- Co?!
Brunet się zatrzymał.
Astrid siedziała na łóżku z wytrzeszczonymi oczami, oddychając ciężko. Jakim cudem wie, do cholery?, myślała gorączkowo, podczas gdy chłopak wciąż niewzruszony stał do niej tyłem i irytująco nie miał zamiaru się odwracać.
Dopiero po minucie postanowił zwrócić na nią swoje puste, zielone spojrzenie.
- Tak?
- SKĄD. WIESZ. KIM. JESTEM?! - wycedziła przez zęby. Choć nie było tego po niej widać, w środku drżała ze strachu, bo nie spodziewała się, że ktokolwiek, a co gorsza, sam syn wodza, będzie wiedział kim tak naprawdę jest. Sądziła, że uda się jej utrzymać swoją prawdziwą tożsamość w tajemnicy, a gdy nadarzy się okazja, ucieknie na Samir.
Jednak jej przeszkodą okazał się być przyszły wódz Berk.
Gorzej trafić nie mogła.
- Czy to ważne? - odparł, spokojnie wracając do pomieszczenia i szczelnie zamykając za sobą drzwi. Bez pośpiechu skierował się w stronę własnego posłania i usiadł na drewnianym krześle, wcześniej zajmowanym przez Gothi.
- Dla mnie tak!
- Nie radziłbym się tak denerwować - wziął do ręki kilka liści, które leżały na małym stoliczku przy wezgłowiu łóżka - Chyba nie chciałabyś, żeby inni się dowiedzieli, prawda?
Astrid zamilkła, bo wiking miał rację.
- Jeśli to wszystko, to sobie pójdę. Mam sporo pracy - wstał z zamiarem wyjścia, ale powstrzymała go chłodna ręka, owinięta wokół jego nadgarstka.
Czkawka lekko drgnął. Już dawno nie czuł na skórze dotyku innej osoby.
- Czy mnie zabijesz?
- Dlaczego miałbym?
Blondynka spuściła wzrok. Nie wiedziała, czy w ogóle miałby powód, aby ją zabijać. Bo sprzeciwiła się jakiemuś wojownikowi, bo jest lub była jego niedoszła narzeczoną, bo teraz leży w jego łóżku?
- Sama nie wiem - zabrała rękę - Po prostu. Przepraszam.
- Za co?
- Wychodzi na to, że znowu nie wiem - opadła na poduszki, bo ból dał o sobie znać. Pomimo tego lekko się uśmiechnęła - Przepraszanie chyba weszło mi w nawyk.
Brunet pokiwał głową.
Siedzieli w ciszy, każde skąpane we własnych myślach.
- Wiedziałaś, że mieliśmy być małżeństwem? - zapytał, przeczesując burzę rdzawo-brązowych włosów. Spojrzał jej wnikliwie w oczy, tak że aż delikatnie się zarumieniła.
- Wiedziałam... i nie chciałam się zgodzić - dodała, bo nie czuła żadnych oporów w powiedzeniu mu prawdy o pomyśle małżeństwa z synem wodza Berk. Czuła, że mogłaby mu powiedzieć cokolwiek. Nawet najbardziej absurdalną rzecz. Choć to dziwne, czuła się swobodnie w jego towarzystwie.
- Już mamy coś, co nas łączy - powiedział, a dziewczynka spojrzała na niego zdziwiona - Też nie chciałem się zgodzić - wytłumaczył, bawiąc się palcami - Ale nie miałem wyboru. W końcu musiałem przystać na propozycję ojca, a raczej rozkaz.
Chłód, z jakim wypowiadał te słowa, sprawił, że Astrid się zatrzęsła. Nie wiedziała, jakie były jego relacje z ojcem, ale już po tym, jak to powiedział, zrozumiała, że na pewno nie miał za kolorowo. Zrobiło jej się go szkoda, bo ona miała wspaniały kontakt z własnym tatą. I dlatego okropnie żałowała, że w tak młodym wieku musiała się z nim pożegnać na wieczność.
Wojownik przymknął na moment oczy. Nie spodziewał się, że będzie mu się z nią aż tak lekko rozmawiało - jakby z kimkolwiek kiedykolwiek mu się lekko rozmawiało. Z reguły nie wchodził w dłuższe interakcje z ludźmi. Z Pyskaczem i ojcem wymieniał co pilniejsze zdania, a z wikingami z jego wieku gadał, ponieważ byli jego jedyną odskocznią i swego rodzaju towarzyszami. Jednak, żeby cokolwiek o nim wiedzieli - nigdy w życiu.
- Jak masz na imię?
Tym razem to brunet spojrzał nią z odrobiną konsternacji. Niestety nie mógł się dziwić, w końcu kiedyś by o to zapytała.
- Czkawka.
- Czkawka? - dopytała, bo była niemalże pewna, że chłopak zaraz zacznie się z niej śmiać, bo ją wkręca.
- Dokładnie tak.
- Ciekawe - powiedziała powoli, nie kryjąc za specjalnie swego rozbawienia. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco, po czym zamarła na moment.
On w ogóle tego nie odwzajemnił.
Po wyjściu syna wodza Astrid miała sporo na czasu na rozmyślanie nad jego tajemniczą postacią.
Natomiast Czkawka wyszedł z chaty bez żadnych szczególnych myśli. Miał w sobie przedziwną pustkę, ale nie taką jak zawsze. Teraz miał wrażenie, że jest wolny w ogóle, od wszystkiego, nawet od własnej duszy. Jednakże wiedział, że to kłamstwo, bo prawda jest taka, że nigdy nie będzie mógł być tak naprawdę wolnym od samego siebie, od tej klątwy, od własnego przeznaczenia.
Z daleka zobaczył, jak jego ojciec rozmawia z Sączyślinem, co mu przypomniało, że miał jeszcze sporo pracy, ale postanowił mieć to daleko gdzieś i ruszył pewnym krokiem w stronę lasu i północnych klifów, bo tylko tam mógł być sam.
Nie śpieszył się. Miał czas. Szedł spokojnie. Chłodny wiatr dodawał mu jakiejkolwiek chęci do stawiania następnego kroku. Oglądał przelatujące wokół niego ptaki i myślał, jak to jest być wolnym, latać wśród chmur, czuć oddech wiatru na skórze.
Usiadł na najwyższym klifie i patrzył na rozciągające się, aż po horyzont, błękitne morze.
- Wiesz, czasami chciałbym móc poczuć cokolwiek.
dalej jest mi przykro, ale nie będę się znęcać nad moimi kochanymi czytelnikami, którzy są w porządku i musieli czekać w niepewności, czy jeszcze tu coś dodam
CZYTASZ
there was berk, when i was a boy || httyd
FanfictionBerk. Wspaniała wyspa otoczona lazurowym morzem z wieloma gatunkami wyśmienitych ryb w swoich głębinach. Pełna urodzajnych pól i lasów wypełnionych dorodną zwierzyną. Wolna od wszelkich klęsk, wojen i kataklizmów. Dumna, dostojna o niezwykłym kszta...