Astrid została dosłownie wyrzucona z domu wodza.
- Myślisz, że możesz sobie tak mieszkać u mnie i żyć jak darmozjad? Mam przez ciebie tyle problemów; kolejne bunty, straciłem jednego wikinga, no i jeszcze ty. Wynoś się stąd, mała pokrako! Powinienem był cię od razu zabić! - Stoik stał w progu i wrzeszczał na leżącą na ziemie blondynkę. Na szczęście miała na sobie swoje ubrania, dzięki czemu nie wstydziła się, aż tak przed nielicznymi ludźmi, którzy bladym świtem musieli oglądać tą scenę.
Hofferson była przerażona. Pierwszy raz widziała wodza Berk i już groził jej śmiercią, ale nie mogła się dziwić. W końcu od dwóch dni leżała w jego domu i korzystała z jego własnego dobrobytu. Zdecydowanie za długo.
- Czkawka! - krzyknął na przechodzącego chłopaka w oddali, który rozmawiał ze Śledzikiem. Brunet bez pośpiechu podszedł do ojca - Weź ją i wyrzuć do lasu. Nie chcę, żeby coś takiego mi się pałętało pod nogami i sprawiało tyle problemów. No już, ruchy!
Młody Haddock popatrzył na Astrid bez wyrazu. Ona odpowiedziała mu jeszcze bardziej przestraszonym spojrzeniem.
Czkawka poszedł do niej i podał jej rękę, żeby wstała. Przyjęła ją z wdzięcznością i podniosła się na równe nogi.
- Dasz radę iść sama? - zapytał lodowatym głosem, od którego dziewczynka się zatrzęsła.
- Tak - pokiwała lekko głową, nie chcąc sprawiać więcej problemów. Jednak gdzieś w środku czaił się strach, bo nie wiedziała do czego zdolny był syn wodza. Co prawda, uratował ją przed kolejnymi gwałtami i jeszcze większym upokorzeniem, ale nie wiedziała, na co mogła liczyć po takich rozkazach Stoika.
Szli w ciszy obok siebie, przemierzając gęsty las. Pogoda sprawiała wrażenie przyjaznej, ale już nad horyzontem zbierały się granatowe, wręcz czarne chmury, zwiastujące najpewniej potężną ulewę.
Astrid starała się wymyślić jakikolwiek temat do rozmowy, ale nic sensownego nie mogło jej wpaść do głowy. Od czasu do czasu zerkała na Czkawkę, który patrzył przed siebie, jakby znał teren jak własną kieszeń i nie musiał się rozglądać, żeby ominąć napotkaną, niespodziewaną przeszkodę. Jego pusty wzrok był spokojny, ale jednocześnie czujny, bo na terenach Berk nie trudno było o dzikiego smoka.
- Zabijesz mnie? - zapytała o to samo, co dwa dni temu w jego pokoju, gdy rozmawiali - albo przynajmniej próbowali toczyć ze sobą dialog. Samą siebie zdziwiła, że wyskoczyła z czymś takim, ale jednak pytanie opuściło jej usta i już nie mogła go w żaden sposób zatrzymać. Zostało jej tylko czekać na ostateczną reakcję chłopaka.
Ta jednak nie nadchodziła przez kilka następnych sekund.
- Daj mi chociaż jeden powód, dla którego miałbym to zrobić - powiedział w końcu, zerkając na nią pytającym spojrzeniem.
Zaskoczyły ją słowa syna wodza. Myślała, że odpowie jej zdawkowym nie lub tak, a nie czymś takim. Przez to dał jej jeszcze więcej do myślenia nad jego dziwnym, aczkolwiek kreatywnym, sposobem bycia.
Popatrzyła mu w oczy, zastanawiając się czy mówi serio, po czym odwróciła wzrok, upewniwszy się, że brunet naprawdę czeka na jakiś argument.
Zamyśliła się odrobinę, bo prawdę powiedziawszy, nie chciała ani nie potrzebowała szukać wymówki na własną śmierć. Ciągle dokładnie nie wiedziała, jak pracuje jego umysł i z czym może się mierzyć, więc nie była pewna jaka będzie jego reakcja; czy postanowi zbyć jej słowa, czy je wykona.
Dlatego wolała nie bawić się w gdybanie. Ale skoro jednak, mimo wszystko, o to zapytała, powiedziała jedyny sensowny powód, dla którego mógłby to zrobić.
- Twój ojciec kazał ci się mnie pozbyć.
Nastała cisza, która nie wywarła na blondynce dobrego wrażenia. Czuła, że chłopak się zastanawia, że rozważa to czy powinien to zrobić, czy też nie. Posłuchać wodza, czy mieć w poważaniu jego rozkazy? Nie znała stosunku syna do ojca i nie wiedziała na ile chłopak może sobie pozwolić, o ile w ogóle może.
Czas wydawał się dla Astrid płynąć w zwolnionym tempie. Nie zatrzymali się, bezustannie szli wydeptaną ścieżką, jednak niestety odpowiedź - na ten konkretny i najwiarygodniejszy argument - nie nadchodziła i kiedy dziewczynce wydawało się, że już niczego nowego się nie dowie, Haddock przemówił:
- To co robię, a co każe mi mój ojciec, to dwie różne sprawy - westchnął, jakby była to najbardziej oczywista informacja na świecie. Coś jak to, że ogień jest gorący, albo że po zjedzeniu przez Śmiertnika będziesz martwy - Nie zrobiłaś nic złego, za co miałbym cię ukarać, albo zabić. Sama doświadczyłaś krzywdy, co nie jest nowością na Berk, naprawdę byłaś jedną z wielu osób, ale nie widzę dlaczego akurat ten rozkaz Stoika, miałby być wystarczający - wytłumaczył, co ani ją uspokoiło, ani zdenerwowało. Przyjęła to obojętnie, jakby wpasowując się w tryb radzenia sobie z takimi sytuacjami przez Huliganów i Wandali.
Jednak znowu poczuła tę hańbę, gdy wspomniał o krzywdzie jakiej doświadczyła. Spuściła głowę w dół, maszerując za chłopakiem, który nie dodał ani słowa więcej.
- Skoro poruszyłeś ten temat - Hofferson starała się być twarda na tyle, na ile mogła - To czy mogę wiedzieć, gdzie jest ten wiking, który mi to zrobił?
Czkawka uniósł brwi, ale pokiwał twierdząco głową. Gdy Astrid spodziewała się usłyszeć, co robi jej oprawca, chłopak zatrzymał się nad urwiskiem i wskazał palcem na coś obok małego jeziora. Blondynka przyjrzała się uważniej, po czym otworzyła szeroko oczy i niemal upadła na ziemię.
- Tam leży.
udało mi się, bądźcie dumni xdddd niesprawdzany, ale niedługo będę chciała zaktualizować całe opko, żeby usunąć gify, więc no, sprawdzę :))
jeśli będę nawalać z terminami to od razu zwalam to na pracę i prawko, miejcie do mnie cierpliwość, oki?
haha, nie dodałam tytułu, boze
CZYTASZ
there was berk, when i was a boy || httyd
FanfictionBerk. Wspaniała wyspa otoczona lazurowym morzem z wieloma gatunkami wyśmienitych ryb w swoich głębinach. Pełna urodzajnych pól i lasów wypełnionych dorodną zwierzyną. Wolna od wszelkich klęsk, wojen i kataklizmów. Dumna, dostojna o niezwykłym kszta...