Rozdział 43

2.7K 112 14
                                    

Pov.Delaine

Otworzyłam oczy i wyswobodziłam się z uścisku Shawn'a dając mu poduszkę na moje miejsce. W ostatnim czasie działo się wiele nie oczekiwanych sytuacji. Między innymi powrót Kevin'a. Przez nadopiekuńczego Shawn'a i moje nazwijmy to nowe umiejętności nie miałam czasu porozmawiać ze zbuntowanymi,którzy powinni się o tym dowiedzieć jako jedni z pierwszych.

-Wszyscy do sali planowej.-Rzuciłam telepatycznie do wszystkich członków mojej watahy. Ubierając na siebie jeansy i czarny top z odkrytymi ramionami. Związałam szybko włosy w wysokiego kucyka i nałożyłam delikatny makijaż. Spojrzałam przelotnie na Shawn'a patrząc czy przypadkiem nie obserwował mnie przez ten cały czas.Nie,śpi spokojnie.Wyszłam z pokoju po cichu zamykając drzwi.

Pewnym krokiem skierowałam się w stronę pokoju konferencyjnego. Nie mam pojęcia jak przyjmą wiadomość,o powrocie jednego z naszych wrogów,ale na pewno nie obejdzie się bez krzyków. Po drodze kłaniały mi się wilki z naszej watahy,każdemu posyłałam uśmiech jak na matkę stada przystało. Weszłam do planowego zamykając za sobą drzwi. Czekała na mnie już cała wataha moich kochanych chłopców. Wszyscy spuścili głowy gdy weszłam i ruszali się niespokojnie. Wyciągnęłam do nich ramiona,a oni wszyscy jak na zawołanie  wtulili się we mnie.

-Mam złą wiadomość.

-Alfa jest w ciąży?-Spytał Josh z rozszerzonymi oczami i od razu dostał po głowie od Mike'a. Zaśmiałam się pod nosem.

-To była by zła wiadomość?-Spytałam ciekawa unosząc brwi i przeskakując spojrzeniem z jednego do drugiego. Być może nie jestem jeszcze gotowa na dziecko,ale gdyby okazało się,że jestem w ciąży nad strachem zdominowałoby szczęście, jestem pewna. Na razie nie muszę się tym martwić,nawet nie uprawiałam jeszcze seksu,a od tego chyba powinnam zacząć.

Wszyscy szybko pokręcili przecząco głowami i zaczęli się bronić,że gdyby była to ciąża to byłby ich najszczęśliwszy dzień w życiu i byli by przy porodzie. Banda idiotów...ale moich idiotów. Jak dobrze,że Shawn nie czyta mi w myślach...

-Co to za wiadomość alfo?-Szepnął z tyłu Collin,który był naprawdę nieśmiałym chłopcem,ale jest z nami na tyle długo,że z czystym sumieniem mogę powiedzieć,że to nieśmiały chłopak ze złotym sercem.

-Stało się coś niesamowitego,co wcale nie znaczy,że dobrego.-Zaczęłam biorąc głęboki oddech i obserwowałam ich reakcje z pewnie uniesioną głową. Musiałam przyjąć postawę przywódcy,żeby czuli przede mną większy respekt niż zazwyczaj, by w razie czego nie zrobili czegoś głupiego jak na przykład losowa pięść w twarz dla kolegi obok. Byli do tego zdolni w przypływach gniewu,co nie znaczy,że czułam się przy nich zagrożona,dawali mi ogromne dawki poczucia bezpieczeństwa.Nie mówię,że większe od Shawn'a,ale podobne. Gdy bije ode mnie pewność siebie nie powinni się przede mną okładać.-Powiem bez owijania w bawełnę. Okazało się,że nie wszyscy z watahy Jordan'a zostali wygnani czy zabici przez nas.-Spojrzałam na nich uważnie. Wszyscy byli wyprostowani jak struny. Niektórzy mieli niezrozumienie w oczach drudzy wściekłość,gdy zaczęli domyślać się o czym mówię.

-Alfo.-Wysyczał Brand.-Z całym szacunkiem.-Przymknął oczy i wziął głęboki wdech,który miał pomóc mu się uspokoić. Nie pomógł.-Ale miało być bez owijania w bawełnę,zaczynam się stresować.

-My.-Poprawił go Dante patrząc na mnie uważnie. Nie byłam w stanie powiedzieć jak się czuję. Zachował kamienną twarz,ale w jego oczach działo się coś niepokojącego.

-Dzisiaj spotkałam Kevin'a.-Szepnęłam patrząc na nich i podpierając się stołu. Gdy powiedziałam to na głos powaga sytuacji jeszcze bardziej mnie obciążyła.

-Dobrze...-Szepnął zdezorientowany Mike.-Dlaczego bała się alfa o tym powiedzieć? Przecież wie alfa,że...-Przerwałam mu szybko,jeśli nie powiem tego teraz będzie gorzej.

-Kevin'a Gryffin'a.-Przekrzyczałam ich,bo zawzięcie rozmawiali o moim przyszłym romansie z Kevin'em. Naprawdę myśleli,że chcę zdradzić Shawn'a,zgarnąć jakiegoś tam Kevin'a i z nimi uciec? 

Wszyscy stanęli w szoku,który już po chwili zastąpił gniew. Dante uderzył z całej siły w ścianę. Henry,wysoki brunet chciał uderzyć ze złości Collin'a,weszłam pomiędzy nich zatrzymując jego pięść w dłoni tuż przed moją twarzą. Było blisko.Pomyślałam i usłyszałam skrzypiące drzwi i znajomy głos.

-Nie żyjesz skurwysynie.-Shawn mignął mi przed oczami i za nim zdążyłam zareagować powalił na ziemię Henry'ego z obłędem w oczach.Dlaczego to zawsze musi się tak kończyć?!




Rozdział na weekend. Mam nadzieję,że się podoba.

Przepraszam za błędy!!!

Do przeczytania!

Słów:640

~Saszka5628~

<3 <3 <3

Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz