Rozdział 34

3.4K 119 13
                                    

Pov.Delaine

Ja i Shawn staliśmy w szoku nie odzywając się. Uczucie jakie mi towarzyszyło było prawie nie do opisania. Coś przeraźliwie ściskało mi żołądek ze stresu. W moim gardle uformowała się wielka gula,która nie pozwalała mi się odezwać. Głowa zaczęła mnie boleć więc przysiadłam na krześle. Shawn spojrzał na mnie i od razu przyklęknął przy mnie. Złapał mnie za dłoń i wycałował jej wierzch. Położyłam ręce na jego policzkach i musnęłam delikatnie jego usta. Brunet przymknął oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie i po dłuższej chwili wstałam z krzesła stając koło biurka lekarza.

-Mówi pan.-Przerwałam patrząc na moją bliznę.-Że przerwanie regeneracji jest niemożliwe. Skąd więc pomysł,że ja właśnie to robię?-Uniosłam wzrok na lekarza,który teraz skupiony przyglądał się mi.-Rozumie pan,to może być zwykły zbieg okoliczności.

-Nie ma takich zbiegów okoliczności. Ludzie tacy jak ja,badający wilczą naturę i zajmujący się nią na co dzień spotkały już kilka osób takie jak pani. Przypadek taki jak pani trafia się raz na tysiące lat. Nie rozumiem co takiego spowodowało...

-Chyba wiem.-Przerwałam szybko lekarzowi. Jak mogłam o tym zapomnieć?-Wie pan...ja urodziłam się w dwutysięczną pełnię księżyca.-Lekarz zerwał się jak oparzony podchodząc bliżej. Cofnął się jednak tak szybo jak chciał podejść,gdy Shawn warknął na niego ostrzegawczo.

-W zaokrągleniu?-Spytał przerażony.

-Przeżyłam tylko ja.-Wyjaśniłam szybko,gdy zobaczyłam jak lekarz pobladł.

-Nie wiedziałeś o tym?-Spytał lekko zdziwiony Shawn.-Wszyscy mówili tylko o tym. W końcu to się często nie zdarza.

-To się nigdy nie zdarza.-Lekarz poprawił go szybko.Spojrzałam na niego w szoku. Zawsze myślałam,że gdzieś na świecie jest więcej osób takich jak ja.

-Przed chwilą mówiłeś,że takie przypadki zdarzają się raz na tysiące lat,a nie że nigdy.-Wciął się Shawn przeskakując wzrokiem ze mnie na lekarza.

-Mówiłem o zatrzymywaniu regeneracji. Jeśli chodzi o pełnie,nigdy nie widziałem i nie słyszałem o czymś podobnym.

-Więc co się ze mną dzieje?-Spytałam już zirytowana tą ciągłą niewiedzą. Jestem osobą,która chce wiedzieć wszystko i mieć przed sobą postawione jasno wszystkie fakty. Nienawidzę być w niepewności.

-Luno,wygląda na to,że otrzymałaś dar. Od samego księżyca.-Lekarz zaśmiał się nerwowo. Podparłam się rękoma na biodrach w niedowierzaniu.To niesamowite!

-Chwila,jak to dar? Dlaczego zaczął ujawniać się dopiero teraz? Dlaczego wcześniej nic nie czułam i co się dzieje?-Powiedziałam zadając ostatnie pytanie wolniej od reszty czując dziwne mrowienie w zranionym ramieniu. Spojrzałam szybko na nie. Shawn podszedł bliżej chwytając je delikatnie. Lekarz ponownie założył okulary i przyglądał się ranie.

Rana,która wcześniej nawet nie przestawała krwawić,zasklepiała się teraz w zabójczym tempie. Na moich oczach skóra zaczęła się sama zszywać i zasuwać niczym zamek od kurtki. Otworzyłam usta w szoku patrząc na to co właśnie się przede mną dzieje.

-To jest to!-Krzyknął lekarz. Wzdrygnęłam się lekko z przestraszenia. Shawn przytulił mnie automatycznie bacznie obserwując lekarza,który nagle się uniósł.-Przepraszam za mój ton.-Powiedział szybko,cofając się i tyłem szybko podchodząc do regału z książkami.-Mam już pewną teorię,ale muszę nad tym popracować. Alfo,obserwujcie dalej czy dzieje się coś niepokojącego lub coś jak...to co przed chwilą się stało.-Mówił szybko i chaotycznie szukając książek i co chwile ściągał jakieś z regału. Wyszliśmy z gabinetu kierując się do naszej sypialni.

-Dar?-Spytał Shawn patrząc na mnie w szoku.

-I to od księżyca?-Spytałam nie dowierzając. Weszliśmy do sypialni. Zatrzymałam się nagle. Coś przyćmiło mój wzrok. Miałam wrażenie jakby pomieszczenie, w którym się znajduje oddalało się ode mnie. Kolory stawały się bladsze i jakby...rozciągały się warstwami dookoła. Nagle usłyszałam trzask szkła,warknięcie wilka i płacz dziecka. Mignęła mi cyfra dwa i drzwi po prawej stronie na końcu korytarza,który miał pomarańczowe ściany.

Zachwiałam się,zamknęłam oczy by przygotować się na bolesny kontakt z podłogą,gdy kogoś umięśnione ramiona złapały mnie w ostatniej chwili.

-Del! Co się dzieje?!-Niewyraźnie i jak przez mgłę widziałam zarys twarzy i pomieszczenie,które z każdą chwilą stawało się bardziej przejrzyste. Spojrzałam szybko na Shawna,który trzymał mnie w ramionach.

Usiadłam powoli opierając się o jego barki. Spojrzałam a niego i coś jakby obudziło mnie z transu.

-Pomarańczowe ściany.-Szepnęłam przerażona.

-Co?-Spytał marszcząc brwi i zakładając kosmyk moich włosów za ucho.

-Skup się. Czy w tym domu jest korytarz z pomarańczowymi ścianami?-Uniosłam się lekko patrząc na niego. Nie odzywał się przez chwilę myśląc natarczywie.

-Taki korytarz jest na drugim piętrze.-Powiedział niepewnie.

Zerwałam się gwałtownie z jego kolan. Pobiegłam szybko do windy i nacisnęłam guzik,który miał ją przywołać. Za długo. Pomyślałam i zaczęłam zjeżdżać po poręczach schodów byle być jak najszybciej na drugim piętrze,co wcale nie było łatwe skoro byliśmy na piątym.

-Del!-Shawn krzyczał za mną,ale ignorowałam go. Czułam zagrożenie i ufałam swojej intuicji. Coś podpowiadało mi,że to co widziałam jest prawdą,tylko nie do końca jestem pewna co widziałam.

W końcu drugie piętro! Uśmiechnęłam się do siebie widząc wielką srebrną dwójkę na ścianie. Skręciłam szybko w prawo. Biegłam przez cały korytarz nasłuchując i oglądając się  dokoła. W pewnym momencie zatrzymałam się i cofnęłam do drzwi po prawej. Weszłam bez pukania,nie było na to czasu.

-Luno?-Wysoki mężczyzna spojrzał na mnie pochylając głowę. Na oko miał może z czterdzieści lat.-Czemu zawdzięczam tą wizytę?-Spytał dalej nie unosząc wzroku.

-Cisza.-Powiedziałam zbywając go machnięciem ręki. Nasłuchiwałam. Chociaż blondyn miał schyloną głowę widziałam jego zaniepokojony wzrok utkwiony w podłodze.

-Tatusiu!-Krzyknął jakiś dziecięcy głos. Mężczyzna wzdrygnął się,a na jego twarzy zakwitł szeroki uśmiech. To musiało być jego dziecko. Pomyślałam,ale dalej skupiałam się nawet na najmniejszych hałasach.Drzwi po lewej otworzyły się gwałtownie. Mała dziewczynka wyszła z pomieszczenia powoli podchodząc do swojego taty,który stał w salonie. Dziecko przechodziło koło okna,gdy nagle usłyszałam jak coś przecina powietrze.

-Uważaj!-Krzyknęłam i rzuciłam się na dziewczynkę spychając ją spod okna. Jej ojciec warknął przeciągle. Do pomieszczenia wpadł zdyszany Shawn patrząc na wszystko w szoku. Po chwili ruszył się z miejsca i podszedł do nas.

-Co tu się właśnie stało?-Spytał obserwując naszą trójkę ze zdenerwowaniem.

-Luna właśnie uratowała życie mojej córki.-Szepnął przestraszony blondyn wskazując na kamień,który stłukł szybę i prawie zabił małe dziecko. Przytulałam dziewczynkę,uspokajając jej płacz. Podałam ją w końcu ojcu,który przytulił ją mocno płacząc razem z nią. Shawn podniósł kamień z ziemi,na którym była karteczka małego rozmiaru. Przeczytał szybko wiadomość. Spiął się cały,jego oczy pociemniały i skupiły na mnie swój wzrok. Nie przerywając kontaktu wzrokowego zabrałam od niego wiadomość,która mogła okazać się dzisiaj śmiertelna. 

Oderwałam w końcu kartkę i spuściłam na nią wzrok czytając wiadomość,która przyprawiła mnie o szysze bicie serca:

"Idziemy po nią''

Do przeczytania!

Słów:1015

~Saszka5628~

<3 <3 <3




Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz