Stone&Law co roku w okresie letnim przyjmowało na praktyki kilku studentów. W tym czasie zawsze było dużo roboty, bo zaczynał się sezon urlopowy. Prawnicy mieli niestety problem, bo ich akurat nie miał kto zastąpić, ale pracownicy administracyjni mogli spokojnie jechać na wakacje. Praktykanci poradzą sobie z ich robotą. Poznaliśmy ich w piątek. Znaczy, ja nie miałam okazji. Nic straconego. Lou mówiła, że chłopak był nawet przystojny. Ciekawe. W ogóle okazało się, że jeden z nich zrezygnował. Na jego miejsce miał ktoś jeszcze przyjść, ale dokładnie nie wiadomo. Będę mogła wysyłać ich do archiwum. Kolejny powód, żeby unikać Matta, a na razie tego potrzebowałam. Zostaną nam tylko wspólne dyżury. Dopóki nie będziemy musieli zostawać po godzinach, wszystko będzie dobrze. Poza tym Fortman nie nalegał na spotkania ze mną. Może mu przeszło. Przemyślał wszystko i postanowił porozmawiać z żoną i naprawić swoje małżeństwo. Trochę mi przykro z tego powodu, ale właśnie tak powinien postąpić.
– Ile jeszcze z nami będziecie? - Spojrzałam na Alice.
Przykro mi, że odejdzie. Zaprzyjaźniłam się z nią. Zaczynaliśmy pracę w czwórkę i nie sądziłam, że się zżyjemy. Wtedy myśleliśmy, że zostaniemy tutaj wszyscy. Ashley trochę pokrzyżowała nam plany, ale to nie znaczyło, że nie będziemy się spotykać poza pracą.
– Umowę mam do września.
– Mnie chyba przeniosą po wakacjach – wtrącił Tom.
Nawet nie chciałam myśleć, jak to będzie bez jego kłótni z Louisą. Bez tego nie było pracy.
– A my swój pokój dostaniemy już za tydzień. - Zaśmiała się Louisa.
To prawda. Pokój był już gotowy, ale musiałyśmy jeszcze pokazać praktykantom, jak się pisało pozwy i ogólnie spędzało czas w kancelarii. Ktoś musiał pokazać im, jak wyglądała obsługa sekretariatu. Oczywiście padło na mnie i Lou, co zostało uargumentowane tym, że miałyśmy mało spraw. Serio? Wydawało mi się, że Ashley chodziło o to, żeby pokazać im, że nie było obijania się w pracy. Będzie trudno, bo właśnie to robiliśmy przez większość czasu.
– Już chcą się nas pozbyć. - Zaśmiał się Tom.
– Chodzi o moje biurko. - Alice również się roześmiała.
– Tak, wcale nie chodzi o twoją dobrą kawę. - Uśmiechnęłam się.
Praktykanci skończyli swoją odprawę i przyszli do nas. Zaskoczyło mnie, że będąc w piątek, zdążyli zająć już sobie miejsca. Naprzeciwko mnie siedziała blondynka, której imienia nie znałam, bo nie zdążyła się jeszcze przedstawić. Obok siedział chłopak i Madison. Madison wyglądała na starszą od nas i chyba tak było. Żadne nic się nie odzywało. Tak, jakbyśmy byli na siebie obrażeni. Może byliśmy, a ja o tym nie wiedziałam.
– Był ktoś u Johnego? – spytałam, chcąc przerwać tę ciszę.
Nie musiałam odzywać się do nowych, skoro nie chcieli, ale mogłam rozmawiać z resztą.
– Oszalałaś? - Louisa spojrzała na mnie jak na wariatkę.
– W końcu tu przyjdzie. - Westchnęłam.
Lepiej on jak Matt. Nie widziałam się z nim od piątku, gdy odwiózł mnie na przystanek. Pewnie siedział na dyżurze, dlatego się jeszcze nie widzieliśmy. Mój dzisiejszy dyżur wzięła Alice. I byłam jej za to wdzięczna. Ledwo wstałam z łóżka. Na szczęście nie musiała tam siedzieć, póki nie było ludzi, bo była zamiast niej Joelynn.
Joelynn na co dzień zajmowała się sprawami administracyjnymi razem z dwoma innymi kobietami. Oczywiście wtedy, gdy nie była w terenie i akurat nie miała swojej roboty, siedziała za nas albo z nami w doradztwie. Nigdy nie sądziłam, że kancelaria poza prawnikami potrzebowała tylu ludzi. Ale jak ktoś robił to na wielką skalę, jak Ashley to nie było się co dziwić, że potrzebowała więcej pracowników, którzy zajmowali się całą resztą.
Słyszałam, że ktoś z praktykantów za kilka dni będzie pomagał dziewczynom na dole. Ciekawe na kogo padnie.
– Ta, jemu się śpieszy do roboty. - Zaśmiała się Alice. – Idę posiedzieć na dole. - Wstała i spojrzała na mnie. – Nadal nie chcesz tam iść?
– Nie – burknęłam.
Siedzieliśmy ciszy, dopóki nie weszła Ashley. Zdziwiła się, że nikt się nie odzywał do siebie. Odkąd zaczęłam pracę i siedziałam w tym pokoju, nie było dnia, żeby panowała taka cisza, jak dziś. No cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Stone przekazała nowym obowiązki i rozdzieliła nas do pomocy. Razem z Tomem miałam pokazać Amandzie pracę w archiwum. Tom twierdził, że znał blondynkę ze szkoły i wcale nie była taka zła. Oby miał rację. Louisa z Alice pokażą Davidowi, co robiły na co dzień. Czyli nic, ale miał problem. W środę czekał go dyżur z Johnem, a w piątek z Jackie. Od dwóch miesięcy dni darmowych porad były w poniedziałki, środy i piątki. W resztę dni porad udzielały dziewczyny w sekretariacie na dole. Tak było całkiem dobrze. Poza tym wkrótce dyżury odbywać będą się na dwie zmiany. Od rana do południa i od południa do piątej. Ludzie nie będą musieli się martwić, że nie zdążą do dwunastej. Może powinnam zaproponować dodatkowy dzień do siódmej? Obawiałam się jednak, że nie byłoby chętnych i ja musiałabym zostawać po godzinach.
– Madison, będziesz pomagać Joelynn. - Uśmiechnęła się do niej. – Zejdziesz tam od jutra.
Joelynn była fajna, ale jej robota niekoniecznie. Lubiłam rozmowy z klientami, ale nienawidziłam dzwonić do świadków i nakłaniać ich do złożenia zeznać. Niektórzy z nich to idioci i nie rozumieli, że ich obecność w sądzie mogła komuś uratować życie.
– Co będę robić? - Spojrzała na nią.
Na początku się uczyć. Przewróciłam oczami. Musieli się skupić na egzaminach, które potwierdzą ich kwalifikacje i uzyskają dostęp do naszego systemu. To była właśnie część, którą będzie zajmować się Tom. Praktykanci będą jego pierwszymi uczniami. Ciekawe, jak mu pójdzie. Będzie mógł ich trochę podręczyć, jak nas zdenerwują. Bez egzaminu nie ukończą praktyk. Wtedy będą musieli szukać kolejnego pracodawcy albo dać sobie spokój ze studiami.
– Umawiać spotkania z różnymi ludźmi. Dziewczyny ci wszystko pokażą. A wy nie macie nic do roboty? - Spojrzała na nas.
Niektórym pracownikom często przeszkadzało, że za długo siedzieliśmy w pokoju, bo przecież w tym czasie moglibyśmy komuś pomóc. Nie zamierzałam robić roboty za kogoś. Miałam swoją. To, że skończyłam wcześniej, nie znaczyło, że miałam się dać wykorzystywać. Mieli tyle samo do zrobienia, co ja albo i mniej. Wcześniej pomagałam, ale zauważyłam, że wtedy ludzie nie spieszyli się ze swoją pracą, bo wiedzieli, że ktoś zawsze zrobi to za nich. Dość tego dobrego.
– Za godzinę schodzimy do archiwum – odezwałam się. – Czekamy jeszcze na maila od świadka w sprawie Hamiltona.
– Kiedy jest sprawa?
– W piątek. To nasz jedyny świadek. Jeśli się nie stawi, przegramy. Równie dobrze możemy nie iść do sądu. - Wzruszyłam ramionami.
– Sprawa jest twoja, czy Matta?
Trzeba przyznać, że Ashley bardzo interesowała się naszą pracą, ale nie dlatego, że była szefową. Po prostu chciała nam pomóc. Wymagała od nas dużo, ale dlatego, że chciała mieć w swojej kancelarii tylko dobrych prawników. Nie po to pracowała na zaufanie tyle lat, żeby ktoś jej to zniszczył. Nie bez powodu jej kancelaria była jedną z najlepszych w Stanach.
– Tym razem jeszcze jego. - Uśmiechnęłam się.
Na swoim koncie miałam jedną wygraną sprawę. W razie, co nie chciałam sobie brudzić konta. Fortman o tym wiedział, dlatego wziął tę sprawę. Jemu to nie robiło różnicy. Już zapracował sobie na zaufanie klientów.

CZYTASZ
Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]
RomanceNie miałam wyrzutów sumienia, że wpakowałam się do łóżka żonatemu facetowi. Raczej on powinien je mieć, bo zdradził kobietę, której przed Bogiem przysięgał wierność. Ja nikomu nic nie obiecywałam. Dlatego zniknęłam z jego życia, by nie komplikować b...