58. revolt

63 6 2
                                    

nareszcie wszystko działa, enjoy :))


BERK, 3 LATA WCZEŚNIEJ

Czkawka wrócił z kolejnego podniebnego spaceru wczesnym rankiem, nie mając w głowie nic poza tym, że naprawdę potrzebował się przespać. Nie pomagało mu w tym kilka bardziej lub mniej zarwanych nocy, nawet jeśli zazwyczaj nie musiał zbyt długo spać, żeby móc normalnie funkcjonować. Jednak intensywny styl życia jaki prowadził od kilkunastu miesięcy zaczął uporczywie dawać mu się we znaki. I choć obowiązki, jakie miał w wiosce oraz zlecane misje od Stoika w dzień, a także planowanie kolejnych posunięć wieczorami były wystarczająco męczące, to nie potrafił sobie odmówić choćby kilkunastu minut powietrznej eskapady ze Szczerbatkiem późną nocą. Mimo tego, że zazwyczaj te minuty szybko przeradzały się w godziny, nigdzie indziej tak nie odpoczywał, jak właśnie w chmurach, na grzbiecie potężnego potwora z samych czeluści krainy Hel, ciesząc się chwilami spokoju i kontroli nad własnym losem.

Jednak nie dane mu było zaznać nawet odrobiny snu, albowiem gdy tylko zmęczony rzucił się na łóżko w ubraniach i zamknął oczy, zaraz do pomieszczenia wparował jego ojciec, niemal wyrywając drzwi z zawiasów. Mało powiedziane, że był zdenerwowany – Stoik wręcz kipiał od nadmiaru wściekłości.

– Czkawka, do cholernych piorunów Odyna, wstawaj! Wołam cię od kilkunastu minut – wrzasnął na cały głos, gwałtownie ściągając chłopaka z łóżka na podłogę, co miało ostatecznie go obudzić. Nawet jeśli nie zdążył jeszcze zasnąć – Jazda na plac. Wandalom zachciało się buntować!

Przemęczony umysł Czkawki nie działał sprawnie przez większość krzyków ojca, ale ostatnie zdanie otrzeźwiło go na tyle, że jego mózg natychmiast zmusił się do pracy na nowo. Zmarszczył czoło, a zdając sobie sprawę z implikacji, zerwał się z podłogi i zeskakując po dwa schody, wybiegł z chaty, prześcigając w drzwiach Stoika.

– Ale ci śpieszno! – rzucił za nim ojciec, ale brunet już go nie słuchał, biegnąc na złamanie karku w stronę krzyków i odgłosów walk, które rozchodziły się w porannym powietrzu.

Nawet nie sprawdził, czy miał przy sobie Piekło. Po prostu biegł, ile miał sił.

Jeszcze nie teraz, krzyczał w myślach, gdy wreszcie dojrzał zebrany tłum osób, które o tak wczesnej porze zaczęły swoistą rebelię na niewielkiej liczbie przeciwników. Rebelię, która nie powinna mieć miejsca.

Jeszcze.

Czkawka rozglądnął się za swoją drużyną, zastanawiając się, czy przyjdzie mu walczyć samotnie z wojownikami, z którymi powoli zaczynali współpracować. Wśród Wandali i Huliganów startych w zaciętej jatce na miecze i pięści, dojrzał znajome twarze Sączysmarka, Mieczyka i Śledzika. Obaj wyglądali na ledwo wyjętych z łóżek, zapewne tak samo jak on nie zażyli zbyt dużej ilości snu nim zostali wciągnięci w wir walki. Pomiędzy ludźmi stojącymi na obrzeżach terenu, gdzie toczyła się bijatyka, brunet nie znalazł wzrokiem Szpadki czy młodszych jego podwładnych. Zaoferowany całą sytuacją, nawet nie zarejestrował faktu, że przyjął to z ulgą.

Czkawka zatrzymał się kilka kroków od stłoczonych w bezsensownej walce wikingów i odetchnął, starając się uspokoić bijące serce. Sięgnął dłonią w stronę lewego uda, a czując pod palcami swoją niezawodną broń, jego twarz ozdobił znajomy chłód i powaga.

Znowu wszystko było w porządku. Był potworem. Jak dawniej.

– Wystarczy! – wrzasnął niskim głosem, który w przeciągu ostatnich miesięcy stał się zdecydowanie głębszy. Jeśli wcześniej brzmiał złowrogo, teraz było jeszcze gorzej. Wszyscy dosłownie drżeli na sam dźwięk jego przerażającego głosu.

there was berk, when i was a boy || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz