Pov.Delaine
Obudziłam się czując jak ktoś potrząsa moje ramię. Z niechęcią otworzyłam oczy widząc przed sobą rudą przyjaciółkę z łzami w oczach. Zerwałam się z łóżka jak poparzona widząc ją w tym stanie.
-Co się stało?!
-Miałaś rację był tu.-Otworzyłam usta z wrażenia i wytarłam kciukiem jej wilgotne policzki.-Trzy razy.-Moja szczęka w tym momencie uderzyła o podłogę,a oczy prawdopodobnie były wielkie jak spodki.
-Przychodzenie tu było złym pomysłem. Miał dać mi trochę czasu z własnymi myślami,a przeze mnie zestresował ciebie.
-To nie twoja wina.-Potrząsnęła głową łapiąc mnie za ramiona.
-Oczywiście,że moja! Co właściw..-Przerwałam widząc kawałek drewna na podłodze. Obeszłam przyjaciółkę i stanęłam jak wryta.-Aly? Co się stało z naszymi drzwiami?-Spytałam w szoku patrząc na dziurę w ścianie. Tu były drzwi!
Aly spuściła głowę zagryzając wargę. Robi tak tylko wtedy,gdy nie chcę rozmawiać lub mi odpowiedzieć.
-Shawn...tak jakby je...wyważył...
-Tak jakby?!-Pisnęłam w szoku skacząc wzrokiem z drzwi na rudą.
-Wtargnął do tego domu jak huragan i zaczął przeszukiwać wszystkie pomieszczenia! Wszedł tu i chciał cię zabrać do domu,w ostatniej chwili James i Nathan go obezwładnili i wynieśli.-Powiedziała szybko na jednym wydechu gestykulując przy tym dłońmi.
-Chciał mnie zabrać siłą?-Szepnęłam w szoku i przysiadłam na łóżku zbierając myśli. No i czemu ja się dziwię? Pewnie teraz wariuję w czterech ścianach myśląc o mnie i dziecku. Czy je chcę,czy nie zrobię sobie krzywdy. Wie jakie mam nastawienie do ciąży w tym wieku,dlatego się niepokoi. Cóż,jeśli mnie zna,wie,że nie skrzywdzę naszego dziecka. Nigdy bym tego nie zrobiła! Miałabym żyć ze świadomością,że zabiłam własne dziecko? W różnych momentach życia dopadały by mnie okropne myśli: ,,O,teraz miało by cztery latka..." czy ,,On też wybierał by teraz studia". Czy kto kol wiek potrafił by normalnie funkcjonować wiedząc,że stracił na zawsze część siebie?
Zostawiłam go samego,by układał sobie absurdalne scenariusze,z poczuciem bezradności i tęsknoty. Zachowałam się nieodpowiedzialnie i dziecinnie,ale naprawdę nie wiedziałam co robić.
-Aly,wracam do niego.-Stwierdziłam i podniosłam się szybko z łóżka. Dziewczyna złapała mnie za nadgarstek odwracając do siebie.
-Dzwoń o każdej porze,każdej godzinie. Wiem,że sobie poradzisz,ale wiesz,ze zawsze możesz na mnie liczyć.-Przyciągnęła mnie do uścisku. Wtuliłam się w nią chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Potajemnie starłam łzę i odsunęłam się od niej z uśmiechem.
-Dbaj o siebie i małego.-Kiwnęła mi głową posyłając uśmiech. Wybiegłam szybko z pokoju wpadając na Nathan'a.
-Del,posłuchaj...
-Nie,ty posłuchaj.Jesteś najwspanialszym bratem na świecie i mam nadzieję,że będziesz równie dobrym wujkiem.-Powiedziałam na jednym wydechu patrząc mu w oczy.Uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie. Przy nim zawsze czułam się bezpiecznie,zawsze się mną opiekował i bronił przed każdym kto chciał mnie skrzywdzić. A teraz ja będę musiała spełniać te obowiązki względem mojego maleństwa.
-Kocham cię.-Wyszeptał w moje włosy całując mnie kilka razy po głowie.
-Też cię kocham.-Powiedziałam odsuwając się od niego. Podniosłam rękę i roztrzepałam jego idealną fryzurę szybko wybiegając z rodzinnego domu.
-Zabiję cię!-Krzyknął piskliwym głosem. Kątem oka widziałam jak próbuje uratować swoją grzywkę.
-Powiedz Zbuntowanym!-Krzyknęłam mając na myśli,by szukali mnie w domu Mendes'ów. Wiedziałam,że mnie zrozumie,więc darowałam sobie tłumaczenia.
-Kurwa!
-Co się stało?!-Słyszałam przerażony krzyk Aleshy w tle,ale byłam już przy drzwiach.
-Zepsuła moje włosy!-Krzyknął tupiąc nogą. Wybuchłam śmiechem wybiegając ile sił w nogach. Tak jak bardzo chciałam być sama,tak bardzo teraz chciałam być z Shawn'em. To uczucie napędzało mnie do biegu. Wybiegłam na drogę. Pokonałam jakieś pięćset metrów i skręciłam w dobrze znany mi las. Mijałam drzewa w zawrotnym tempie. Zatrzymałam się w końcu za drzewem jeszcze raz spoglądając na dom,do którego przed chwilą tak lgnęłam.Stąd słyszałam krzyki Shawn'a,który wyżywał się na biednych wilkach. Pokręciłam głową na jego zachowanie i przeszłam parę kroków zatrzymując się koło grobu Dante'go. Uklękłam kładąc na nim małą stokrotkę,którą zerwałam podczas biegu. Zawsze mi powtarzał,że gdy znajdzie już mate,pierwszą rzeczą jaką od niego dostanie będzie bukiet stokrotek.
-Życz mi powodzenia,on naprawdę jest wściekły.-Szepnęłam i nachyliłam się delikatnie całując zimny marmur.
Wstałam powoli idąc w kierunku domu. Po ogrodzie biegały dzieci z matkami,więc to,że przyszłam zapewne rozeszło się już po domu,Shawn też już pewnie zdążył się dowiedzieć,że jestem. Witałam się z każdym kogo spotkałam. Pochylali przede mną głowy,widziałam jak starali się dyskretnie patrzeć na mój brzuch,czy może nie urósł przez jeden dzień. O ironio.
Wsiadłam wręcz ślamazarnym tempem do windy wciskając trójkę. Drzwi zamknęły się po chwili zamykając mnie z moimi myślami. Gdy się zatrzymała wyszłam pospiesznie kierując się do naszej sypialni. Stanęłam przed naszymi drzwiami patrząc niepewnie na klamkę.
-No dalej.-Szepnęłam i nacisnęłam klamkę odważnie wchodząc do pokoju,który był w nienaruszonym stanie.-Miła odmiana.-Stwierdziłam mając na myśli zdemolowany salon na parterze.Pokój był pusty. W ciszy rozglądałam się chcąc znaleźć rzecz,która wyjaśniłaby mi czemu Shawn'a tu nie ma. Sprawdziłam szybko łazienkę,która była pusta,wyszłam z równie pustej garderoby stając na środku pokoju. Jeśli Shawn jest w gabinecie,nie chcę czekać tu jak na szpilkach,ale nie chcę natknąć się na niego po drodze do gabinetu z ryzykiem zrobienia mi afery przy wszystkich.
Nie wiem co siedzi mi w głowie,ale gdy zobaczyłam jego szarą koszulkę leżącą na łóżku,od razu ściągnęłam swoją grubą bluzę i nałożyłam jego bluzkę. Zaciągnęłam się jej zapachem wtulając się w materiał. Co się ze mną dzieje?
Schowałam twarz w dłoniach,a z moich ust uciekł pojedynczy szloch. Obróciłam się powoli chcąc wyjść. Stanęłam jak zamurowana widząc w drzwiach Shawn'a. Wyglądał fatalnie. Miał podkrążone oczy,a na jego twarzy nie było cienia uśmiechu. Patrzył na mnie,jednak miałam wrażenie,że nie ma go ze mną,był jak zjawa.
-Przepraszam.-Zaszlochałam i nie czekając na nic wbiegłam w jego ramiona. Objął mnie mocno podnosząc do góry i wtulił się we mnie. Płakałam cicho w jego ramię.Jego chwyt zacisnął się. Odsunął się ode mnie i patrząc mi w oczy starł moje łzy kładąc swoją ciepłą dłoń na moim policzku. Wtuliłam się w nią przymykając oczy. Gdy je otworzyłam Shawn uśmiechnął się delikatnie przez łzy. Nachyliłam się nad nim trzymając go za ramiona. Ręką,którą trzyma na moim policzku przysunął mnie bliżej całując delikatnie. Czułam bardzo wyraźnie co chciał mi przekazać. Tęsknota była tak dominująca,że gdy całował mnie tak czule,łzy dalej spływały po moich policzkach.
-Tak bardzo cię kocham.-Szepnęłam patrząc na swój brzuch. Shawn dwoma palcami delikatnie uniósł mój podbródek nakierowując nasze spojrzenia na siebie.
-Kocham cię jak "wszystko nasze pierwsze",więc jutro i na zawsze.
Ten rozdział był dla mnie bardzo emocjonalny,więc mam nadzieję,że się spodobał.
Zostało bardzo malutko do epilogu moi kochani
Do przeczytania!
Słów:991
~Saszka5628~
<3 <3 <3
CZYTASZ
Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]
Lupi mannariOna- 17-letnia Delaine McCann. Zadziorna,piękna brunetka o niebieskich oczach. Unikatowa biała alfa zbuntowanych. On-20-letni Shawn Mendes. Zaborczy,opiekuńczy,przystojny i dobrze zbudowany chłopak o kruczo czarnych włosach i brązowych oczach. Alfa...