Rozdział 5

8K 204 10
                                    

Pov.Delaine

Zeszłam na dół zrobić sobie śniadanko. Przy wyspie siedziała Aleshe,mate mojego brata.
-Hej młoda
-Cześć. Jak tam wam się układa.
-Dobra nie udawaj,że cie to ciekawi. Lepiej powiedz jak się bawiłaś w ,,Yesterday".
- Poznałam nowego kolegę-na moje słowa ta poruszyła zabawnie brwiami, uśmiechając się głupkowato.
-Przystojny
-Opisuj
-hm...wysoki blondyn,omega dobrze zbudowany
-Wilk? A to ci checa. Bierz się za niego.
-Nie. To bezsensu
-Dlaczego?
-Załóżmy,że byłabym jego dziewczyną. Wszystko pięknie jesteśmy szczęśliwi. I Bum! Tak  znikąd wyskakuje mój mate.A ja nie chce nikogo krzywdzić.
-Jak będziesz patrzeć na to w ten sposób nigdy se nikogo nie znajdziesz-wzięła jabłko i pobiegła do siebie.

Zaczęłam robić śniadanie. Wybór padł na tosty i pyszną herbatkę z miodem.

Po skończonym posiłku,stwierdziłam,że pobiegam w ramach treningu do bitwy.My wilkołaki kondycję mamy wrodzoną,i bieganie jest w naszej naturze,ale lubię to robić w człowieczej postaci.

Ubrałam się w odpowiednie ciuchy do biegania,związałam włosy w wysokiego kucyka zgarnęłam butelkę wody,a do uszu włożyłam słuchawki.
Muzyka to moja pasja.

Uwielbiam śpiewać. Już jako dziecko ciężko było mi się oderwać od radia, w którym leciały różnego rodzaju piosenki.
Umiem śpiewać, ale nie lubię się tym chwalić. Mój brat i przyjaciele twierdzą,że mój głos jest naprawdę piękny,ale ja wiem ,że oni tylko wyolbrzymiają. Nie to, że w siebie niewierze....chociaż w sumie...niewierze.

Zaczęłam sobie podśpiewywać piosenkę One direction ,,Perfect", gdy na kogoś wpadłam. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Jamesa. Nie wyglądał za dobrze. Był jak zbity pies.

-O hej El. Jak tam u ciebie? Zdrowie dopisuje?-widziałam że, coś się stał. Aż oczy mu się zaświeciły.
-Dobra odpuść sobie co się dzieje?
-Pokłóciłem się z Aly. Od kąd wyszliśmy z klubu nie odzywa się do mnie. I nie chce ,żebym ją dotykał. Jestem facetem a to kurwa boli jakby mnie okładali srebrem.

Srebro. Największy wróg wilkołaków. To jak dla człowieka uczulenie. Tylko,że u nas jest to o wiele silniejsze.

-Pogadam z nią. Nie przejmuj się będzie dobrze.
-Dzięki el. Będę już lecieć. Mam kilka spraw watahy do wyjaśnienia.-uśmiechnął się smutno i odszedł.

Biegłam jeszcze godzinę i wróciłam do domu. Sprawa Aly nie opuszczała mojej głowy. Koniec. Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam.Dam jej szanse, nie odbierze dwa razy jadę do niej.

Jeden sygnał,drugi sygnał,trzeci sygnał,czwarty sygnał.

Nie odebrała. Masz jeszcze jedną szansę.

Jeden sygnał,drugi sygnał,trzeci sygnał

Już miałam się rozłączyć,ale usłyszałam jej cichutki głos.
-No w końcu! Aly co się z tobą dzieje?
-Del...pr..prosze pom...óż mi-głos jej drżał a przez telefon słyszałam krótki szloch. Płacze. Jeśli Aly płacze to to naprawdę poważna sprawa.
-Jesteś u siebie?
-Ta...tak
-Jade do ciebie.

Po 15 minutach byłam pod mieszkaniem Jamesa i Alisson. Weszłam bez pukania do domu. Znałam go jak własną kieszeń.

Weszłam do pokoju i zamarłam.Po pokoju walały się zapewne już zużyte chusteczki,pudełka po lodach,a na pościeli i poduszkach widoczny tusz do rzęs.
Bez słowa podeszłam do Aly. Siedziała na łóżku cała skulona i roztrzęsiona.
-Ciii. Aly kochanie co się dzieje?
-Ja...on...nie mogę-i znów wybuchła płaczem.
-Dobrze spokojnie patrz na mnie i weź głęboki oddech.-powoli wykonała moje polecenia
-A teraz spokojnie i powoli wytłumacz mi co się stało.
-Del, ja chyba...ale nie! To niemożliwe! Zabezpieczaliśmy się! Kiedy wyszłam z klubu...nie!
-Czekaj powoli..chcesz powiedzieć,że...
-...jestem w ciąży-siedziałam tak osłupiała. Cieszyłam się i byłam zszokowana jednocześnie.
-Kochana spokojnie robiłaś test?
-Tak. Od kilku dni miałam mdłości i okres mi się spóźniał.
Robiłam dwa.Oba pozytywne.
-Skarbie patrz na mnie i powiedz mi,masz mate-pokiwała głową,masz rodzinę?-potwierdziła. Do tego masz mnie i moje wsparcie. Nie zostawię cię.
-Ale to nie chodzi o to ja chce tego dziecka.
-To w czym problem?
-Ja boję się reakcji Jamesa. Wcześniej w ogóle nie poruszaliśmy tematu dzieci no i zawsze się zabez...
-Co?
-Kurwa! Tylko raz rozumiesz! Raz zapomnieliśmy. Byliśmy wtedy mega napaleni i...
-...stop! Uspokój się. Nie ma sensu rozmyślać kiedy się zabezpieczaliście, a kiedy nie. Czasu nie cofniesz. Jesteś w ciąży. Gratulacje.-na potwierdzenie swoich słów przytuliłam ją i pocałowałam w czoło.
-A James?
-Posłuchaj dzięki niemu tu jestem. Był w kiepskim stanie. Jakby chęci do życia z niego wypłynęły. Pomyśl co by było, gdybyś chciała się wynieść. On cię kocha. Zresztą każdy samiec pragnie potomstwa.
-Dobrze,powiem. Dziękuje Del. Ciesze się,że jesteś.
-Też cię kocham.
-James będzie za godzinę.
-Dobrze. Zostawię was. A ty ogarnij się. Wyglądasz jak słoń w depresji. I nie panikuj. Wszystko na spokojnie mu wytłumacz
-Dziękuje
-Dobrze,ale ja już muszę lecieć pa!
-Pa!

Wsiadłam do mojego białego Ashtona Martina i odjechałam.Pojechałam jeszcze na dobrze znaną mi polane.
Skorzystałam z tego,że nikogo nie ma i zaczęłam śpiewać na cały głos ,, Someone like you" Adele. Jest przepełniona bezradnością i wrażliwością. Bardzo ją lubię. Przy śpiewaniu towarzyszył mi ten sam charakterystyczny zapach.
Fuck on mnie obserwował. Rozejrzałam się dokoła szukając nieproszonego towarzystwa,ale w chwili gdy się odwróciłam zapach zniknął.

Właśnie wchodzę do domu i co zastaje? Chłopaków oglądających mecz. Każdy w tym domu wie,że interesuję się piłką nożną,a i tak beze mnie oglądają. Świnie. Chłopcy obrócili się w moją stronę i jak na pstryknięcie palca podnieśli się z kanap i pochylili głowy.
-Witaj alfo-powiedzieli chórem.
-No wiecie zawiodłam się na was-powiedziałam groźnie w ich,a oczach mogłam dostrzec strach.
-Jak mogliście zacząć beze mnie?-i zaczęłam się śmiać. Oni widząc to odetchnęli z ulgą wymalowaną na twarzy.
-Dobra siadać. Oglądamy.-byłam jedyną dziewczyną w domu watahy interesującą się piłką nożną. Znam się na niej i chłopaki zawsze lubili oglądać ze mną.Zwłaszcza ci bez mate. Wiedzieli,że nie będę zadawać pytań typu : co to spalony lub która bramka nasza.
-Grają jak ofermy-odezwał się Jay
-Zaraz strzelimy- powiedziałam pewnie
-Alfo nic z tego.Widzisz jak grają-odezwał się Marcus. Po 2 minutach strzelili gola kończąc mecz zwycięstwem dla naszych.
Chłopaki patrzyli na mnie zaskoczeni.
-Co? Jak?!-krzyczeli i krzyczeli.
-Instynkt-powiedziałam wzruszając ramionami skierowałam się do swojego pokoju.
Słyszałam jeszcze z tyłu głośne ,,Jest czarownicą" i ,,to chyba było z nagrywarki". Zaśmiałam się i udałam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic,przebrałam się w pidżamę i usnęłam w objęciach Morfeusza z myślą o bitwie ,która ma się stoczyć jutro.

Elo wilczki! Tak jest kolejny
Słowa:1025
Zostaw gwiazdkę lub komentarz po sobie. Do przeczytania!:*
❤❤❤



Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz