Pov.Delaine
Schodziliśmy do piwnicy trzymając się za ręce. To była ta chwila,za kilka minut żywot Jordan'a dobiegnie końca,mój koszmar się skończy i w końcu będę mogła odetchnąć.
-Jak to wygląda?-Spytałam patrząc na niego przelotnie,gdy otwierał potężne metalowe drzwi.
-Ci,którzy przeżyli zostali schwytani,trochę się opierali,ale wiedzieli,że mamy alfę i rozpacz przyćmiewała im umysł. Są w oddzielnych celach,jeden wilk na jedną celę. Zdążyliśmy zabić trzynastu z sześćdziesięciu czterech.
-I tak było ich dużo,patrząc na to,że Zbuntowani większość wymordowali.-Szepnęłam rozglądając się po wrogich wilkach,które patrzyły na mnie...z zatęsknieniem?
-Jordan ostrzegł każdego wilka ze swojej watahy,że jeśli cię skrzywdzi przypłaci życiem.Jesteś dla nich jak królowa.-Wyjaśnił Shawn widząc moje zdezorientowane spojrzenie.
-Oczywiście,w końcu mam dar,który chciał mieć.-Przewróciłam oczami zakładając kosmyk włosów za ucho. Shawn zatrzymał się i położył swoje dłonie na moich ramionach.
-To może dziwnie zabrzmieć,ale w połowie go rozumiem.-Spojrzałam na niego wielkimi oczami,więc zaczął kontynuować.-Jasne,twój dar stanowi potężną broń,która nie może trafić w niepowołane ręce,ale jest coś jeszcze. Widzisz,gdyby ktoś chciał mi cię odebrać,lub by to zrobił...Trudno było by mi wtedy odróżnić co jest dobre,a co złe. Rozumiesz? Nie wiem co bym zrobił na jego miejscu,co nie zmienia faktu,że wiem co zrobić na swoim miejscu.-Zaśmiał się z swojej plątaniny i nachylając się pocałował mnie dłużej w czoło.-Zróbmy to.-Ścisnął mocniej moją dłoń wprowadzając mnie do celi Jordan'a.
Tym razem zamierzałam się nie odzywać. Nie chciałabym go przypadkowo sprowokować. Chociaż to też jest ryzykowne,może być wściekły,że go ignoruję,ale zamierzam trzymać swoją nienawiść do tej kreatury na wodzy.
-Delaine!-Blondyn rozpromienił się,gdy weszłam do celi. Chciał wstać z krzesła,ale przeszkodziły mu łańcuchy owinięte w okół jego kostek i nadgarstków.
Shawn podszedł do niego powoli,gdy ja usiadłam na krześle w rogu pokoju,tak,że mogłam obserwować cały rozwój wydarzeń.
-Nie mogłem jej powstrzymać. Nie chcę,żeby się denerwowała,w końcu nosi nasze dziecko.Tym bardziej nie chciałem,żeby oglądała twoją makabryczną śmierć.-Mówił powoli Shawn w skupieniu oglądając podłużny i naostrzony nóż.-Ale tak bardzo chciała zobaczyć twoją śmierć,że nie mogłem nic z tym zrobić. Każdy chciałby widzieć swoje uwolnienie na żywo.-Jordan miał we mnie utkwiony wzrok,nie był zły,nie było mu też przykro. Ciężko mi cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Może to i dobrze?
-Jesteś pewna,że nie chcesz wyjść?-Spytał mnie Shawn,a jego ton głosu diametralnie się zmienił. Przed chwilą był kpiący i oschły,a teraz mówił łagodnie i miękko. Uwielbiam jego głos. Mogę się przy nim budzić i zasypiać. To chyba szczęście.
-Tak.-Powiedziałam pewnie i powoli oparłam się o drewniane krzesło. Odruchowo położyłam rękę na swoim brzuchu głaszcząc go delikatnie. Shawn patrzył na mnie,a w jego oczach coś zapłonęło. Pokręcił szybko głową i odkaszlnął szybko. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi. Mentalnie machnęłam na to ręką.
I zaczęło się.
Pierw dźgania nożem w najróżniejsze części ciała. Miałam wrażenie,że Shawn nie omija żadnego centymetra skóry. Później,gdy znudził mu się nóż,zaczął wstrzykiwać chłopakowi tojad dożylnie. Noże w porównaniu z trucizną wydawały się niewinne. Shawn zerwał oparcie metalowego krzesła używając całej swojej siły. Zerwał koszulkę Jordan'a,tak,że było mu widać całe plecy. Chwycił coś podobnego do zwykłego skórzanego pasa,tyle że na końcu przyczepiony był zardzewiały hak. Za nim zobaczyłam choć jedno uderzenie wybiegłam z celi,zamknęłam za sobą drzwi i z szybki oddechem oparłam się o ścianę,żeby potem wybiec z lochów.
CZYTASZ
Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]
WerewolfOna- 17-letnia Delaine McCann. Zadziorna,piękna brunetka o niebieskich oczach. Unikatowa biała alfa zbuntowanych. On-20-letni Shawn Mendes. Zaborczy,opiekuńczy,przystojny i dobrze zbudowany chłopak o kruczo czarnych włosach i brązowych oczach. Alfa...