TWENTY-SIXTH CHAPTER: Buddy

489 53 13
                                    

MARATON "WŚRÓD SMOCZEJ EGZYSTENCJI" - cz. 5


Niezaprzeczalna cisza spowiła ich dwójkę.

Astrid nie wiedziała, co ma odpowiedzieć na porażające słowa starszego chłopaka. Wydawał się tak bardzo pewny tych słów, ale ona gdzieś w środku wierzyła, że w rzeczywistości tak nie myśli. A przynajmniej mocno chciała w to wierzyć.

Czkawka popatrzył na smoka, wyrywając garść trawy i pozwalając, żeby pod wpływem wiatru uciekła mu pomiędzy palcami. Na końcu zacisnął dłoń w pięść, zamykając oczy.

- Ty, ty nie...

- Co tu robiłaś? - zapytał, zamiast dalszej opowieść o swoim życiu, o którym w ogóle nie chciał mówić.

Blondynka wydawała się być zbita z tropu tak szybko zmianą toru rozmowy, ale postanowiła uszanować jego decyzję i nie drążyć tematu.

- Poszłam pozbierać coś do jedzenia. Jagody i orzechy się skończyły. Nie mam zamiaru umrzeć z głodu - powiedziała, a gdy spostrzegła, że chłopak tym razem jej słucha, pociągnęła dalej swój wywód - Zobaczyłam tą kotlinę i pomyślałam, że nabiorę trochę wody i poszukam tutaj jakiś owoców. Jednak w pewnym momencie zobaczyłam tego smoka, rzuciłam w niego wiaderkiem, a on do mnie dopadł, a ja wtedy krzyknęłam i chyba zemdlałam, bo następne, co pamiętam to jak rzucił tobą o kamienie - wyjaśniła, bawiąc się kawałkiem spódnicy.

- Rozumiem - odpowiedział, a Astrid wyczuła, że szansa na jakąkolwiek dalszą rozmowę przepadła bezpowrotnie - Wracaj do siebie.

- Dlaczego?

- Nie pytam o twoje zdanie. Idź do jaskini - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, nawet na nią nie patrząc.

- Ale muszę coś poszukać do jedzenia!

- Przyniosę ci pod wieczór trochę warzyw i ryb. Ale teraz już idź - dodał, poprawiając sprzączki przy skórzanym karwaszu, na którym miał mały kompas.

- Ale...

- Nie rozumiesz, co mówię? - przerwał jej, gwałtownie się do niej odwracając. Wbił w nią stalowe spojrzenie, przez które po jej kręgosłupie przebiegł prąd strachu. Zamknęła usta i powoli odwróciła się na pięcie i nie oglądając się za siebie, poszła w stronę jaskini.

Brunet tylko przez chwilę odprowadzał ją wzrokiem, po czym kolejny raz tego dnia zszedł do kotliny, siadając w bezpiecznej, o ile można było ją tak nazwać, odległości od smoka, który dopiero po kilku minutach spostrzegł, że chłopak ponownie znalazł się w zasięgu jego wzroku. Bestia przechyliła łeb, a nie doczekawszy się żadnego ruchu ze strony Haddocka, ułożyła łeb na złożonych łapach, przymykając powieki.

Nie wiedział dlaczego postanowił tu zejść. Nie wiedział dlaczego chciał tutaj posiedzieć i popatrzeć na smoka. Nie wiedział dlaczego nie miał ochoty go zabijać. Nie wiedział dlaczego przyglądanie się swojemu wrogowi było trochę bardziej lepsze niż wbicie w niego Piekła. Nie wiedział dlaczego Nocna Furia go nie atakował, kiedy tak się wystawił. Nie wiedział dlaczego nie wrócił do wioski. Nie wiedział dlaczego marnował czas na coś takiego. Nie wiedział dlaczego zwlekał z zabiciem. Nie wiedział...

Czkawka wielu rzeczy nie wiedział, a wszystkie te pytania krążyły mu po głowie, nie domagając się jednak jakiejś konkretnej konkluzji. Wpatrywał się w śpiącego smoka, jakby nic innego nie istniało na świecie. A przecież był to tylko łuskowaty gad, odwieczny wróg ludzi, zagrażający ich życiu, którego należało zabić, gdy nadarzała się dogodna okazja.

Młody Haddock nie mógł wymarzyć sobie lepszej chwili na zabicie Nocnej Furii. 

Jednak on w ogóle o tym nie marzył. 

Nie marzył o niczym. 

Nie wiedział, co to znaczy marzyć.

Wkrótce sam zasnął, oparty o gładki kamień i nie zobaczył, jak smok przygląda mu się dwoma okrągłymi źrenicami i z delikatnym zaciekawieniem otwiera swoją bezzębną paszczę, w czymś na kształt uśmiechu.

Wkrótce sam zasnął, oparty o gładki kamień i nie zobaczył, jak smok przygląda mu się dwoma okrągłymi źrenicami i z delikatnym zaciekawieniem otwiera swoją bezzębną paszczę, w czymś na kształt uśmiechu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

doobra, jednak ten rozdział jest lepszy niż poprzedni xD najbardziej udany z całego maratonu, wg mnie, bo najlepszy pod względem fabularnym xd

weszłam w ich wnętrza i jakieś myśli, bo chyba wiecie co się zaczyna :))

krótszy niż poprzedni, ale idealnie zawarł całą treść, której potrzebowałam. jeszcze zdążyłam przed północą z czego jestem bardzo zadowolona! 


to koniec naszego maratonu "wśród smoczej egzystencji" - było naprawdę bardzo miło i ogromnie się cieszę, że byliście (trochę skryci) razem ze mną. aż 5 rozdziałów, to jak na to opko, to naprawdę dużo i naprawdę poszliśmy dużo głębiej w fabułę, więc się cieszę! dziękuję wam za gwiazdki i komy! 

wow, mój pierwszy maraton. wow. udało się, zaliczone! 


p.s. "bite" od mojego boga, troye'a, idealnie podpasowało się do klimatu i idealnie mi się przy tym pisało ^^ polecam mocno do czytania!

there was berk, when i was a boy || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz