TWENTY-FIRST CHAPTER: Mainmast

500 52 4
                                    

Kiedy się obudził, było zupełnie ciemno, a księżyc świecił na nieboskłonie, będąc jego jedynym towarzyszem.

Po Nocnej Furii nie było ani śladu.

- Kurwa - mruknął pod nosem, nie czując jednak zdenerwowania. Po prostu to co wydarzyło się kilka godzin temu było dla niego zbyt niecodzienne, żeby miał mieć jeszcze pretensje, że smok mu uciekł, kiedy miał ku temu okazję.

Spojrzał na swoją nogę bez cienia smutku czy żalu. Pokryty, zalepioną od śliny bestii krwią kikut prezentował się dość marnie, a prowizoryczny pasek z koszuli nadawał się już tylko do wyrzucenia. Jedynym plusem było to, że z rany nie lała się krew, dzięki czemu żył. Teraz Czkawka zastanawiał się tylko, jak dojdzie do domu.

Brunet podźwignął się za pomocą pnączy przy skałach, a żeby nie stracić równowagi ułamał kawałek gałęzi, aby się czymkolwiek podeprzeć. Wzrokiem poszukał Piekła, ale że było zbyt ciemno, by mógł je tak łatwo znaleźć i sam jakoś nie miał ochoty na spacery, stwierdził, że wróci po nie, gdy będzie jasno. Chwycił w drugą wolną rękę kolejny kijek i ruszył powoli w stronę wyjścia z kotliny. Nie było łatwo, ale dzięki swoim silnym rękom zdołał po kilkunastu minutach wydostać się na samą górę.

Pot lał się mu po skroniach i kapał na usta, ale nie przejmował się tym. Czuł drżenie mięśni, bo choć trenował regularnie, już dawno nie używał ich przez tak długi czas bez przerwy. Spojrzał w kierunku wioski, zastanawiając się czy w ogóle da radę tam dojść przed świtem. 

Nagle do głowy wpadł mu inny pomysł. Odwrócił się w drugą stronę i zaczął iść w kierunku jaskini, w której zostawił Astrid. Tam było o wiele bliżej niż na południowy kraniec wyspy.

Szedł krok za krokiem, powoli, ale wytrwale i po godzinie dotarł pod wejście do pieczary. Wycieńczony, upadł na stertę patyków, przez co narobił trochę hałasu. Gdzieś w oddali odezwały się leśne zwierzęta, lecz Haddock był zbyt zmęczony, żeby zwrócić na to uwagę. Usiadł, opierając się o ścianę jaskini. Oddychał gwałtownie, wpatrując się w gwiaździste niebo i zastanawiając się, co jeszcze mają mu do zaoferowania bogowie. 

Czy to, co go spotkało, nie było wystarczające?

Po chwili kątem oka dostrzegł zbliżające się od wnętrza jaskini światło, a kilka sekund potem ujrzał stojącą nad nim młodą blondynkę.

- Co ty tu robisz w środku nocy?! - krzyknęła, a gdy zbliżyła do niego blask pochodni, otwarła oczy szeroko, niemal wypuszczając ją z dłoni - O mój Thorze, jesteś ranny!

Nie zważając na nic, kucnęła przy nim, oplatając lewe ramię wokół jego toru i próbując go podnieść. Czkawka podparł się zdrową nogą, przez co wstał i mógł lepiej oprzeć się na Astrid.

- Weź - podała mu pochodnię, żeby łatwiej jej było przytrzymać chłopaka. Ostrożnie wprowadziła go wgłąb jaskini.

Brunet był zbyt przytępiony zmęczeniem, żeby zarejestrować fakt, jak zaskakująco miło i przytulnie urządziła się młoda Hofferson w pieczarze. Nie miała tam praktycznie nic, ale wystarczyło jej niewielkie posłanie z mchu i grubych liści oraz wyłożone małymi kamieniami palenisko z tlącym się ogniem, żeby poczuć się choć trochę bardziej godnie niż zwykłe zwierzę. 

Ostrożnie położyła Czkawkę na prowizorycznym łóżku, rzucając okiem na paskudną ranę i brak lewej nogi.

- Nudziło ci się? - zapytała, delikatnie odwiązując koszulę, żeby przemyć jego nogę wodą, którą przyniosła z pobliskiego strumyka w wiaderku, które dziwnym trafem leżało nad tym właśnie strumykiem. Zerknęła na jego poważną, choć pokrytą kurzem, zadrapaną twarz, która nosiła znamiona zewnętrznej, jak i wewnętrznej walki.

- Dokładnie tak - odparł bez cienia radości w głosie, do czego dziewczynka nie była jeszcze przyzwyczajona - Bawiłem się ze smokiem.

- Smokiem?!

- To nie rzadkość na Berk - odparł spokojnie, jakby obecność przerażających potworów ziejących ogniem była tak normalna, jak oddychanie - Jeszcze żadnego nie widziałaś?

- Na Samir nie mieliśmy z nimi problemów. Ludzie mówili, że w naszej wyspie jest coś, co je zniechęca do przylatywania, więc nie, jeszcze nie widziałam - odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy, bo całą uwagę skupiła na skrupulatnym czyszczeniu jego krwi.

Wprawdzie powiedziawszy sama nie wiedziała dlaczego mu pomaga, ale skoro on nie zawahał się i jej pomógł, ona powinna zrobić to samo dla niego.

- Długo szedłeś w takim stanie? - zapytała, bo skoro ich rozmowa w miarę się kleiła, postanowiła to wykorzystać i po prostu zobaczyć jaki jest naprawdę syn wodza Berk. Nie przez pryzmat okrutnych opowieść mieszkańców, którzy się go boją. Chciała, choć minimalnie, prawdziwie poznać chłopaka imieniem Czkawka.

- Od kotliny, gdzie zabiłem Savira - oparł.

- I że jeszcze się nie wykrwawiłeś, to naprawdę cud - powiedziała, zamiast przypominania sobie o tym, co zrobił wiking Savir - Bogowie się tobą opiekują.

- Głupio to mówić, ale to dzięki temu smokowi, z którym walczyłem, jeszcze żyję.

Astrid przerwała, spoglądając w jego zielone oczy.

- Czemu?

- Kiedy myślałem, że wykona ostatni ruch, on zaczął leczyć mnie swoją śliną. Dzięki temu rana choć troszkę się zasklepiła i nie wykrwawiłem się na śmierć. Bogowie nie mają tu nic do rzeczy. A jeśli już, to pewnie woleliby, żebym zdechł.

- Dlaczego?

Ale chłopak nie odpowiedział na to pytanie. Sam stwierdził, że i tak powiedział jej zbyt dużo. A tego nie powinna tego wiedzieć. Nikt nie powinien. To będzie tajemnica, którą Czkawka zabierze ze sobą do mrocznej Valhalii.

Blondynka, nie doczekawszy się odpowiedzi, skończyła czyścić jego nogę. Z własnej bluzki oddarła kawałek materiału i obwiązała go wokół kikuta. Zadowolona ze swojej pracy, zerknęła na bruneta, chcąc znaleźć chociaż w jego pustym spojrzeniu ciche ślady wdzięczności, ale nie dała rady, bo syn wodza niespodziewanie zasnął. Uśmiechnęła się lekko, kiedy odgarnęła kilka kosmyków z jego czoła, które wpadały mu do oczu. Co prawda jego twarz również była skrwawiona i brudna, ale nie chciała go budzić. 

Położyła się przy dogasającym palenisku, otulając się swoim futrem i oddając się w ciepłe objęcia snu, który przyniósł wspomnienia ojca, matki i ukochanej Samir.

Położyła się przy dogasającym palenisku, otulając się swoim futrem i oddając się w ciepłe objęcia snu, który przyniósł wspomnienia ojca, matki i ukochanej Samir

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

jest troszkę dłuższy, więc myślę, że będziecie zadowoleni... no i mamy niespodziewaną rozmowę hiccy'ego i as xdd nawet ja sama nie spodziewałam się, że się tak szybko spotkają, ale jak zaczęłam to pisać i myśleć o tym, jak hiccy będzie szedł bez nogi do samej wioski, to pomyślałam, że mu ułatwię sprawę, no i do as miał bliżej, i tak wyszło xd 

mam nadzieję, że się wam podobało!

do zobaczenia w następnym!!

there was berk, when i was a boy || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz