SEVENTEENTH CHAPTER: Desolation

563 56 14
                                    

Dosłownie nogi się pod nią ugięły, co szczęśliwie Czkawka zauważył i podtrzymał ją za ramię.

Z drżącymi ustami i przerażeniem w oczach, popatrzyła na bruneta. W spojrzeniu miała tylko jedno pytanie.

Czy to on to zrobił?

- Tak - mruknął bez większego przeciągania.

- A-ale dlaczego? - jąkała się, bo nie wyobrażała sobie po nim, co dziwne bo był synem Stoika, że był zdolny do takiego okrucieństwa.

Chłopak wzruszył ramionami.

- Nie dostosował się do zakazów. Ma co ma - odparł zdawkowo i ruszył dalej ścieżką, omijając kotlinę, będącą teraz miejscem spoczynku wojownika.

Dziewczynka stłumiła odruch wymiotny i nie oglądając się więcej za siebie, poszła za brunetem.

Jednak ciągle męczyło ją, dlaczego on to zrobił i dlaczego zbywa ją byle słówkami, kiedy ukrywa najprawdziwszą prawdę, nie chcąc, żeby ona ją poznała.

- Czy tu chodzi o mnie? - zapytała po kilkunastu minutach cichego marszu. Czkawka rzucił jej spojrzenie, z którego wychodziło, że nie wie o czym blondynka mówi - Odnośnie tego gościa w kotlinie.

Syn wodza pokiwał głową, wiedząc już co zaprząta jej myśli. Przystanął i odwrócił się do niej.

- Jeśli bardzo chcesz wiedzieć to tak. Zabiłem go, bo Savir wszedł w sferę, której nie mógł naruszyć. I nie, nie chodzi o ciebie. Chodzi o ogólnie przyjęte zasady, którymi mój ojciec trzyma tą wyspę. Nie więcej, nie mniej - odparł, patrząc na nią obojętnie.

Bez słowa wznowili spacer prowadzący ku śmierci.

Po dwóch kwadransach zatrzymali się przy wlocie do jaskini, której korytarzu szedł przez kilka metrów prosto, po czym następował lekki spadek i zakręt w lewo.

Astrid oparła się ręką o przyjemnie chłodną ścianę, żeby złapać oddech. Niecodziennie chodziła tak długo i tak szybko, więc normalnym było, że zdążyła się zmęczyć. Czkawka natomiast stał prosto i oddychał miarowo, jakby dopiero co wyszedł z łóżka, a nie przeszedł około pięciu mil prawie bez przerwy.

- Co teraz?

Hofferson podniosła wzrok na chłopaka, który bez wyjaśnienia wyjął swój płonący miecz.

- Mój ojciec wyraźnie kazał mi cię zabić - powiedział, a prąd strachu przeszedł po kręgosłupie Astrid. Przełknęła ślinę z przerażeniem wpatrując się w połyskujący płomień na ostrzu - Ale tylko dlatego, że wiem kim jesteś, nie zrobię tego. Znalazłaś się w złym miejscu w złym czasie i zostałaś schwytana. Inaczej normalnie przypłynęłabyś na wyspę i zostalibyśmy małżeństwem. Nie twierdzę, że to byłaby lepsza droga - popatrzył jej w oczy z dziwnym błyskiem - Ciesz się, że stało się, jak się stało.

I odwrócił się, odchodząc w tylko sobie znaną stronę.

- Czekaj! - krzyknęła, gdy wszystko, co mówił do niej dotarło. Wybiegła kawałek za wikingiem, który zdążył już odejść na odległość łodzi - Co ja mam zrobić? Nie mam jedzenia, ani ubrań! Jak mam sobie poradzić z dzikimi zwierzętami?!

Haddock odwrócił się przez ramię.

- Radziłbym poszukać drewna, zwierzęta boją się ognia. I w lesie rosną owoce - nie umrzesz z głodu.

Zupełnie zszokowana nie odezwała się ani słowem, a brunet zniknął za gęstymi krzewami.

krótki bo jestem zjebana, sorry bae

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

krótki bo jestem zjebana, sorry bae

p.s. info na profilu! >//<

there was berk, when i was a boy || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz