118.

3.7K 171 18
                                    

Po miesięcznym pobycie w szpitalu z synkiem doczekałam się w końcu wypisu. Kulałam. Miałam rozpocząć rehabilitację dopiero po powrocie do domu, ale uznałam, że chciałam rozpocząć ją wcześniej. Skoro i tak byłam na miejscu, a synek przesypiał większość dnia. Lekarz nie miał nic przeciwko. Byłam uparta i nie zamierzałam się poddać, dopóki leczenie nie przyniesie odpowiednich efektów. Dla moich dzieci. Nie chciałam, żeby ktoś cały czas musiał mi przy nich pomagać.

Matt wspierał mnie każdego dnia. Teraz jeszcze bardziej żałowałam, że nie było go przy narodzinach Nity. Mimo że mama starała się, jak mogła, jego brakowało mi najbardziej.

– Gotowi? - Stanął przede mną zadowolony.

Matthew też męczyło krążenie między domem a szpitalem. Dobrze, że mógł wykorzystać zaległy urlop i być przy mnie.

– Oczywiście. Zabierz nas stąd. - Cmoknęłam go w policzek.

Marzył mi się sen we własnym łóżku, z Mattem obok. Ewentualnie córeczką, która pewnie nie będzie odstępować mnie na krok.

– W końcu będę miał was wszystkich w domu.

– Czy twoja była żona przeprowadziła się do nas z waszymi synami? - Spojrzałam na niego, udając przerażoną.

– Bardzo zabawne.

– Wcale nie. Udusiłaby mnie pierwszej nocy.

Nie chciałabym spędzić z Sam pod jednym dachem więcej czasu niż to konieczne. W jej towarzystwie cały czas musiałam być czujna.

– Przestań. - Uśmiechnął się. – Myślałem, że już jej przeszło.

– Przeszła jej miłość do ciebie, ale nie nienawiść do mnie.

Sam nigdy mnie nie polubi. Nie oczekiwałam tego. Matt pewnie wolałby, żebyśmy się zaprzyjaźniły. Byłoby mu łatwiej, ale nie miał pojęcia o uczuciach zranionej kobiety. Po rozmowie w szpitalu ani trochę jej nie zaufałam. Na pewno coś kombinowała. Złość nie mogła jej przejść z dnia na dzień. Jednak musiałam jej podziękować za to, że zajęła się moją córką. Gdy Matt jeździł do chłopców, zabierał Nitę ze sobą, która już nie chciała zostawać z dziadkami. Sam nie dawała jej w żaden sposób odczuć, że nie była mile widziana w jej domu. Teraz to ja musiałam, zresztą jak zawsze, pokazać, że byłam tą rozsądniejszą.

Skoro Sam wykazała chęci, musiałam to zaakceptować. Mogłam liczyć na jej potknięcie albo wierzyć, że mi wybaczyła. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że to ja zostałam o wszystko obwiniona. Do Matthew nikt nie miał pretensji, że zdradził żonę. A przecież to on obiecywał wierność. Dlaczego zawsze kobiecie obrywało się w takiej sytuacji? Gdyby facet nie chciał, sama by nic nie zdziałała.

– Co cię wkurzyło? - Spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

Nie sądziłam, że było widać moją złość.

– Nic.

– Widzę.

– Nie chcę teraz o tym rozmawiać. - Złapałam go za dłoń. – Zabierz mnie do domu.

– Dobrze. - Pocałował mnie.

W domu czekali na nas rodzice. Moi i Matthew. Zdziwiła mnie ich obecność, bo nie przepadali za mną, co zawsze dawali mi do zrozumienia. Doceniam jednak, że chcieli zobaczyć wnuka, bo podejrzewałam, że właśnie dlatego przyjechali.

Przywitałam się z Nitą, która bawiła się w swoim pokoiku. Wybiegła stamtąd za mną, żeby przysiąść przy braciszku.

– Jak się czujesz? - spytała matka Matta.

– Bywało lepiej.

– Matthew mówił, że rehabilitacja ci pomaga.

Miło, że zainteresował ją mój stan zdrowia albo pytała z grzeczności.

– Bardzo.

Gdyby nie ćwiczenia, mogłabym zapomnieć o pełnej sprawności. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że tym razem nie odzyskam stuprocentowej sprawności. Czasami będę kuśtykać.

– To dobrze. - Uśmiechnęła się. – Jeszcze pobiegasz za dzieciakami.

Na pewno.

– Z nimi, mamo – poprawił ją Matthew.

– Nie masz nic przeciwko, że wezmę wnuka na ręce? - Spojrzała na mnie.

Tego było dla mnie za wiele. Nie byłam w stanie dłużej znosić jej uprzejmości. Po raz pierwszy nie chciałam, żeby zbliżała się do moich dzieci.

– Mam. Nie chciałaś poznać mojej córki. Nie pozwoliłaś jej wołać do siebie babciu. Było jej przykro za każdym razem, gdy mówili tak do ciebie Lucas i Liam, a ona nie mogła!

Chciałam jej to wykrzyczeć już dawno. Musiałam tłumaczyć panią Fortman przed własnym dzieckiem, bo nie chciałam jej buntować. Liczyłam, że kiedyś pozwoli się zbliżyć do siebie wnuczce. Nie wiedziałam, czy nadal tego chciałam.

– Wiem, że jesteś na mnie zła.

To mało powiedziane.

– Nie, w ogóle. - Zakpiłam. – Nie dałaś mi szansy nic wyjaśnić. Nie mogłaś zaakceptować, że kocham twojego syna.

– Mamo! - Matthew spojrzał na nią wkurzony.

Czyżby bał się, że jego matka mogła mnie zranić? Nie mogła. Nie obchodziło mnie jej zdanie.

– Chcę to naprawić. - Nadal na mnie patrzyła. – Dla mnie też to było trudne.

– Jak dla nas wszystkich.

– Nie złość się na mnie, że pokochałam Sam, jak własną córkę.

Pokuśtykałam na balkon, nie mogąc tego słuchać. Sam była ważniejsza nawet od syna. Nie zamierzałam się płaszczyć przed panią Fortman.

Tata akurat palił papierosa. Przez chwilę miałam ochotę zapalić z nim.

– Stara się – odezwał się po dłuższej chwili.

– Kto? - Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

– Matka Matta.

Akurat.

– Niby jak? – burknęłam. – Cały czas daje mi do zrozumienia, że Sam była lepszą synową.

– Ja też wolałbym, żebyś nie wpakowała się w ten romans. - Uśmiechnął się.

Nawet on zamierzał robić mi wyrzuty.

– Dzięki.

– Ale widzę, że jesteś szczęśliwa. - Przytulił mnie do siebie. – Ona też to w końcu zauważyła.

– Za każdym razem musiałam tłumaczyć Nicie, że babcia ją kocha, ale jeszcze nie umie jej tego pokazać.

Widziałam smutek w oczach córeczki, gdy mówiła o babci. Nie chciałam, żeby się nią przejmowała, ale też nie próbowałam nastawiać jej przeciwko rodzinie Fortmana. Nie tak chciałam wychować dzieci.

– To teraz nie pozwól, żeby twoja córka myślała, że jest inaczej, że ją okłamałaś.

– Nie jest mi łatwo. - Westchnęłam.

– Wiesz, że to wszystko jego wina? Omamił cię i nie winię cię za to.

Tata mógł sobie tak myśleć.

– Kocham cię, tato.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz