Jasne promienie wstającego słońca nagle wdarły się do pokoju Czkawki i bezlitośnie zaatakowały twarz śpiącego chłopaka. Młody wojownik mruknął przeciągle, próbując otworzyć zaspane oczy. Przesunął lekko głowę w lewo, tak aby uciec z zasięgu porannej gwiazdy i pewniej zamrugał kilka razy powiekami. Przez moment wpatrywał się w drewniany sufit, próbując sobie przypomnieć zadania na dzisiejszy dzień.
Następnie zrzucił ciemno–bordową narzutę z ciała i w samych spodniach pomaszerował do stojącej w rogu pokoju miski z wodą, aby przemyć twarz. Gdy po założeniu czarnych spodni z czerwoną koszulą na średniej długości rękaw, usłyszał burczenie we własnym brzuchu, wiedział, że nadszedł czas, aby zejść na śniadanie.
Ojciec, jak zwykle siedział przy drewnianym stole, popijając parujący ziołowy napój i ostrząc powoli swoje podręczne sztylety. Robił to każdego ranka, jakby był to jego własny rytuał na dobre rozpoczęcie dnia i przygotowanie się do trudnej pracy wodza.
– Szybko wstałeś – Stoik uniósł brew, skanując syna wzrokiem, kiedy pojawił się na schodach.
– Yhm – mruknął w odpowiedzi, rzucając na talerz rybę, którą wcześniej przygotował Ważki. Pomimo ich dość chłodnych relacji, Stoik gdy gotował coś dla siebie, zawsze robił podwójną porcję, jakby dbając, żeby Czkawka cokolwiek zjadł chociaż na początku dnia.
– Niewolnicy przypłyną po południu, ewentualnie przed zachodem słońca, więc wyrobisz się z resztą roboty, prawda?
– Na pewno – odparł machinalnie – Masz coś jeszcze?
Stoik posłał mu długie spojrzenie, odkładając perfekcyjnie naostrzoną broń.
– Dostałem wczoraj informacje, że Wandale próbują się buntować. Mógłbyś to załatwić?
Coś nie podobało się Stoikowi – wystarczyła tylko jedna sugestia dla Czkawki, żeby wiedział, że znowu musi iść do tych mieszkańców Berk, którzy sprzeciwiają się Haddock'owi i zrobić porządek, czyli innymi słowy zabić przypadkową osobę, aby stłumić wszelkie rewolucyjne zapędy. W żadnym stopniu nie był temu przeciwny, gdyż ludzkie życie nie było wysoko w jego hierarchii wartości, o ile można było w ogóle o takiej mówić, ale szczerze powiedziawszy odrobinę go to niekiedy nudziło.
Jednak przyjął zadanie, bo nie miał ochoty na sprzeczki z ojcem.
– Iść jeszcze przed szkoleniem?
– Byłoby wyśmienicie.
– W porządku.
Jak siedział niewzruszenie, tak wstał, zostawiając zjedzonego w połowie dorsza na talerzu i wyszedł, zgarniając z wbitego w ścianę haka swoje Piekło.
Nie chciał dorabiać sobie dodatkowego zajęcia, biorąc topór czy miecz, bo niezwykle ciężko było uprać ludzką krew ze spodni.
Rześkie powietrze otoczyło go ze wszystkich stron, wdzierając się pod jego cienką koszulę i zapowiadając, że już nadeszła ta zdecydowanie zimniejsza pora roku i że lada moment mogą wypatrywać spadających płatków śniegu oraz mroźnej do szpiku kości temperatury.
Czkawka obrzucił nieobecnym wzrokiem horyzont i po chwili ruszył spokojnym krokiem w stronę wschodniej części wioski, gdzie mieszkali Wandale. Wyrafinowany spokój i niebywały chłód błąkał się po jego twarzy, gdy zmierzał w kierunku drewnianych chat wikingów.
Zasada była prosta.
Wejść, oczywiście bez żadnego ostrzeżenia, wyciągnąć najbliżej stojącą osobę (bez znaczenia kim była) na zewnątrz, zaciągnąć ją na plac i w obecności tej części, która zdąży się zgromadzić, oderżnąć jej głowę, aby ostrzec całą resztę.
CZYTASZ
there was berk, when i was a boy || httyd
FanfictionBerk. Wspaniała wyspa otoczona lazurowym morzem z wieloma gatunkami wyśmienitych ryb w swoich głębinach. Pełna urodzajnych pól i lasów wypełnionych dorodną zwierzyną. Wolna od wszelkich klęsk, wojen i kataklizmów. Dumna, dostojna o niezwykłym kszta...