Zmierzchało się z wolna, gdy Czkawka po wykonaniu ostatnich zadań od ojca mógł wspiąć się na katapultę, gdzie zazwyczaj spędzał wieczór razem z przyjaciółmi.
Młodzi wikingowie rozmawiali ze sobą żywo, śmiejąc się i żartując, nie przejmując się jutrem, które mogło nie nadejść; rozpalone ognisko rzucało na nich swoją ciepłą, błyszczącą poświatę, roztapiając chłód nocy i ich serc niewzruszonych na krzywdę za dnia, a kurczak wolno kręcił się nad głośno trzaskająco ogniem.
– Nareszcie jesteś! – krzyknął Sączysmark, machając do niego ręką, kiedy zauważył syna wodza na rozległym podeście. Niedbale wskazał miejsce obok siebie i podał brunetowi kufel ze słodkim miodem.
Haddock przyjął trunek bez słowa, od razu zatapiając usta w złotym napoju bogów. Po upiciu łyka oblizał wargi, obrzucając uważnym wzrokiem kurczaka, gdyż najzwyczajniej w świecie był cholernie głodny. Z westchnieniem po ciężkim dniu pracy oparł głowę o część katapulty, przysłuchując się wymianie zdań bliźniąt ze Śledzikiem.
– No, no, mamy jakieś szczególne plany na jutro? – zagaił Mieczyk, dokładając jeden kawałek drewna do ogniska, aby utrzymać przyjemne źródło ciepła. Uśmiechnął się niecnie, jakby w jego głowie już czaił się jakiś szatański plan na spędzenie następnego dnia.
– Jeśli masz coś w zanadrzu, to muszę cię rozczarować, ponieważ jutro przybywa nowa dostawa niewolników. Z resztą ojciec coś wspominał o zwiększeniu zakresu poboru ludzi, więc niestety mamy robotę na cały dzień – wyjaśnił ze spokojem Czkawka, nie przejmując się zniweczeniem planów bliźniaka.
– Szlag – mruknął Thorston – Widocznie wycieczka będzie musiała poczekać.
– Gdzie chciałeś płynąć? – Sączysmark wydawał się być szczerze zainteresowany, gdyż odłożył kufel, skupiając całą uwagę na blondynie – Bo wiesz, zawsze możemy się zerwać, nie Czkawka?
Haddock tylko wzruszył ramionami, jakby nic go to nie obchodziło.
I w zasadzie tak było.
– Słyszałem, że jeśliby odbić z Piekielnego Przesmyku o dwadzieścia stopni w prawo, to godzinka drogi i podobno jest jakaś ciekawa wyspa, tylko nie pamiętam nazwy.
– Serio? – Zapał Jorgersona drastycznie spadł – Chciałeś płynąć na jakąś wyspę, która być może istnieje?
– Mówi o Wyspie Niebieskiego Oleandra przy Przesmyku Thora – wtrącił brunet, na co Śledzik gwałtownie pokiwał twierdząco głową, zgadzając się ze słowami syna wodza – Byłem tam raz z ojcem. Nawet ciekawa wyspa.
– Dla ciebie wszystko może być ciekawe – odgryzł Smark, wypijając miód do reszty i odstawiając go z głuchym uderzeniem na prowizoryczny stół.
– Nie wszystko.
Zapadła cisza, podczas której tylko pomarańczowy ogień dawał o sobie znać, trzaskając zaciekle i liżąc rozżarzone kawałki drewna.
– Jakaś konkluzja? – przerwała kilkusekundowy spokój Szpadka, spoglądając na kolejno siedzących chłopaków. Wszyscy w jednym momencie zgodnie wzruszyli ramionami – Faceci.
Tym akcentem zakończyli rozprawę na temat wycieczki, a Śledzik podniósł się, aby sprawdzić stan kurczaka. Gdy uznał, że jest gotowy do spożycia, każdemu podał kawałek mięsa na patykach, służących jako prowizoryczne sztućce. Nie przeszkadzając sobie rozmową, skonsumowali ostatni posiłek dnia.
– Brakuje na Berk jakiejś porządnej panienki – odezwał się po jakimś czasie Sączysmark, gryząc mięso i leniwie popijając miód. Pozostali spojrzeli na niego nieco dziwnie, jednocześnie trochę ciekawi dalszej części wywodu Jorgensona – No co? A nie jest tak? Nuda i tylko robota. Zero przygód, więc chociaż trafiłaby się jakaś ciekawa wojowniczka na jedną noc.
Męska część towarzystwa niechętnie musiała przyznać mu rację, ponieważ faktycznie pracowali na okrągło, bez możliwości wyprawy na jakąkolwiek wojnę czy potyczkę, nie mówiąc już o podróżach kierowanych porywem serca. Szpadka natomiast wydawała się być obruszona pomysłem Sączysmarka i nie omieszkała pozostawić tego bez żadnego echa.
– Idiota – szepnęła, gwałtownie wstając ze swojego miejsca i zostawiając zdziwionych chłopaków samych sobie.
– A jej co?
– Czy ja wiem? – odparł pytaniem Mieczyk, wodząc wzrokiem za złotymi warkoczami siostry – Czasami ma jakieś humory i ja tego nie ogarniam, a nawet nie chcę, więc nie przejmujmy się.
– Wydaje mi się, że gadka Smarka ją wkurzyła – odezwał się Czkawka, którego wzrok był nieco zamglony przez krążący w jego żyłach miód.
– Ale co ja zrobiłem?
– Istniejesz – wypalił Śledzik, powodując niekontrolowany wybuch śmiechu u bliźniaka.
– Śledziu – Jorgenson skoczył na równe nogi, gotowy aby walczyć z przyjacielem. Gniewnie zmrużył oczy, szykując się do zadania ciosu, choć zapewne jego doskonała koordynacja ruchowa i dyspozycja stały pod znakiem zapytania z powodu ilości wypitego trunku.
– Uspokój się – Czkawka jednym ruchem pociągnął go z powrotem na ławkę – Ma rację, bo jesteś kompletnym idiotą, skoro nie widzisz tego, że Szpadkę najwidoczniej do ciebie ciągnie, choć nie jestem pewien, co ona w tobie widzi.
Zarówno Sączysmark, jak i Mieczyk wydawali się początkowo mocno skonsternowani.
– Co?! – wrzasnęli jednocześnie, gdy przyswoili słowa swojego lidera.
– No normalnie – odparł lakoniczne, jakby obserwacja i zdefiniowanie zachowania Szpadki było jedną z najprostszych rzeczy na świecie – Dlaczego wkurzyła się i poszła, kiedy zacząłeś gadać o przygodzie z jakąś panienką? Bo sama najpewniej chciałaby nią być. To jest logiczne, ale jeśli tego nie rozumiesz, inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć.
– A ty skąd się znasz na sprawach sercowych? – zapytał Śledzik, uśmiechając się pod nosem i spoglądając na bruneta przenikliwie.
– Umysł Śledzik, po prostu umysł.
Ciemnowłosy nie odezwał się przez dłuższą chwilę, rozmyślając powoli trawiąc to, co mu powiedział młody Haddock.
– Nigdy nie myślałem o niej inaczej, niż o przyjaciółce...
– Woow, stop – Czkawka machinalnie uniósł dłoń, powstrzymując chłopaka – Nie chcę słuchać o twoich przemyśleniach. Jak na dzień dzisiejszy mam już dosyć waszych problemów.
Sączysmark przez sekundę wyglądał, jakby stracił zaufanego terapeutę.
– Kończymy? – odezwał się Mieczyk, ogryzając ostatnie kości.
– Tak – przytaknął brunet, wstając z miejsca – Idźcie spać, o świcie musimy być gotowi. A ty Smark nie myśl za dużo, bo ci się mózg przegrzeje. Jutro sobie wszystko wyjaśnicie, a jeśli nie to wtedy przyjdź do mnie. Byle nie wcześniej... A jeśli chodzi o tą wycieczkę, to sam nad tym pomyślę, bo przydałyby się nam krótkie wakacje.
Trójka wikingów pokiwała ze zrozumieniem głowami i bez słowa zaczęli sprzątać katapultę.
Czkawka spojrzał w niebo oraz gwiazdy mieniące się na ciemnym firmamencie i spokojnie ruszył w drogę powrotną do domu.
Nie chciał niczego, jak tylko zatopić myśli w krainie snu, aby jakkolwiek przygotować się na niepewne jutro, mogące przynieść zupełnie nic albo totalną zagładę. Nie wiedział jednak, że wstające słońce przyniesie dzień, który zmieni jego życie bezpowrotnie.
party i czkawek terapeuta xd
CZYTASZ
there was berk, when i was a boy || httyd
FanfictionBerk. Wspaniała wyspa otoczona lazurowym morzem z wieloma gatunkami wyśmienitych ryb w swoich głębinach. Pełna urodzajnych pól i lasów wypełnionych dorodną zwierzyną. Wolna od wszelkich klęsk, wojen i kataklizmów. Dumna, dostojna o niezwykłym kszta...