FIFTY-FOURTH CHAPTER: Touch

573 34 30
                                    

Zielonooki szedł przed siebie, ignorując każdego, kto wchodził mu w drogę. Kierował się w stronę lasu, ponieważ musiał. Musiał akurat w tym momencie odnaleźć Nocną Furię. Musiał się z nim spotkać.

Teraz.

Musiał się z nim zobaczyć, żeby smok odgonił od niego te natrętne sprzeczności, które niespodziewanie znowu pojawiły się w jego głowie albo żeby w końcu go zabił, bo wszystko i tak nie miało już żadnego sensu. Po, co miałby żyć, skoro, pomimo małych zmian, wciąż był tą samą, pozbawioną uczuć i emocji, maszyną do zabijania, wypełniającą bez słowa sprzeciwu chore rozkazy ojca?

Jeśli tak, to powinieneś był zginąć osiem lat temu. Ale nie zginąłeś, więc to najlepszy dowód na to, że nie jesteś taki jak on i że masz coś do zrobienia na tym cholernym świecie, rozumiesz? Weź w końcu odpowiedzialność za to, co się dzieje, Czkawka. Tylko tym możesz to zrobić.

Słowa Szpadki, jak bumerang, odbiły się echem w jego głowie i sprawiły, że nagle się zatrzymał.

Ona miała rację, choć jeszcze o tym nie wiedział.

Jednak jak? Jak miał się dowiedzieć? Jak miał zrozumieć to wszystko?

Potrząsnął głową i wznowił swój marsz.

Była już późna godzina popołudniowa. Czkawka wiedział, że jeszcze przez około godziny będzie w stanie widzieć cokolwiek w lesie. Nie żeby to było jakąś przeszkodą. Znał lasy na Berk, jak własną kieszeń, poza tym miał Piekło, które skutecznie mogłoby oświetlić mu drogę. Jednak, aby znaleźć Nocną Furię potrzebował słonecznego światła.

Najpierw zaszedł nad Krucze Urwisko, które dokładnie sprawdził.

Po smoku nie było ani śladu, więc przeszedł w stronę zachodniej części wyspy do jaskiń. Następnie sprawdził tamtejsze plaże i wrócił się jeszcze raz na polanę, na której kiedyś spędzili trochę czasu.

Jednak Nocnej Furii nie było w żadnym z tych miejsc.

Młodemu wojownikowi nie podobał się taki stan rzeczy. W dodatku słońce skutecznie przesuwało się ku morskiej toni, aby w niej zginąć do następnego świtu. Promienie sięgały już tylko wysokich partii drzew, a przy samej ziemi powoli rodził się mrok.

Czkawka, nie mając lepszego pomysłu, zawrócił nad kotlinę, gdzie spotkali się po raz pierwszy.

Usiadł przy niewielkim jeziorze, wbijając w nie swój pusty wzrok.

– Przyszedłeś jednak – odezwał się po chwili, gdy wyczuł obecność łuskowatego gada za swoimi plecami. Odwrócił się nieśpiesznie.

Czarny, jak smoła, smok powoli schodził po pniu drzewa w dół, nie spuszczając uważnego, zielonego spojrzenia z chłopaka. Wreszcie stanął łapami na twardej ziemi i nie wyczuwając żadnego zagrożenia, pomaszerował w stronę Czkawki, trzymając się jednak wciąż na dystans.

Podszedł do jeziora, stając w odległości kilku łokci od bruneta. Wystawił język, aby zanurzyć go w chłodnej wodzie i się napić.

Czkawka patrzył na to wszystko z niepojętym dla niego spokojem. Uważnie śledził każdy ruch zwierzęcia i czynność, którą wykonywał.

Obydwaj byli spokojni, choć jednocześnie niezwykle czujni. Wystarczył jeden niepewny ruch, żeby mogli zaatakować zaciekle przeciwnika, raniąc go boleśnie lub nawet definitywnie pozbawiając życia.

Nic się nie liczyło.

Tylko oni powoli, niezauważenie, zbliżający się do siebie.

W końcu Nocna Furia podniósł wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały.

there was berk, when i was a boy || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz