym stanie. Moje smutne maleństwo. Widok jej takiej łamię mi serce.-I nie zamierzam stracić więcej.-Dodała już ciszej rozglądając się po nich,potem skierowała swoje smutne oczy na mnie. Bez słowa podszedłem do niej i przytuliłem od tyłu. Oparła się na mnie uspokajając oddech.

-Za to my wiemy.-Przerwał ciszę jakiś blondyn,którego imienia nie znałem.-Że gdyby cokolwiek się stało tobie Alfo,nikt z nas nie mógłby dłużej żyć.-Powiedział cicho. Del spięła się cała patrząc na każdego po kolei. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Popatrzyła na mnie,złapała mnie za rękę i znów obróciła się do chłopców. Stanęła wyprostowana niczym dumny przywódca i powiedziała pewnie nie przestając na nich patrzeć.

-Moja krew,jest waszą krwią.-Wszyscy jak na zawołanie również się wyprostowali i opuścili ręce wzdłuż ciała.

-Twoja krew jest naszą krwią.-Stanąłem jak wryty przyglądając się wszystkim. Powoli zaczyna do mnie docierać,co oni wszyscy do siebie czują. Jak żywe uczucia ich łączą.

-Przepraszam was.-Niektórzy popatrzyli na mnie zdziwieni,że takie słowa padają z moich ust. Nie chciałem przerywać im tej chwili,widzę jak wiele znaczą dla nich takie momenty.-Już naprawdę zaczynam was rozumieć.- Pokiwałem twierdząco głową jakby utwierdzając się w swoich słowach. Del uśmiechnęła się szeroko na moje słowa,ściskając moją dłoń.-Chcę wam podziękować za to,że opiekowaliście się nią,gdy mnie nie było,gdy jeszcze nie poznałem tej kobiety,przez którą zachowuje się jak walnięty,zaborczy wariat.

-Nie zachowujesz się tak.-Powiedziała.-Ty taki jesteś.-Wybuchła śmiechem patrząc na moją minę.

-Dobra wiecie co? Chyba za dużo wam słodzę,bo potem moja kobieta zachowuje się właśnie tak.-Wskazałem na nią z rozbawieniem na twarzy.-Chcę wiedzieć co było dalej.-Spojrzałem na nią wyczekującym wzrokiem od razu poważniejąc.

-Zostawili po sobie tylko to.-Powiedziała nie wzruszona i odsłoniła rękaw koszulki pod,którą ukazała mi się wielka i głęboka rana. Widać,że to głębokie przecięcia trzema pazurami wzdłuż skóry. Zbuntowani odwrócili wzrok,jakby patrzenie na to,sprawiało im większy ból,niż samej Del.Poczułem,jak furia ponownie zalewa całe moje ciało. Kim kol wiek jesteś. Skręcę ci kark. Kim kol wiek jesteś,jesteś już martwy.


Do przeczytania!

Słów:745

~Saszka5628~

<3 <3 <3


Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz