THIRTY-SECOND CHAPTER: Island

445 44 4
                                    

Zanim wrócili na Berk, zaciągnęli do portu na Wyspie Niebieskiego Oleandra. 

Wyspa ta, nie tyle co słynęła z pięknych krajobrazów i łąk usianych przepięknym niebieskim kwieciem, lecz również z tego, iż za ich przyczyną była ona wręcz smokoodporna, gdyż gady z dziwnej i nieznanej dotąd przyczyny, nienawidziły Niebieskiego Oleandra i trzymały się od niego z daleka. To jednocześnie sprawiało, że wyspa ta mogła poszczycić się największą liczbą kupców i odwiedzających, którzy przybywali, aby nabyć coś, czego nigdzie indziej by nie znaleźliby przez straty spowodowane ognistymi potworami lub odpocząć i cieszyć się krótkimi, szczęśliwymi chwilami swojego życia.

Grupa wojowników z Berk nie mogła przegapić szansy rozrywki przed powrotem i zawitała do najlepszej karczmy na wyspie.

Rozsiedli się wygodnie przy stoliku w najdalszym kącie pomieszczenia, uważnie spoglądając na otaczających ich ludzi, którzy byli w większości mieszkańcami Wyspy Niebieskiego Oleandra, ale także też przyjezdnymi kupcami czy zwiedzającymi. Pomimo panującej zewsząd radosnej atmosfery, trzeba było się mieć na baczności, bo nie wiadome było kiedy ktoś może przystawić ci nóż do szyi, żądając oddania wszystkiego, co posiadasz.

Sączysmark gestem ręki przywołał gospodarza.

- Siedem kufli waszego najlepszego miodu dla wojowników z Berk - powiedział na tyle głośno, że kilkoro najbliżej siedzących mężczyzn odwróciło się przez ramię, żeby popatrzeć na młodych wikingów ze znanej na Archipelagu potężnej wyspy.

- Co ty liczyć nie umiesz, idioto? - zapytała Szpadka, szykując się do uderzenia chłopaka, ale zdążył ją przed tym powstrzymać.

- Akurat, jakbyś chciała wiedzieć, to myślę i to w przód - odepchnął jej dłoń i uniósł dumnie głowę - Jedna osoba musi być trzeźwa, żeby pilnować pozostałych i obserwować otoczenie. Nie chcemy przecież, żeby stało się coś, czego byśmy nie chcieli, nieprawdaż?

- W rozumowaniu Smarka, o dziwo, jest trochę racji - wtrącił Czkawka, a na aprobatę bruneta Jorgenson zareagował jeszcze większym, pełnym zwycięstwa uśmiechem.

- Dobra, w takim razie, musimy zagrać o to, kto ...

- Nie trzeba - przerwał mu Haddock - Ja nie będę pił.

- Czemu? - zawyła blondwłosa - Myślałam, że chociaż raz uda mi się cię opić.

Chłopak spojrzał na nią.

- Nie dałabyś rady - Thorston zmrużyła oczy - Po drugie, to ja przewodniczę tej wyprawie, więc tym samym jestem za was odpowiedzialny i na mojej głowie pozostaje nasze bezpieczeństwo. A po trzecie, i tak nie mam dzisiaj ochoty na miód. 

- Tym razem ci odpuszczę - zaśmiała się, a przed wojownikami postawiono siedem drewnianych kufli po brzegi wypełnionych złocistym płynem bogów - Gospodarzu, jeszcze prosimy wodę z miętą dla naszego przyjaciela - Ręką wskazała Czkawkę, a brązowowłosy mężczyzna dokładniej przyjrzał się twarzy chłopaka.

- Czyżby Czkawka Horrendous Haddock III? - zapytał.

- To ja - odpowiedział pozbawionym emocji głosem, unosząc lodowate spojrzenie na właściciela karczmy.

- Cieszę się, że mogę cię poznać i gościć w mojej gospodzie. Jestem Rudor - Wiking uśmiechnął się radośnie, wycierając dłonie o, i tak, brudny fartuch i podając jedną brunetowi. Czkawka uścisnął jego dłoń silnie i pewnie - Twój ojciec, Stoik, jest mi drogim przyjacielem i z ogromną chęcią ugoszczę was dzisiaj na mój koszt. Bawcie się, ile dusza zapragnie!

- Dziękujemy! - Thorston wyszczerzył się do dość niskiego mężczyzny - W takim razie poprosimy jeszcze o jakąś dobrą strawę.

- Już, już podaję!

Młodzi wikingowie odprowadzili wzrokiem gospodarza, aż nie zniknął za drzwiami zaplecza, a potem zwrócili wzrok na milczącego Czkawkę. Jego spojrzenie było jeszcze ciemniejsze niż zazwyczaj, co kazało im sądzić, że następne słowa Haddocka okażą się kluczowe.

- On kłamie - powiedział półgłosem - Mój ojciec był na tej wyspie tylko jeden raz i nigdy nie miał okazji zaprzyjaźnić się z Rudorem, ponieważ podczas tej jednej wizyty zrabował mu doszczętnie karczmę i zamordował jego syna. Cokolwiek planuje, nie ma wobec nas uczciwych zamiarów.

Wypowiedź młodego przywódcy położyła się cieniem wśród ich wcześniejszych myśli.

Jak na zawołanie wszyscy razem wbili wzrok w nieszczerze uśmiechniętego karczmarza, który niósł dla nich trzy upieczone kurczaki.


Czkawka obudził się natychmiast, oblany lodowatą wodą.

Szybko przetarł oczy dłońmi, rozglądając się wokół. Nie poznawał miejsca, w którym się znajdował, wszędzie leżały jakieś nieprzydatne, zakurzone przedmioty i śmieci. W powietrzu unosił się zatęchły, duszący zapach potu i krwi.

Chłopak spojrzał na człowieka, który był sprawcą jego pobudki.

Nieznajomy mężczyzna o potężnym wzroście i czarnych włosach odłożył puste wiaderko i sięgnął po pochodnię. Bez słowa zbliżył ją do twarzy młodego chłopaka, który od razu poderwał się na równe nogi.

Haddock zamachnął się, żeby przywalić mu z pięści, ale dopiero teraz poczuł na nadgarstkach kajdany i łańcuchy, którymi był przykuty do podłogi. Sięgały one takiej długości, że mógł swobodnie stać i podnieść ręce na wysokość ramion, ale nie wyżej.

- Kim jesteś? - zapytał, próbując w pamięci odszukać twarz mężczyzny. 

- Człowiekiem, który cię obezwładnił - odparł tajemniczo i ruszył przed siebie, choć po chwili zawrócił i odsunął się w bok, oświetlając tą część pomieszczenia, którą spowijał mrok.

Czkawka wciągnął powietrze ze świstem, nie dowierzając własnym oczom.

- Albo człowiekiem, który wyobracał twoją przyjaciółkę! - zaśmiał się gardłowo, podpalając dwie pochodnie przywieszone do ścian, dając tym samym światło na całą izbę.

- Zapłacisz za to! - Brunet szarpnął się w łańcuchach, a jego głos był niczym lodowate sople, przecinające wszystko na swojej drodze.

Mężczyzna podszedł do Szpadki, której twarz była praktycznie cała w zaschniętej krwi. Jej ubranie było w strzępach, tunika rozdarta na kilka części, cudem trzymająca się na ciele dziewczyny. Nogi miała również splamione krwią, a blond włosy w zupełnym nieładzie. O jej życiu mówiła jedynie wolno unosząca się, naga klatka piersiowa.

- Nie - mruknął, podchodząc do Czkawki i wpatrując się prosto w jego zielone oczy - To mnie zapłacono.

- Nie - mruknął, podchodząc do Czkawki i wpatrując się prosto w jego zielone oczy - To mnie zapłacono

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

999 słów xD 

ale przepraszam za tą przerwę - widocznie potrzebowałam poczekać ten tydzień, żeby móc napisać ten rozdział przy zajebistym arcydziele, jakim jest "louder than bombs" od moich kochanych chłopców - anyway, kochajcie cały album (siódemka mnie prześladuje, ale to nieważne xDD) - bo naprawdę monsterek+louder than bombs zrobiło tak dobrą robotę, że serio dobrze mi się pisało i myślę, że wyszło całkiem nieźle :)

jeszcze raz przepraszam i następny pojawi się na pewno w czas. bay!


p.s. also kochajcie mocno "friends" bo ta pioseneczka jest najcudowniejsza, płak płak :(

there was berk, when i was a boy || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz